Turcja wchodzi do gry o Ukrainę. "To nieustanny balans między NATO a Rosją"
"Atak Rosji na Ukrainę byłby niemądrym posunięciem, a gdyby do niego doszło, to Turcja zrobi to, co będzie konieczne, jako członek NATO" - zakomunikował w środę prezydent Turcji Recep Erdogan. Tym samym skomplikowane relacje Ankary i Moskwy stały się jednym z kluczowych elementów architektury bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej. Powstało też pytanie, czy polityk, który kupuje kluczowe uzbrojenie od Rosji, może przyczynić się do powstrzymania konfliktu na Ukrainie.
Turcja, drugie państwo pod względem potencjału militarnego NATO, od dłuższego czasu postrzegana była przez Zachód jako taktyczny sojusznik Rosji. Gdy w 2019 r. Ankara kupiła rosyjskie systemy rakietowe czwartej generacji S-400 oraz rozpoczęła współpracę z rosyjskimi firmami przy budowie reaktorów jądrowych, pojawiły się pytania o jej lojalność wobec Sojuszu.
Ale relacje między Ankarą a Moskwą tylko z pozoru wyglądają na jednowymiarowe. W rzeczywistości prezydent Recep Erdogan konsekwentnie prowadzi własną grę, zmierzającą do utrzymania względnej równowagi między Wschodem a Zachodem, czemu dał wyraz, angażując się w deeskalację napięcia na Ukrainie.
Kijów-Ankara-Moskwa?
W wywiadzie dla tureckiej telewizji NTV Erdogan przekazał, że zaprosił do Turcji prezydenta Rosji Władimira Putina i oświadczył, że oczekuje w tej sprawie odpowiedzi z Moskwy. Turecki prezydent wytłumaczył, że gościłby obie strony konfliktu, Ukrainę i Rosję, by na drodze dyplomatycznej doprowadzić do uregulowania konfliktu. Równocześnie rzecznik prezydenta Ibrahim Kalin poinformował o zaplanowanej wizycie Erdogana w Kijowie, która ma się odbyć w ciągu kilku tygodni - podał dziennik "Daily Sabah". Jak rozumieć te ruchy?
Według prof. Macieja Rasia, prodziekana Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, w opisie relacji rosyjsko-tureckich trzeba wziąć pod uwagę kilka uwarunkowań.
- Po pierwsze, Turcja jest zainteresowana równowagą sił w regionie Morza Czarnego, dlatego jakakolwiek dominacja Rosji w basenie czarnomorskim byłaby Turcji nie na rękę. Po drugie, pamiętajmy, że Erdogan wyraźnie sprzeciwił się aneksji Krymu przez Rosję, co związane jest z historyczną sympatią wobec tatarów krymskich, którzy starają się zachować niezależność względem Moskwy - tłumaczy w rozmowie z WP ekspert. - Po trzecie, Turcja bierze pod uwagę nie tylko siłę militarną Rosji czy eksport surowców energetycznych z tego kraju, ale również zależność gospodarczą o innym charakterze. Chodzi o ruch turystyczny: Rosjanie stanowią w Turcji największą grupę turystów zagranicznych - dodaje prof. Maciej Raś.
"Putin szanuje twardą postawę Erdogana"
Wspomniana zależność, przy jednoczesnej konieczności obrony własnej strefy wpływów, sprawia, że Turcja jest bardzo nieoczywistym aktorem na scenie geopolitycznej, który w obliczu narastającego ryzyka rosyjskiej agresji na Ukrainę może pełnić rolę pośrednika w rozmowach z Kijowem i NATO równocześnie. Turcja od dłuższego czasu prowadzi w tym regionie własną politykę obronną, m.in. sprzedając Ukrainie nowoczesne drony Bayraktar oraz pomagając jej w rozbudowie marynarki wojennej. Ogromne znaczenie w skomplikowanych stosunkach z Moskwą odgrywa również Bliski Wschód, zwłaszcza Syria, która stała się polem starć często sprzecznych interesów Turcji i Rosji na tym terenie.
- W nieodległej przeszłości dochodziło do wymiany ognia i zestrzelenia rosyjskiego samolotu przez Turków w Syrii - mówi WP Wojciech Konończuk, wiceszef Ośrodka Studiów Wschodnich. - Paradoksalnie Turcja znalazła lepszy sposób na życie z Rosją niż Unia Europejska, bo Rosja rozumie politykę siły i szanuje twardą postawę Erdogana. Do tego z punktu widzenia Rosji Turcja wnosi napięcie do NATO, co Władimir Putin docenia. – dodaje ekspert.
A jak Rosja może odpowiedzieć na ostrzeżenia Turcji i jej wezwanie do mediacji? Wojciech Konończuk uważa, że Ankara może faktycznie odegrać rolę pośrednika, który może pomóc w deeskalacji konfliktu na Ukrainie. - Niedługo mamy wizytę Recepa Erdogana w Moskwie, a Władimir Putin być może przyleci do Ankary. Nieformalne relacje dwustronne w kontekście Ukrainy już trwają - tłumaczy.
Jak zwraca z kolei uwagę prof. Maciej Raś, Erdogan - deklarując się jako lojalny członek NATO - działa też pragmatycznie, bo Sojusz nie zapowiada bezpośredniej interwencji militarnej. - Żeby zrozumieć stanowisko Erdogana, trzeba wziąć pod uwagę nieustanny balans między Zachodem a Rosją. Turcja chce być możliwie niezależna od obydwu stron, dlatego jednego dnia prezentuje się jako partner Zachodu, a drugiego kupuje uzbrojenie od Rosji - wskazuje wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości