Trump zmienia zdanie ws. ceł i znów uderza w Chiny. Eksperci bezlitośni
Donald Trump znowu zaskoczył. Z jednej strony zdecydował o podniesieniu ceł na Chiny do poziomu 125 proc., a jednocześnie o wstrzymaniu ceł na 90 dni dla ponad 75 krajów. – Skutkami jego działania są nieprzewidywalność, niepewność i obawy o przyszłość – mówi WP Wojciech Jakóbik, ekspert ds. polityki międzynarodowej.
"W związku z brakiem szacunku, jaki Chiny okazały światowym rynkom, niniejszym podnoszę cło nałożone na Chiny przez Stany Zjednoczone Ameryki do 125 proc., ze skutkiem natychmiastowym" - poinformował amerykański prezydent w Truth Social.
Z kolei taryfy dla innych krajów zostały zawieszone na 90 dni. Chodzi o dodatkowe cła, które ogłosił w ubiegłą środę, a które miały wejść w życie od 9 kwietnia. W czasie tych trzech miesięcy kraje, w tym UE, czyli również Polska, mają być obłożone cłami w wysokości 10 proc. Amerykańska giełda od razu zareagowała. Inwestorzy przyjęli tę decyzję z entuzjazmem.
Sekretarz skarbu Scott Bessent w środę wieczorem tłumaczył najnowszą decyzję Donalda Trumpa tym, że ponad 70 krajów - po ogłoszeniu masowych ceł - skontaktowało się z amerykańską administracją i było gotowych do rozmów. Nie zrobiły tego Chiny, które podwyższyły w odwecie swoje cła na amerykańskie produkty i - jak mówił Bessent - dlatego ich 90-dniowa przerwa nie dotyczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Panika na światowych giełdach. Trump widzi w tym lekarstwo dla USA
Zdaniem Wojciecha Jakóbika, nie jest jasne, czy to element strategii Trumpa, czy spontaniczność, z której jest dobrze znany.
"Gra, która może się źle skończyć"
- Nie jest też jasne, czy za kilka godzin znowu nie zmieni zdania. Najważniejszy skutek jego działania to nieprzewidywalność, niepewność i obawy o przyszłość, uwzględniające obawy o globalną recesję - mówi WP Wojciech Jakóbik, analityk z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
I jak dodaje, Trump ryzykuje oskarżenia o to, że próbuje ręcznie sterować wyceną akcji na giełdzie.
- Ponieważ ogłaszając nowe cła wobec Chin, sygnalizował rynkowi, że warto inwestować. A potem doszło do zwrotu, który doprowadził do podniesienia wartości akcji firm amerykańskich. Ktoś mógłby podejrzewać, że jest to ustawka. Inna interpretacja jest taka, że Trump widząc, jak opłakane mogą być skutki swojej polityki, dokonał spontanicznej rewizji w celu uśmierzenia obaw rynku. Za taką wersją przemawiają coraz bardziej krytyczne komentarze, nawet ze strony konserwatywnej strony debaty publicznej w USA – ocenia Wojciech Jakóbik.
Według niego, myślenie o tym, że jest to wielka strategia negocjacyjna, jest zbyt optymistyczne. - To wygląda na nie do końca przemyślaną i spontaniczną grę, która może się źle skończyć - mówi Jakóbik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert wskazał na detale polityki Trumpa. "Przestaje się cackać"
Z kolei Mariusz Marszałkowski, ekspert ds. międzynarodowych i analityk portalu Defence24.pl, uważa, że początkowo kwestia ceł była z jednej strony negocjacjami, ale z drugiej strony chodziło o finansowanie długu w amerykańskich wydatkach.
"Chińczycy odpowiedzieli ostro"
- Równolegle amerykański sekretarz skarbu zaczął emitować obligacje z bardzo niską rentownością. Obecny kryzys spowodował, że rentowność tych papierów skarbowych jeszcze spadła. Amerykanie liczyli przy tym na obniżenie swojego długu publicznego – mówi nam Mariusz Marszałkowski.
I jak dodaje, z Trumpem jest jeden problem.
- Z racji tego, że gra ostro, musi być postrzegany jako twardy zawodnik. Kiedy wprowadzał cła, zachęcał, żeby w rewanżu nie wprowadzać odwetowych ceł. Chciał więc wprowadzić cła, by obligacje staniały. Większość państw zareagowała na jego grę dość spokojnie. Ale nie Chińczycy. Nie zagrali w grę Trumpa. Zaczęli sprzedawać papiery dłużne, niwelując efekt rentowności. I włączyli się w wojnę handlową, odpowiadając na amerykańskie cła - ocenia Marszałkowski.
Zapytany o plan Trumpa, odpowiada:
- Jeśli miał jakiś sens, patrząc na rynki, to w dłuższej perspektywie może być problemem dla amerykańskiego prezydenta - twierdzi ekspert.
Według rozmówcy WP, większym problemem w relacjach amerykańsko-chińskich może być to, co amerykański prezydent powiedział niedawno.
- W kontekście negocjacji chwalił się, że dzwonią do niego politycy z państw obłożonych daniną i całują go po tyłku. I że będą tak robić wszyscy. O ile cła są kwestią biznesową, o tyle obrażenie Chin i sprowadzenie ich do roli petenta Trumpowi zostanie zapamiętane. Chiński naród jest dumny, odbierze to jako policzek. Jakby tego było mało, wiceprezydent USA JD Vance mówił o "chińskich wieśniakach". To już jest pogarda. Chiny nie odpuszczą Trumpowi. Mają wystarczająco zasobów gotówkowych, żeby w USA uderzać. Mają też zdywersyfikowaną gospodarkę na tyle, by sobie poradzić – podsumowuje Mariusz Marszałkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski