PolskaTuż przed katastrofą w kokpicie była osoba spoza załogi

Tuż przed katastrofą w kokpicie była osoba spoza załogi

Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych nie wyklucza, że piloci prezydenckiego samolotu Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem, mogli działać pod presją. Dodał, że wie, kto był w kokpicie minutę przed katastrofą, ale nie może tego ujawnić. - Ja wiem, ale nie będę mówił. Nie jestem upoważniony. Informację wydaje MAK - powiedział Klich.

Pytany w TVN24 o to, czy uważa, że presja wywierana na załogę samolotu nie miała znaczenia, odparł: "ja mówiłem to na konferencji w Moskwie, że nie miała, bo ja wtedy znałem rozmowę, która była prowadzona 16 minut przed zdarzeniem. Teraz wiem więcej, bo otrzymałem pełny zapis rozmów i teraz już bym tak kategorycznie nie stwierdził". (W środę Klich mówił, że po odsłuchaniu nagrań z kabiny pilotów nie odniósł wrażenia, by działali pod presją)

Klich powiedział, że na 16 minut przed katastrofą i na minutę przed nią w kokpicie były dwie osoby spoza załogi. Jedna jest rozpoznana, a co do drugiej jest "duży procent pewności, ale nie jest w stu procentach rozpoznana".

- To nie jest bezpośrednia presja, że musicie wylądować (...). Ale jeśli jest głos na minutę przed i osoba jest, to znaczy świadomość obecności tej osoby, już jest jakąś formą tego, że jednak jest ważna sprawa i należy się starać wylądować. Ja bym tak odebrał, gdybym pilotował ten samolot - powiedział Klich.

Poinformował też, że ma pierwsze wydanie transkryptu z kabiny pilotów. Pytany, czy przekaże je premierowi odpowiedział: "ja mogę poinformować osoby zainteresowane ogólnie o treści, ale nie przekażę bezpośrednio nikomu".

Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych nie chciał odpowiedzieć, czy osobą, której głos nagrał rejestrator w kokpicie był generał Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Ja wiem, ale nie będę mówił. Nie jestem upoważniony. Informację wydaje MAK. Ja mam wiedzę, ale nie mogę się nią podzielić - powiedział Klich.

Międzypaństwowy Komitet Lotniczy ogłosił w środę w Moskwie, że na "czarnych skrzynkach" zidentyfikowano dwa głosy spoza załogi. Jeden z nich - według ustaleń PAP - należy do dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika.

Klich pytany, czy jeśli by to był gen. Błasik, to - jego zdaniem - mogłoby to wpłynąć na dekoncentrację pilotów, czy mogła to być forma presji, odpowiedział, że nie. - Nie, pilot w czasie takiego ważnego zadania koncentruje się na zadaniu. Ja myślę, że oni w pewnym etapie lotu nawet zapomnieli, że ktoś tam może być - uważa Klich.

- Ale to, że ktoś jest jeszcze, na pewno może mieć jakiś wpływ. (...) Będą badania poziomu stresu - dodał Klich. Podkreślił, że część głosów z nagrań jest nierozpoznanych, ale - jak mówił - nie było namów do lądowania.

Klich mówił też, że polscy piloci otrzymywali od rosyjskich kontrolerów prawidłowe dane dotyczące wysokości. Podkreślił, że autopilot wyłączył się samoczynnie na pięć sekund przed katastrofą.

Dodał, że jest przeciwnikiem ujawnienia całkowitych zapisów czarnych skrzynek. - Natomiast te zapisy, które powodują, że raport końcowy jest wiarygodny, które dokumentują, muszą być ujawnione - podkreślił.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1674)