"Trzeba przełknąć tę żabę". PiS z bólem godzi się na ustawę prezydenta Dudy
Partia rządząca z bólem serca będzie musiała poprzeć propozycję prezydenta o zmianie ustawy o komisji ds. rosyjskich wpływów. Jeśli tego nie zrobi, konflikt w obozie władzy rozgorzeje na dobre. A tego kierownictwo partii chce za wszelką cenę uniknąć.
Ostateczna decyzja w sprawie poparcia dla prezydenckiej nowelizacji ustawy o komisji ds. rosyjskich wpływów miała zapaść w poniedziałek 12 czerwca w partyjnej centrali PiS - wynika z nieoficjalnych ustaleń WP.
Miało na to wpłynąć przekonanie o jak najszybszym wygaszeniu sporów w obozie władzy. Tych w ostatnim czasie jest sporo, a to fatalnie wpływa na kampanię PiS. Zdają sobie z tego sprawę politycy z kierownictwa formacji Jarosława Kaczyńskiego.
- Nie mieliśmy innego wyjścia - poinformowała nas osoba bliska partyjnej centrali, zapytana o deklarację Bochenka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kluczowe słowo "pomimo"
- To jest żaba do przełknięcia, w dodatku na surowo - powiedział nam jeden z działaczy PiS, gdy prezydent postanowił 2 czerwca skierować do Sejmu nowelizację ustawy o komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich w Polsce. Andrzej Duda tym samym "wybił zęby" uchwalonej wcześniej przez PiS ustawie; jego projekt zakłada bowiem usunięcie z niej najbardziej kontrowersyjnych założeń.
Jak pisaliśmy w WP, Duda zaskoczył tym projektem własne środowisko polityczne i kolejny raz zmusił polityków PiS do tłumaczenia się w mediach i wicia się przy odpowiedziach na pytania dziennikarzy: poprzecie projekt prezydenta czy nie poprzecie? Politycy PiS nie mieli na to dobrej odpowiedzi. Albo zwyczajnie nie wiedzieli, co mówić, bo przekaz w tej sprawie był niejasny.
Niektórzy w PiS mówili, że skoro pierwotny projekt ustawy o komisji "lex Tusk" został uchwalony i wprowadzony w życie - przy akceptacji prezydenta - to po co zawracać sobie głowę nowelizacją i komplikować sytuację?
Politycy z rządu PiS byli mocno sceptyczni wobec propozycji Dudy i uważali, że przygotowany przez nich projekt jest znacznie lepszy i pozwoli na zdecydowane ruchy w kwestii badania rosyjskich wpływów. Jedna z osób związana z rządem nowelizację prezydenta nazwała "rozmiękczaniem" głównych założeń i celów komisji.
Nawet rzecznik PiS Rafał Bochenek przyznał to w zawoalowany sposób. - Dla nas najważniejsze jest to, że pomimo zmian zaproponowanych przez prezydenta, de facto element najistotniejszy dla nas, czyli element prawdy, jawności życia publicznego, jest utrzymany - stwierdził w radiowej "Jedynce".
Kluczem tu jest słowo "pomimo" - świadczące o tym, że PiS pozostaje mocno sceptyczne wobec rozwiązań zaproponowanych przez Dudę. Rafał Bochenek powiedział też, że nowelizacja Dudy "odpowiada na oczekiwania polityków opozycji". Nasz rozmówca z PiS każe traktować to jako jasny sygnał ze strony jego formacji: zagłosujemy za tym, ale się nie cieszymy. Zrobimy tak, bo musimy.
Według nieoficjalnych informacji WP, PiS - godząc się na nowelizację Dudy - bierze pod uwagę odrzucenie projektu ustawy kompetencyjnej, dzięki której prezydent chce zyskać większy wpływ na politykę zagraniczną rządu. Taki projekt ustawy zaproponował niedawno w orędziu sam Andrzej Duda. O reakcjach PiS pisaliśmy w Wirtualnej Polsce kilka dni temu. Nie były one przychylne głowie państwa.
Jak jednak słyszymy, decyzje w tej sprawie nie zostały jeszcze podjęte.
PiS nie powoła członków komisji w tym tygodniu? W grę wchodzi tylko jej powołanie
Ustawa, na podstawie której zostanie powołana komisja badająca rosyjskie wpływy w Polsce, weszła w życie pod koniec maja. Dotychczas nie wybrano członków tej komisji. W piątek 2 czerwca prezydent poinformował o przygotowaniu projektu nowelizacji tej ustawy i tego dnia projekt trafił do Sejmu.
Andrzej Duda zaznaczył, że w jego projekcie jest zapis, iż w komisji ds. badania wpływów rosyjskich nie mogą zasiadać parlamentarzyści, znoszone są środki zaradcze zapisane w obecnej ustawie (to m.in. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat), a głównym przedmiotem stwierdzenia komisji będzie uznanie, że dana osoba nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym; ponadto odwołanie od decyzji komisji ma być kierowane do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Według nieoficjalnych doniesień z korytarzy sejmowych PiS-owi może nie udać się powołać członków komisji "lex Tusk" na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Opozycja bojkotuje komisję i nie zamierza proponować własnych kandydatów. W komisji de facto będą pracować wyłącznie nominaci PiS. Kandydatury powinny zostać zgłoszone do 14 czerwca.
Co wydarzyło się dotychczas?
Chronologia wydarzeń wyglądała tak: Andrzej Duda w poniedziałek 29 maja poinformował, że podpisał tzw. ustawę lex Tusk o powołaniu komisji ds. wpływów rosyjskich w Polsce. Przyznał, że nie ma co do niej żadnych wątpliwości (choć na wszelki wypadek skierował ją do zbadania przez TK) i że powołanie komisji w formule, jaką uchwaliło PiS, jest absolutnie niezbędne.
Głowa państwa wyraziła pełne poparcie dla ustawy, którą opozycja, większość prawników, ekspertów oraz instytucji polskich i zagranicznych uznała za niezgodną z demokratycznymi zasadami państwa prawa.
Andrzej Duda nic sobie z tych głosów nie robił; ba, w kolejnych wystąpieniach przekonywał o słuszności swojej decyzji i przy okazji atakował Donalda Tuska za jego decyzje podejmowane w czasach rządów PO-PSL.
Prezydent ustawę "lex Tusk" - zgodnie z oczekiwaniami władz PiS - podpisał ekspresowo, dzięki czemu w środę 31 maja weszła ona w życie. Na jej mocy wkrótce mają zostać wybrani członkowie komisji (których wskaże wyłącznie PiS, bowiem partie opozycyjne wykluczyły udział w pracach nielegalnego ich zdaniem organu).
Co się dzieje dwa dni później? Andrzej Duda zaprasza dziennikarzy na spotkanie w Pałacu Prezydenckim i oświadcza, że ustawę "lex Tusk" - którą, podkreślmy, kilka dni wcześniej podpisał i co do której nie zgłaszał wątpliwości - należy w jej najważniejszych punktach zmienić. Słowem: wybić jej zęby. Wykreślić z niej najbardziej kontrowersyjne, a jednocześnie najbardziej fundamentalne z punktu widzenia PiS przepisy.
Złośliwi mówili tak: Duda przeczytał uchwaloną przez PiS ustawę, ale dopiero po tym, jak ją podpisał. A jak już ją przeczytał, to uznał, że nie jest taka dobra, jak myślał, że jest, gdy ją podpisywał.
Inni mówili jeszcze tak: Duda wątpliwości nabrał dopiero wtedy, gdy wylała się na niego lawina krytyki. I nie potrafił tego "ciśnienia" unieść.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl