Tylko w WP.PL. Ukraińscy żołnierze o Polsce: wy macie tu swoje interesy, nie zależy wam na Ukrainie
Skąd jesteście? - Z Polski. - A, z Polski... Pauza. Co się za nią kryje? Nieufność, ostrożność, niechęć, czasem zaciekawienie, rzadziej sympatia. Mieszkańcy Krymu na Polaków, zwłaszcza dziennikarzy, reagują różnie - piszą Aneta Wawrzyńczak i Konrad Żelazowski, reporterzy WP.PL z Krymu.
26.03.2014 | aktual.: 02.04.2014 10:07
Czytaj także inne relacje reporterów WP.PL z Krymu
Budynek parlamentu. Na szczycie powiewają flagi - krymska i rosyjska. Robimy kilka zdjęć. W kadrze łapiemy kobietę około pięćdziesiątki. Sama zagaduje: przychodzę tu tak często, jak to możliwe. Nie mogę nacieszyć się ich (flag - red.) widokiem - mówi. I podkreśla, żeby nie było cienia wątpliwości: to dla nas wielka radość!
Przez chwilę patrzy zaciekawiona, w końcu pyta: a wy skąd?
Chyba wyczuła, że nie "stąd". - Aaa, z Polski... Niedawno byliśmy w jednym sojuzie - uśmiecha się. Pół żartem, pół serio dodaje, że kto wie, może niedługo Polska też będzie zarządzana z Kremla? - Rosji nie należy się bać, Rosja chroni - zapewnia.
Baza w Belbeku, kilka godzin po szturmie rosyjskich wojsk i kapitulacji Ukraińców. Na uboczu dwóch żołnierzy. W rękach foliowe reklamówki. W reklamówkach - cały dobytek z czasów służby. Ich konsternacja niemal bije po oczach. Rano obudzili się w koszarach, wieczorem położą się spać w cywilu. Porozmawiać mogą, ale bez zdjęć, a tym bardziej kamery. Ostatecznie mówi jeden, drugi tylko słucha. Pierwszy zerka co chwilę w stronę bazy. Czasem nerwowo, czasem z nostalgią. Rozgoryczenie wisi w powietrzu, aż chciałoby się je pociąć nożem. Stracili już wiarę i nie ufają nikomu. Polakom również. - Wy macie tu swoje interesy, nie zależy wam na Ukrainie - mówi ten wygadany.
Centrum Symferopola, w samo południe. - Nie wolno! - krzyczy mężczyzna z czerwoną opaską na ramieniu, gdy chcemy sfotografować siedzibę tutejszego rządu. Jego kamraci zerkają podejrzliwie. To milicja obywatelska. Ich nie interesuje narodowość, tylko profesja. Dziennikarze, obojętnie jakiej nacji, są z góry na cenzurowanym. Sami nie chcą rozmawiać, odsyłają do Anatolija Lebiedieva, dowódcy. - W autobusie siedzi - wskazuje jeden z nich. Ale w autobusie Anatolija żadnego nie ma. To może jest ktoś inny? Dla polskich dziennikarzy nie ma nikogo. "Zieloni" wyjaśniają w jednym zdaniu, wręcz jednym słowie, co myślą o propozycji rozmowy. "Prowokacja" - i wszystko jasne: nie będzie "interwju”.
Plac Lenina w Symferopolu, po zmroku. Pod pomnikiem odlanego z brązu ojca komunizmu zbierają się ludzie. Kilkadziesiąt osób - i niemal tyle samo flag. Rosyjskie, krymskie i czarno-pomarańczowe, ku pamięci zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Organizator demonstracji, Pawow Wiktor Anatoljewicz, bez wahania zgadza się na rozmowę. Najpierw wspomina swoją wizytę w Warszawie. - Piękne miasto, gościnni ludzie – zachwala i zapewnia, że chce się zrewanżować: - Zapraszam wszystkich Polaków na Krym. Przyjeżdżajcie!
Później opowiada o walce z faszyzmem i banderowcami. Tu znów wraca temat Polaków. - Powinniście rozumieć w Polsce, jakie to zagrożenie. Przez faszyzm zginęło u was tylu ludzi - stwierdza. I szczerze dziwi się, że Polska nie poparła jeszcze Moskwy.
Eupatoria. Kilkadziesiąt osób stoi w kolejce do urzędu po rosyjski paszport. Na widok kamery i mikrofonu niektórzy sami podchodzą, zagadują: zobaczcie, widzicie, żeby nas zaganiali tutaj z karabinami? - śmieje się starszy pan. Faktycznie, karabinów nie widać. Porządku pilnuje tu kilku członków samoobrony.
- Tylko nie mówcie, że to kolejka po chleb! – śmieje się młoda dziewczyna. Ale za chwilę żarty się kończą, bo większość petentów już wie, że ci z kamerą to Polacy. Ktoś pyta, czy rozumiemy po rosyjsku, ktoś denerwuje się: po co to filmujecie? Czego tutaj szukacie? Co chcecie pokazać? Wynocha! Wynosimy się.
Symferopol, centrum miasta. Obok pomnika Lenina występuje "Słoneczna siła" - grupa folklorystyczna z Uralu. Cały plac kołysze się w rytm pieśni ku chwale pradawnej Rusi. Co chwilę ze sceny słychać okrzyk: "chwała Rosji". - Chwała! - skandują widzowie. Alek, szef zespołu, wyjaśnia po występie: przecież wszyscy jesteśmy Słowianami.
Ważniejsze od metryki są muzyka i śpiew. Jego druh dopowiada: Wschód z Zachodem nie dogada się nigdy. Ale Polacy z Rosjanami - już tak.
Znów Symferopol. Czekamy na Jurija Pierszykowa, szefa kozackiej grupy samoobrony "Front Krymski". Pojawia się znikąd, gwiżdże i przywołuje nas szybkim gestem. Od początku chce pokazać, kto tu rządzi. Wchodzimy za nim do knajpy. To rozmowa z cyklu tych o wszystkim: trochę o organizacji, trochę o Rosji, trochę o Polsce. - Jesteście tacy sami jak Amerykanie –- rzuca. Niby nic, ale w jego ustach brzmi to jak obelga. Spokojny, ujmujący, zwłaszcza gdy szarmancko cmoka reporterkę w rękę albo gdy puszcza oko znajomym przy sąsiednim stoliku. Ale cały czas czuć jego gniew. Wydaje się gotów porazić nim każdego, kto nie widzi świata przez rosyjskie okulary.
Aneta Wawrzyńczak, Konrad Żelazowski z Krymu dla WP.PL