Polska"Trwa walka o krzyż, a 100 metrów dalej jest... krzyż"

"Trwa walka o krzyż, a 100 metrów dalej jest... krzyż"

Zły pomnik niszczy pamięć i ideę, która ma upamiętniać. Warszawa ma wyjątkowego pecha do "zbrodni pomnikowych". Porażką jest m.in. projekt ośmiometrowego pomnika przed Pałacem Prezydenckim i kwatera smoleńska, zaprojektowana notabene przez tego samego rzeźbiarza, co postawił kwaterę żołnierzom Armii Czerwonej w Ossowie. To niesamowite, że trwają awantury o krzyż przed Pałacem Prezydenckim, gdy wielki, piękny krzyż stoi na Placu Piłsudskiego - mówi Wirtualnej Polsce prof. dr hab. Marta Leśniakowska z Instytutu Sztuki PAN.

"Trwa walka o krzyż, a 100 metrów dalej jest... krzyż"
Źródło zdjęć: © WP.PL

03.09.2010 | aktual.: 12.03.2015 08:35

Jak ściąć głowy bohaterom

WP: Adam Przegaliński: Internauci Wirtualnej Polski są podzieleni w ocenie warszawskich pomników, ale jednak większość ma o nich negatywne zdanie. Wygląda na to, że ktoś nas krzywdzi i przyprawia gębę kiczowatej wzniosłości.

Marta Leśniakowska: Budowa pomników to bardzo skomplikowany, wieloetapowy proces, w którym zawsze ścierają się pamięć i kontrpamięć, pamięć zbiorowa i indywidualna. Oczywiście siłą napędową tego procesu jest głównie polityka. Dlatego, gdy opadają emocje, tak szybko o pomnikach zapominamy. Robert Musil mówił, że nie ma na świecie nic bardziej niewidocznego niż pomnik”. Tak się stało na przykład z krzyżem na Placu Piłsudskiego. Piękny, estetyczny pomnik, przypominający krzyże układane z kwiatów w czasie stanu wojennego i słynną papieską mszę, na co dzień nie jest zauważany, ponieważ teraz awantura o krzyż dzieje się 100 metrów dalej.

Pomniki ożywają w sytuacjach ekstremalnych. Nie bez powodu po przewrotach politycznych w pierwszej kolejności burzone są pomniki dyktatorów, jako symbole idei, które odrzucamy, w geście symbolicznej egzekucji. Tak się stało z pomnikiem Dzierżyńskiego w Warszawie, którego burzenie przybrało formę radosnego święta (choć jednocześnie Pomnik Braterstwa Broni, "Czterech Śpiących", czyli żołnierzy sowieckich na Pradze, warszawiacy oszczędzili). Tak samo zniszczono popiersie Świerczewskiego przy trasie W-Z czy pomnik "utrwalaczy władzy ludowej" przed Pałacem Lubomirskich. Jego demontaż zaczęto w 1991 r. od ścięcia głów figurom.

WP: Stawiając pomniki mitologizujemy bohaterów, a jednocześnie „wrogów” zrzucamy z piedestału, gdy zmieniają się czasy.

- Cesarz rzymski Justynian powiedział, że nagrobki naszych wrogów nie są dla nas święte i ta stara maksyma jest głęboko wpisana w cywilizację zachodu. Wyjątek czyni się jedynie dla mogił żołnierskich, one stanowią najsilniejsze tabu. Nawet Niemcy w czasie II wojny, łamiąc przecież setki innych tabu, nie podłożyli ładunków wybuchowych pod trzy arkady Pałacu Saskiego, bo tam znajduje się od 1924 r. Grób Nieznanego Żołnierza; przypomnę, że ta formuła uczczenia pamięci żołnierzy została wypracowana w 1918 r. , gdy pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu spoczęły prochy ofiar I wojny światowej.

WP: Oszczędzono pomnik, nie oszczędzono ludzi. Podczas obchodów „Cudu nad Wisłą” wybuchła afera wokół kwatery zbudowanej na mogile żołnierzy Armii Czerwonej, ofiar wojny z 1920 r. Czy była pani zniesmaczona tymi protestami?

- Oczywiście, bo była to zupełnie niepotrzebna awantura w miejscu pochówku żołnierzy, którzy byli naszymi wrogami, i to w dniu obchodów największego naszego zwycięstwa w historii: Bitwy Warszawskiej, dzięki której marsz bolszewizmu na Europę został zatrzymany. Sprawa tego grobu żołnierzy bolszewickich, który przekształcono w pomnik właśnie naszych wrogów, słusznie opinia publiczna odczytała jako rażące zakłócenie porządku publicznego i naszej pamięci. Nie powinno to mieć miejsca w tym dniu i w takiej formie, wystarczyłoby skromne zaznaczenie tylko tego miejsca pochówku tych żołnierzy. Nie potrafię wyzbyć się ironii, myśląc o tym, że ten sam rzeźbiarz Marek Moderau zaprojektował w tym samym czasie pomnik w Ossowie i kwaterę smoleńską na Powązkach. To dodatkowy dysonans.

"Kwatera smoleńska - jeden ze słabszych projektów"

WP: Czy podoba się pani kwatera smoleńska, budowana obecnie na Powązkach?

- Kwatera smoleńska to jeden ze słabszych projektów zgłoszonych w konkursie. Bardzo ciekawy był projekt Andrzeja Sołygi, który zacytował jeden z elementów ze swoich pomników-cmentarzy katyńskich - dwie czarne, proste płaszczyzny z nazwiskami ofiar katastrofy, a na odwrotnej stronie godzina katastrofy Tu-154. W ten sposób stworzona została kontynuacja cyklu katyńskiego – idealna sytuacja ciągłości i pamięci. Zostało to pogrzebane decyzją jurorów. Dwa bloki Moderaua w znikomym stopniu odwołują się do tej tragedii, bo są zbyt nachalne, zbyt monumentalne. A mamy przecież w Polsce jeden z najwybitniejszych obecnie w Europie pomników poświęcony ofiarom obozu zagłady w Bełżcu autorstwa Andrzeja Sołygi i Zbigniewa Pidka. Przejmujący przestrzenny pomnik-cmentarz-mauzoleum zaprojektowany w formie wielkiej milczącej pustki, z pogrążającą się w ziemi wąską drogą, która wyzwala w odbiorcy bardzo silne emocje związane z poczuciem zagrożenia i lęku – sytuacji, które mają wywołać w nas stan emocjonalny, jaki towarzyszył
nieustannie więźniom tego obozu. To wybitny przykład nowej formuły współczesnego pomnika, tzw. przeciwpomnika, który ma na celu tworzenie pewnych emocjonalnych sytuacji, w jakie wprowadzany jest odbiorca, a nie operuje anachroniczną już dzisiaj akademicką formułą obelisku. Polska realizacja jest ideową kontynuacją wybitnego, niestety niezrealizowanego projektu Pomnika-Drogi autorstwa Oskara Hansena z 1957 roku dla KL Auschwitz-Birkenau, opartego na hansensowskiej teorii Formy Otwartej. Ta idea ma dzisiaj swoje reprezentacje nie tylko w realizacji w Bełżcu, ale także w Berlinie, w słynnym pomniku-miejscu autorstwa Petera Eisenmana, upamiętniającym zamordowanych Żydów Europy. Cały kwartał miasta w pobliżu Bramy Brandenburskiej, a więc w samym centrum Berlina, zaprojektowany został jako przestrzenna minimalistyczna rzeźba z szarych, ogromnych bloków i między nimi wąskich przejść, wśród których odbiorca poddany jest bardzo silnym doznaniom fizycznym, poprzez które wywoływana jest pamięć o Zagładzie.
Minimalistyczna forma tej realizacji wpisuje się w najbardziej nowatorskie tendencje, jakie obserwujemy we współczesnej sztuce pomnikowej.

WP: Co pani myśli o projekcie pomnika Maksymiliana Biskupskiego, który tzw. obrońcy krzyża chcieliby postawić przed Pałacem Prezydenckim?

- Po pierwsze: Pałac Prezydencki i Krakowskie Przedmieście to nie są miejsca na jakiekolwiek tego rodzaju kommemoratywne pomniki. A Biskupski to przykład rzeźbiarza, którego propozycje w ogóle nie powinny być brane pod uwagę. Wystarczy, że postawił na Muranowie Pomnik Wywiezionych na Wschód. To jest właśnie przykład antypomnika w negatywnym sensie: monument odwołuje się do wielkiej idei i do pamięci o jednej z największych naszych tragedii w XX wieku, ale jego anachroniczna forma budzi w nas odruch estetycznego sprzeciwu. Biskupski zawsze używa tych samych postekspresjonistycznych motywów, natrętnej symboliki na granicy kiczu. Pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej mógłby oczywiście powstać, ale w zupełnie innym miejscu i w wyniku w wieloetapowego konkursu, profesjonalnie przygotowanego i bez udziału polityków. A to w Warszawie i przy takich emocjach, jest niemożliwe.

Ranking największych hitów i wpadek pomnikowych

WP: Jaki jest pani ranking największych pomnikowych wpadek w Warszawie? Mamy m.in. Słowackiego na zbyt dużym cokole na Placu Bankowym, Starzyńskiego przywalonego mapą Warszawy w tym samym miejscu, idyllicznego Sobieskiego przy ul. Klimczoka, De Gaulle’a – ulepionego z błota niczym Golem.

- Warszawa jest wyjątkowo pechowym miastem, jeśli chodzi o pomniki. Jest co prawda kilka wyjątków na Trakcie Królewskim: książę Poniatowski Thorvaldsena (przeniesiony przed Pałac Prezydencki w latach 70. z Łazienek), Kopernik tego samego artysty i pomnik Mickiewicza autorstwa jednego z wybitniejszych rzeźbiarzy końca XIX wieku, Cypriana Godebskiego. Jest jeszcze secesyjny Chopin w Łazienkach, zrealizowany w późnych latach dwudziestych XX w., świetnie współgrający z otoczeniem. To właśnie przykład pomnika żywego, oswojonego, który warszawiacy i turyści podziwiają i który jest jednym z logo miasta. Ważnym pomnikiem, w skali europejskiej jest Kolumna Zygmunta z połowy XVII w., pierwszy pomnik w Warszawie, który łamie wypracowaną jeszcze w starożytności zasadę rzeźby pomnikowej władcy na koniu. Tu jest przedstawiony jako rycerz z krzyżem i mieczem, wyniesiony ponad miasto, które za jego rządów stało się stolicą państwa. Jest to pierwsza świecka kolumna w nowożytnej Europie.

Na drugim biegunie mamy pomnik Powstania Warszawskiego na placu Krasińskich, który powstawał w atmosferze skandalu. Rozpisano dwa konkursy, pojawiły się ciekawe, nowoczesne propozycje, ale pod naciskiem politycznym zrealizowano zły, neosocrealistyczny pomnik, operujący wulgarną formą realistycznej rzeźby. I dlatego jest to miejsce estetycznie martwe, nie akceptowane w tej formie przez wielu warszawiaków. „Nieobecny” w przestrzeni miasta, mimo dużej skali, jest niedobry formalnie, zaprojektowany przez Jerzego Staniszkisa Pomnik Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej przy sejmie, w kształcie gigantycznego skrzydła husarza.

A już szczególnie nieobecny pomnik znajduje się w samym centrum miasta. Mówię o tym, co zostało zrealizowane w latach 70. na Placu Powstańców Warszawy, czyli w miejscu, gdzie wybuchło Powstanie Warszawskie. To kliniczny przykład antypomnika, czegoś, co ma działać na rzecz pamięci, a w istocie działa na rzecz antypamięci. Nadano temu „pomnikowi” kształt pseudoabstrakcyjnej kompozycji: niskie, leżące płasko na ziemi bloki lastrika, które mają symbolizować 64 dni powstania, a w istocie chodziło o stworzenie – przypominam, że pomnik powstawał w czasach komunistycznych, w epoce gierkowskiej – pozoru pomnika. O zrobienie uniku: jest pomnik, ale go nie ma. Nikt z przechodniów nie zdaje sobie sprawy, że to złomowisko rozpadającego się betonu na brudnym, zaniedbanym parkingu, to pomnik najważniejszego w historii miasta i kraju wydarzenia. Celem tej realizacji nie było upamiętnianie, ale zapomnienie.

Słowacki z nagim torsem został postawiony na Placu Bankowym po to, by zatrzeć pamięć o stojącym tu wcześniej Dzierżyńskim, niestety zabieg udał się tylko częściowo, rzeźba nie jest dobra i w dodatku formalnie mieści się w tej samej formule realistycznej, akademickiej rzeźby pomnikowej. Ten projekt przeleżał kilkadziesiąt lat, zanim go zrealizowano, projekt powstał w 1932 roku, realizacja w 2001 roku. Co ciekawe, wykonał go Edward Wittig - ten sam rzeźbiarz, który zrobił wybitny przedwojenny Pomnik Poległych Lotników z 1932 roku. Cóż, każdy artysta miewa słabsze etapy w swojej twórczości...

WP: A z najnowszych realizacji?

Zdecydowanie na poważny namysł zasługuje pomnik drzewa, czyli słynna Palma na Rondzie De Gaulle’a, dzieło młodej artystki Joanny Rajkowskiej. To właśnie przykład nowego podejścia do problemu pomnika. Ten artystyczny żart, instalacja, jest bowiem poważnym, krytycznym dyskursem odnoszącym się do naszej pamięci. Palma nie przypadkiem stanęła na osi wielkiej warszawskiej arterii Alei Jerozolimskich: bowiem jej pojawienie się, jej egzotyczna forma drzewa przeniesionego do Warszawy, z zupełnie innego porządku, przywróciło pamięć o tym, dlaczego ta ulica tak się nazywa. Odtworzona została pamięć o tym, że Aleje Jerozolimskie były niegdyś drogą prowadzącą do getta żydowskiego zlokalizowanego na południu miasta, a które stało się w XVIII wieku miejscem pogromów, jakie na ludności żydowskiej urządzili warszawscy mieszczanie. Pamięć o tych odległych wydarzeniach była nieobecna w świadomości społecznej i powróciła dopiero w chwili, gdy Rajkowska postawiła Palmę, wywołując zresztą głośne polemiki i ataki wprost
polityczne.

Drugim takim miejscem odbudowującym pamięć w mieście, był nieistniejący już teraz tzw. Dotleniacz, również miejska instalacja autorstwa Rajkowskiej. Tym razem artystka zaaranżowała przestrzeń na zaniedbanym skwerze Placu Grzybowskiego, w formie małego stawu i unoszącą się nad nim mgłą rozpylanej wody. Dotleniacz stał się nieoczekiwanie miejscem kultowym wśród okolicznych mieszkańców, którzy gromadnie przesiadywali na okalających chmurę wodną ławeczkach i pufach. Instalacja ta wyciszyła niedobre emocje, jakie towarzyszyły temu miejscu: spór o pomnik, jaki miał tutaj stanąć, w miejscu, gdzie przebiegała w czasie wojny linia muru getta żydowskiego i gdzie ujawnił się konflikt na tle antysemickim. Dotleniacza już nie ma, władze miasta odpowiedzialne za tzw. estetykę przestrzeni publicznej uznały, że lepszy będzie banalny skwerek, bez tego rodzaju politycznych asocjacji.

Gdzie się znajduje pomnik "wrotkarza w sutannie"?

WP: A pomnik księdza Skorupki przed Katedrą Praską? Mi się kojarzy z kiczowatym, pozłacanym Małym Księciem.

- Warszawiacy, skłonni do ironii, nazwali go od razu pomnikiem wrotkarza. Zresztą wiele pomników warszawskich ma swoje przezwiska: Pomnik Obserwatorów Powstania Warszawskiego (to o pomniku Armii Czerwonej na Pradze), pomnik Czterech Śpiących itp. Tak, pomnik ks. Skorupki to kolejny przykład złej artystycznie rzeźby pomnikowej. Odwołuje się do wielkiej idei zwycięstwa nad bolszewikami i do wielkiej, kultowej postaci młodego księdza Skorupki, ale poprzez niedobrą formę artystyczną działa na rzecz antypamięci, staje się przedmiotem deprecjonujących, ironicznych komentarzy. Praga w ogóle jest specyficznym obecnie „zagłębiem rzeźbiarstwa”. Na tyłach tej samej katedry praskiej, przed którą stoi pomnik ks. Skorupki, oglądać można parodię pomnika, rzeźbę odwołującą się do lokalnej tradycji, miejscowego folkloru miejskiego, a nie do wielkich narracji, jakie są udziałem pomników politycznych. Mam na myśli rzeźbę przedstawiającą znaną orkiestrę praską. To jeden z tych przykładów współczesnego kiczu rzeźbiarskiego w
mieście.

WP: Ja mam sentyment do tego pomnika, bo przynajmniej nie jest patetyczny ani bogoojczyźniany, choć wiem, że wysyłając sms-a można stracić pieniądze, bo kapela i tak nie zagra.

- Na obronę tego pomnika można powiedzieć, że jest jakoś wpisany w Pragę. Ale ta koncepcja odwołująca się do lokalnych tradycji miejsca ma zdecydowanie lepszą reprezentację w pomniku człowieka-gumy autorstwa wybitnego artysty Pawła Althamera na rogu ulicy Czynszowej i Stalowej. To oryginalny pomysł, artystyczny żart, odwołujący się do lokalnej pamięci o postaci praskiego pijaczka, który, jak teraz jego rzeźba, kiwał się codziennie przed sklepem monopolowym.

WP: Przy rondzie ONZ przed wieżowcem Ilmet, który mijam idąc do pracy, była rzeźba anonimowego mężczyzny schodzącego po schodkach, coś z zupełnie innej bajki. Niestety została z niego tylko stopa.

- To przykre. Ale tutaj porusza Pan problem zupełnie innej rzeźby w przestrzeni miasta: rzeźby ogrodowej czy miejskiej, która nie dowołuje się do tych aspektów, jakie są wpisane w pomniki pamięci. W Warszawie jest takich rzeźb sporo, niestety niewiele jest wartych uwagi, większość cechuje bardzo niski poziom artystyczny. Do wyjątków należą takie, jak żyrafa w Parku Praskim, nowoczesna rzeźba ogrodowa, zarazem logo znajdującego się dalej praskiego zoo.

WP: Podoba się pani żyrafa w Parku Praskim?

- Tak. To też rzeźba ogrodowa, która jest jednocześnie znakiem tego, co znajduje się w pobliżu, czyli praskiego zoo.

WP: Surrealistyczny, czeski prześmiewca Dawid Czerny albo domy Gaudiego w Warszawie - wyobraża sobie pani coś takiego?

- Pojawiają się inicjatywy tworzenia sytuacji, które mają za zadanie nie odwoływać się do wielkich, monumentalnych dramatów narodu, tylko uruchamiać wyobraźnię. Różowe jelonki Fundacji Bęc Zmiana przed BUW-em, kolorowe Pegazy przed Pałacem Kasińskich, rzeźby jednego z najbardziej dzisiaj znanych na świecie rzeźbiarzy Igora Mitoraja na placu Zamkowym, które wywołały homofobiczne ataki „obrońców moralności”. Ale są to rzeźby tymczasowe, pojawiają się i znikają, a te straszne rzeźby-maszkarony, których nawet nie ma co wyliczać, pozostają z nami i kształtują naszą wrażliwość estetyczną i naszą pamięć. A sposób, w jaki to czynią, jest prawdziwym problemem.

Rozmawiał Adam Przegaliński, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
warszawasmoleńskarchitektura
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)