Pomysł Andrzeja Dudy zaskakuje PiS. W partii wysyłają SMS‑y pełne złośliwości
"Cóż za zbędne orędzie" - wyzłośliwiali się w SMS-ach do dziennikarzy niektórzy politycy PiS po wystąpieniu głowy państwa. Andrzej Duda zaproponował w nim projekt ustawy o rozdziale kompetencji w obszarze polityki zagranicznej. Opozycja mówi: prezydent szykuje się na porażkę PiS w wyborach.
- Dzisiaj Europa przeżywa trudny czas. Mierzy się z konsekwencjami brutalnej rosyjskiej agresji na Ukrainę. To stawia przed nami nowe wyzwania. Żeby im sprostać, potrzebna jest współpraca i perspektywiczne myślenie. Planowanie kluczowych spraw z odpowiednim wyprzedzeniem. Do takich właśnie spraw należy zbliżająca się polska prezydencja w UE, którą obejmiemy już za półtora roku. Musimy być do niej doskonale przygotowani - stwierdził prezydent w orędziu, które zostało wyemitowane w mediach 6 czerwca wieczorem.
Andrzej Duda wymienił trzy główne cele polskiej prezydencji: pogłębienie współpracy transatlantyckiej (wzmocnienie relacji między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi), rozszerzenie Wspólnoty o Ukrainę, Mołdawię i Bałkany Zachodnie (a w przyszłości także i inne kraje do niej aspirujące), a także wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Europy.
Jak podkreślił, "to zadania ambitne". - Żeby je zrealizować, potrzebna jest bliska współpraca między prezydentem, rządem oraz Sejmem i Senatem. Dlatego już jutro (w środę 7 czerwca - red.) złożę projekt ustawy, który określi ramy tej współpracy w kontekście przewodniczenia przez Polskę pracom Rady Unii Europejskiej - zapowiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Duda stwierdził, że chciałby, aby "ta inicjatywa udowodniła, że w sprawach najważniejszych dla Polski cała klasa polityczna może ze sobą zgodnie współpracować". Zaapelował też, "żeby ustawa przyjęta została niezwłocznie".
Tyle słowa. Ważne jest to, co znalazło się w ustawie.
I tak np. prezydent chciałby sobie zagwarantować wpływ na stanowiska Polski prezentowane na arenie międzynarodowej. Przede wszystkim jednak w ustawie zapisał, że ma pewność wzięcia udziału w posiedzeniach Rady Europejskiej (lub innych posiedzeniach międzynarodowych z udziałem UE).
Dekadę temu pomiędzy Donaldem Tuskiem - wtedy premierem - a Lechem Kaczyńskim - wtedy prezydentem RP - rozegrał się "spór o krzesło", czyli o to, kto ma wybierać się do Brukseli i kto ma przewodniczyć polskiej delegacji. Propozycja Andrzeja Dudy to w zasadzie rozwinięcie tamtego problemu, ale z korzyścią dla samego prezydenta. Jego rola w polityce międzynarodowej byłaby większa.
PiS znów "zaskoczone"
Po wtorkowym orędziu prezydenta politycy PiS - którzy tuż przed wystąpieniem dowiedzieli się od znajomych dziennikarzy i doradców Dudy, o czym będzie mowa - rozsyłali złośliwe wiadomości w stylu: "ależ to było zbędne", "to było orędzie?"; itd.
Politycy z rządu nie kryją w nieoficjalnych rozmowach, że nie znali wcześniej szczegółów propozycji głowy państwa. Traktują ją - jak mówią - "życzliwie", ale bez emocji i bez nadawania jej większej wagi. - Nie wiemy, co proponuje prezydent i o co chodzi w jego propozycji - przyznawał ważny polityk z rządu. Nieznajomość projektu potwierdził rzecznik rządu Piotr Mueller w rozmowie z Polsat News.
Podobnych głosów - deklarujących niewiedzę - było więcej. Jeden z polityków PiS stwierdzi: - Andrzej chce podreperować swój wizerunek.
To nie pierwszy raz, gdy w ostatnim czasie Andrzej Duda zaskakuje obóz rządzący. Kilka dni temu prezydent zaproponował nowelizację ustawy o komisji ds. wpływów rosyjskich, o czym PiS również nie zostało uprzedzone.
Mówi polityk formacji Kaczyńskiego: - Kancelaria Prezydenta popełnia ten sam błąd. Zamiast wcześniej projekt jakiejś ustawy choćby kierunkowo omówić z rządem, wszyscy zaoszczędzilibyśmy sobie mnóstwo czasu... A teraz będzie tak jak z tą nowelizacją o komisji: prezydent coś zaproponuje, a my przez tydzień będziemy opowiadać, że to "przeanalizujemy". To bywa męczące.
Przykryć niewygodne tematy
Jakie motywy polityczne kierują prezydentem? W obozie rządzącym niektórzy twierdzą: prezydent chciał zaprezentować się jako mąż stanu, który - w imię walki o polskie interesy na arenie międzynarodowej - łączy wszystkie polityczne środowiska.
- W tym jest akurat dobry. Mocno urósł w ostatnich latach w obszarze polityki zagranicznej - chwalą go rządowi politycy.
Twierdzą też, że orędzie prezydenta może wywołać pozytywne wrażenie na instytucjach unijnych, które "oprotestowały" ustawę o komisji ds. wpływów rosyjskich w Polsce.
Swoje podejrzenia - zgoła inne - ma opozycja. - Prezydent Duda namawia do przyjęcia ustawy, która będzie go wzmacniać względem rządu. Rządu, który sam komplikuje sobie pracę, ponieważ to monopartia - PiS - kieruje rządem, a Jarosław Kaczyński chce kierować także Kancelarią Prezydenta. Ten projekt ustawy to przejaw skłócenia obozu władzy - uważa w rozmowie z WP szef klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski.
Borys Budka, szef klubu Koalicji Obywatelskiej twierdzi z kolei, że prezydent szykuje się już na przegrane wybory przez PiS. Wytyka mu też hipokryzję: wszak to nie kto inny, jak Duda, kilka lat temu nazwał Unię "wyimaginowaną wspólnotą, z której niewiele dla nas wynika".
Jak mówi polityk PO, "jedyne, co było pozytywnego w orędziu, to to, że Andrzej Duda już się chyba pogodził, że jego obóz przegra wybory i teraz na siłę kombinuje, jak to chciałby być podmiotem w polityce zagranicznej". - Jeśli ktoś chce poważnie podchodzić do swojej inicjatywy ustawodawczej, to najpierw kładzie papiery na stół, zaprasza liderów, mówi: chcę coś zrobić ponad podziałami. Inaczej to jest stand up - twierdzi Budka.
Rozmówcy z opozycji nie mają wątpliwości, że orędzie prezydenta i cała inicjatywa mogła być próbą przykrycia niekorzystnych dla niego dyskusji o komisji "lex Tusk" czy decyzji Sądu Najwyższego ws. ułaskawienia ministrów z dawnego "zakonu CBA": Mariusza Kamińskiego i Maciej Wąsika.
Ale - co ciekawe - takie też głosy można usłyszeć w samym PiS. - Na pewno prezydent chciałby przekierować uwagę na tematy, które są dla niego łatwe. A czymś takim na pewno jest polityka zagraniczna i polska prezydencja w UE - twierdzi w rozmowie z WP ważny polityk partii rządzącej.
Dodaje jednak, że dziwi go moment wyjścia z taką inicjatywą, bo do objęcia prezydencji Polski w UE pozostało 1,5 roku. - To bardzo dużo czasu. Nie wiadomo nawet, kto będzie wtedy rządził - zauważają nasi rozmówcy.
O inicjatywę prezydenta zapytaliśmy minister Paprocką, szefa gabinetu Andrzeja Dudy ministra Pawła Szrota, a także szefa Biura Spraw Międzynarodowych ministra Marcina Przydacza (obaj od dłuższego czasu nie udzielają się w mediach). Żadne z nich nie zdecydowało się porozmawiać.
Wystąpienie prezydenta na Twitterze chętnie za to komentowała opozycja. "Jeśli Andrzej Duda chciał pokazać, że jest mężem stanu, to znowu nie wyszło. Naród utwierdzony w ocenie głowy państwa" - napisała Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej.
"Czy ktoś wie, o czym było orędzie prezydenta? Bo chyba skończył, zanim zaczął" - kpił europoseł PSL Adam Jarubas.
"Kompletnie nieudana próba ratowania twarzy przez PAD. Unijna prezydencja w wydaniu PiS z karami za brak praworządności, za "lex Tusk", z kontekstem decyzji SN o wadliwym ułaskawieniu Wąsika i Kamińskiego" - komentował senator Koalicji Obywatelskiej Bogdan Zdrojewski.
Gdy projekt ustawy prezydenta został skierowany do Sejmu, oprotestowała go cała opozycja. Nie wiadomo, czy spotka się z akceptacją PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl