Oto plan Trumpa po porażce. Tak może przejąć władzę w USA
Jak przekazuje "Rzeczpospolita", kandydat Republikanów zaczął wdrażać plan podważenia wyników wyborów. Zatem w przypadku, gdyby to Kamala Harris odniosła zwycięstwo w głosowaniu 5 listopada, Donald Trump i tak zamierza triumfować. Jego plan jest ryzykowny, ale - w świetle prawa - możliwy do zrealizowana.
- Oszukują, oszukują. Już się zaczęło - mówił ostatnio na wiecu w Pensylwanii kandydat Republikanów. Zdaniem Donalda Trumpa już teraz w wyborach korespondencyjnych biorą udział imigranci, którzy nie mają amerykańskiego obywatelstwa. Według niego niszczone są też oddane na jego kandydaturę głosy. I, jak twierdzi, rozwinie się to jeszcze bardziej w dniu wyborów.
Jak czytamy, na tym nie koniec. Plan B Trumpa na zwycięstwo rozpisane ma kilka etapów, a to dopiero pierwszy z nich. Kandydat Republikanów planuje walczyć o Biały Dom do końca, nawet jeśli wybory 5 listopada wygra jego przeciwniczka Kamala Harris.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Mała tajemnica"
Przyznał na jednym z wieców, że łączy go ze spikerem Izby Reprezentantów Mikiem Johnsonem "mała tajemnica". Chodzi o doprowadzenie do sytuacji, w której w razie zwycięstwa Demokratów, zamiast wyborców to niższa izba Kongresu rozstrzygnie, kto będzie następnym prezydentem kraju. Taka możliwość jest wpisana do konstytucji.
I tu właśnie jest sedno całego planu. Trump chce w takim przypadku uruchomić ogromną falę protestów, które doprowadzą do tego, że w niektórych kluczowych hrabstwach i stanach posłuszni mu urzędnicy nie zatwierdzą wyniku wyborów.
Co jest - dla nich - dość ryzykowne, bo mogą zostać natychmiast pozwani przez władze stanowe i ryzykują wysokimi karami więzienia.
Dlatego Trump ma w zanadrzu jeszcze jedną broń: Sąd Najwyższy. Za sprawą nominacji, których dokonał za czasów swojej pierwszej kadencji, na dziewięciu sędziów aż sześciu jest mu przychylnych.
Nie można więc wykluczyć, że to najwyższe gremium systemu prawnego USA uzna, że to jednak Izba Reprezentantów, a nie wyborcy, ma wskazać kolejnego przywódcę kraju.
"Rzeczpospolita" przypomina, że w 2000 r. decyzja Sądu Najwyższego w sprawie głosowania na Florydzie spowodowała, że prezydentem został George W. Bush, a nie Al Gore.
Biały Dom albo więzienie
Donald Trump jest niezwykle, nawet bardziej niż wcześniej, zdeterminowany, żeby za wszelką cenę zdobyć Biały Dom. Ciąży na nim bowiem kilkadziesiąt oskarżeń, w tym w sprawie próby zamachu stanu. Został on też już uznany za winnego przekrętów fiskalnych w Nowym Jorku, mimo, że sąd nie rozstrzygnął jeszcze, jaki będzie wymiar kary.
Tak więc, jeśli nie wprowadzi się do Waszyngtonu na kolejną kadencję i nie uzyska immunitetu, najbliższe lata spędzi na salach sądowych, a może nawet i w więziennej celi.
Źródło: Rzeczpospolita/WP