Tylko w WP. Kolejne doniesienia nt. Bartłomieja Misiewicza. Tomasz Siemoniak nie kryje zdumienia
- Za moich rządów takie rzeczy nie miały miejsca - podkreślił w rozmowie z WP były szef MON Tomasz Siemoniak. Odniósł się w ten sposób do doniesień "Polityki", według której rzecznik resortu zyskał - z mocy decyzji Antoniego Macierewicza - specjalne uprawnienia dotyczące m.in. korzystania ze służbowej limuzyny. - Rzecznik jest traktowany jakby był ministrem lub wiceministrem - zauważył Siemoniak. I podkreślił: to zaledwie element choroby toczącej MON.
02.02.2017 | aktual.: 02.02.2017 13:27
"Polityka" donosi, że Antoni Macierewicz miał specjalnie dla swojego rzecznika zgodzić się na przyznanie mu prawa do korzystania z karty drogowej typu A, która uprawnia do korzystania ze służbowej limuzyny bez konieczności ewidencji przejechanych kilometrów i podawania tras.
Tygodnik zaznacza, że dwugwiazdkowy generał z reguły ma kartę drogową typu B, a po pracy musi się poruszać własnym autem lub na piechotę.
Misiewicz miał sobie także załatwić jedną z limuzyn, jakie przed szczytem NATO zakupił resort obrony. Aby ją uzyskać, musiano ją zabrać pierwszemu zastępcy szefa Sztabu Generalnego.
Co na to były szef resortu? - Za moich czasów rzecznicy nie mieli takich uprawnień. Nie pozwoliłbym na coś takiego. Rzecznik jeździł nawet służbowo prywatnym autem. To elementarne zasady. Trzeba odróżnić rzecznika od ministra - powiedział Siemoniak w rozmowie z WP. - Czy pamięta pani takie ekscesy za moich rządów? - pytał.
Siemoniak podkreślił, że nie kwestia korzystania z limuzyny jest problemem, tylko rola Misiewicza w MON. - To on rządzi - stwierdził.
Na pytanie, czy możliwe, by Macierewicz specjalnie dla Misiewicza zmienił przepisy, były szef resortu przyznał, że mogło tak być. Zaznaczył jednak, że nie wie dokładnie jak w tym momencie to wygląda.
- Nie wiem też, czy zabrał komuś limuzynę, ale - według doniesień mediów - nią jeździł. Reszta to plotki - kontynuował.
Siemoniak poruszył też inną kwestię - ochroniarza, z którym ostatnio Misiewicz miał brylować w jednym z klubów nocnych w Białymstoku. - Jeśli Macierewicz czuje się zagrożony, niech z ochrony korzysta - ma prawo, ale rzecznik? - pytał z niedowierzaniem były szef MON.
W ocenie Siemoniaka, odpowiedzialność za całe zamieszanie wokół rzecznika ponosi zarówno Antoni Macierewicz, PiS, jak i cały obóz władzy. - Najwyraźniej nikt nie wyciąga wniosków z sytuacji - podkreślił.
- Nie będę udzielał rad, minister jest samodzielny - kontynuował były szef resortu. Przyznał, że burza wokół Misiewicza to dla opozycji sytuacja idealna, ale stanowczo oznajmił: - Szkoda MON.
- Misiewicz już dawno powinien zostać zdymisjonowany. W ogóle nie powinien się tam nigdy znaleźć. Nie ma kompetencji i umiejętności - to oczywiste. Ale, jak widać, rząd jest odporny na krytykę - podsumował Siemoniak.
O Bartłomieju Misiewiczu jest głośno od początku ubiegłego tygodnia, kiedy "Fakt" opisał wizytę rzecznika MON w jednym z białostockich klubów. Z relacji wynikało, że na imprezę zajechał luksusowym BMW, a towarzyszył mu ochroniarz - funkcjonariusz Żandarmerii Wojskowej.
Następnie dziennik poinformował, że Misiewicz otrzymał w ubiegłym roku dostęp do informacji niejawnych.