Trzy refleksje w sprawie Pablo Moralesa [OPINIA]
Za sprawą Wirtualnej Polski dowiedzieliśmy się, że Platforma Obywatelska zapłaciła pewnemu internetowemu hejterowi ponad 300 tysięcy złotych, czyli tyle, ile profesor polskiego państwowego uniwersytetu zarabia w ciągu prawie pięciu lat. To upokarzające i bulwersujące - pisze prof. Marek Migalski.
22.02.2024 20:14
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Osobnik ten opluwał, obrażał, wyszydzał i wulgarnie atakował każdego, kto liczy się w debacie publicznej, a jednocześnie nie jest zaprzysięgłym miłośnikiem PO. I nie chodziło tylko o polityków PiS, ale także innych członków demokratycznej koalicji (ze szczególnym uwzględnieniem Szymona Hołowni) oraz niezależnych komentatorów i dziennikarzy.
Zobacz także
Sprawdziłem - konto Bartosza Kopani (Pablo Moralesa) zablokowałem i ja, zatem także i mnie musiał atakować, choć doprawdy trudno nazwać mnie miłośnikiem PiS. To refleksja osobista.
Refleksją obywatelską jest to, że jego hejterska aktywność była finansowana ze środków PO, czyli z pieniędzy publicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzeba bowiem państwu wiedzieć, że partia Donalda Tuska, podobnie zresztą jak wszystkie inne reprezentowane w Sejmie, finansowana jest w 90 proc. z dotacji i subwencji budżetowych, czyli z pieniędzy nas wszystkich. Każdy z nas zatem złożył się na to, by Bartosz Kopania mógł w sieci bluzgać, używać wulgaryzmów i wzniecać nienawiść.
Władze PO twierdzą jednak, że nie za to mu płaciły, lecz za "analizy politologiczne". Jestem żywo zainteresowany ujawnieniem owych "analiz" i mam nadzieję, że dziennikarzom nie zabraknie determinacji, by te wybitne dokumenty wydrzeć z gardła działaczy PO. Światowa politologia czeka na analizy warte aż tyle. A społeczeństwo polskie na ujrzenie dorobku intelektualnego doradcy partii Tuska, za który zapłaciła 300 tysięcy złotych.
Jest na koniec i refleksja politologiczna - ujawniony przez Wirtualną Polskę proceder jednej z partii jest powszechną praktyką także w innych. Tak się po prostu dziś uprawia politykę. Można nad tym ubolewać (co zrobiłem powyżej), można (a nawet należy) potępiać, ale trzeba mieć świadomość, że inne partie postępują tak samo.
Jeśli ktoś myśli, że wszystkie te konta w mediach społecznościowych, aktywnie i agresywnie wspierające PiS czy Lewicę, są prowadzone tylko przez fanatycznych zwolenników owych ugrupowań, to myli się w stopniu poważnym. Tak, wiele z nich, może nawet większość, to rzeczywiście profile osób wywodzących się z żelaznego elektoratu poszczególnych formacji, ale pewna część z nich jest prowadzona przez opłacanych trolli i zwykłych zjadaczy chleba, którzy w ten sposób dorabiają sobie do pensji, emerytury czy stypendium studenckiego.
Być może nie są oni tak sowicie opłacani, jak Pablo Morales (w końcu kto bogatemu, czyli PO, zabroni wyrzucać nie swoje pieniądze w błoto?), ale jest ich masa. Tak właśnie wygląda polityka w czasach mediów społecznościowych.
Jaki płynie z tego wniosek? Pierwszy jest taki, żeby ściślej kontrolować wydatki partii politycznych. Drugi - robić wszystko, by działały i dobrze się miały wolne media, które mogą ową kontrolę zapewnić. Trzeci natomiast adresowany jest do każdego z nas – być ostrożnym w sieci, blokować konta agresywne, zgłaszać je do administratora, samemu nie ulegać fali hejtu i "kulturze oburzenia", która tak często zalewa internet, weryfikować anonimowe konta lub nie prowadzić z nimi konwersacji.
Czyli mówiąc brutalnie – czyścić swoje media społecznościowe z brudu i śmieci.
Żeby ta afera miała jakiś pozytywny skutek, zacznijmy od dziś, dobrze?
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski*
*Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego i byłym europosłem (2009-2014). Wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".