Tusk i Duda w USA. Wpadka dyplomatyczna na spotkaniu z Bidenem
Polska delegacja złożyła wizytę w USA. Podczas spotkania z Joe Bidenem przedstawiciele władzy w Warszawie nie usiedli zgodnie z protokołem dyplomatycznym.
13.03.2024 | aktual.: 13.03.2024 08:57
We wtorek, w 25. rocznicę przyjęcia Polski do NATO, prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk złożyli wizytę w USA. Zgodnie z zasadami na początku spotkania w Białym Domu amerykański przywódca wita się z głową państwa w gabinecie owalnym, a następnie wspólnie udają się do tzw. sali gabinetowej, gdzie odbywają się rozmowy z całą delegacją.
- Miejsca są oznaczone specjalnymi tabliczkami. Wiadomo, kto z podsekretarzy i pozostałych urzędników ma gdzie usiąść. Tym razem jednak, ze względu na liczebność polskiej delegacji i ogromne zainteresowanie ze strony amerykańskiej, trzeba było szukać inne sali - podkreślił dziennikarz Piotr Kraśko w relacji dla TVN24.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kraśko poinformował, że Biden, Duda i Tusk "musieli przejść do wschodniego skrzydła, na drugą stronę Białego Domu". - Tam jest sala, która mogła wszystkich pomieścić - oznajmił.
Zobacz także
Wizyta w USA. Zgrzyt na spotkaniu z Bidenem
Z kolei były ambasador Jerzy Marek Nowakowski zauważył, że polscy wysłannicy nie usiedli tak, jak wskazuje na to protokół dyplomatyczny.
- Zaskoczyła mnie jedna rzecz, którą dyplomaci znakomicie odczytują, czyli protokół. Przyjrzałem się stołowi po stronie polskiej. Nasza delegacja siedziała kompletnie nieprotokolarnie - stwierdził w TVN24 historyk i były ambasador RP na Łotwie Jerzy Marek Nowakowski.
- Tam siedziały dwie delegacje, bo gdyby zgodnie z zasadami rozsadzać te osoby, siedziałyby zupełnie inaczej. Po prawej stronie prezydenta powinien siedzieć premier Tusk, po lewej ręce powinien siedzieć minister Sikorski, potem powinien siedzieć polski ambasador, którego w ogóle przy tym stole nie było, powinien siedzieć minister Siewiera jako szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego - wyjaśnił.
- Gdyby go zachowano, jej członkowie siedzieliby zupełnie inaczej, a tak to były w zasadzie dwie polskie delegacje, a nie jedna - wyjaśnił w rozmowie ze stacją.
"To pokazuje, że choć cały czas mowa była o manifestacji jedności, mimo sporów w krajowej polityce, nie udało się tego pokazać" - czytamy z kolei w "Fakcie".
Czytaj więcej:
Źródło: PAP/"Fakt"/WP/TVN24