Trump chce rozmawiać z Putinem. "Jak go zmusić, kiedy Rosja ma przewagę?"
Po raz kolejny Donald Trump zadeklarował chęć rozmowy z Władimirem Putinem, by jak najszybciej zakończyć wojnę w Ukrainie. Problem w tym, że szala na froncie przechyliła się ostatnio znacząco na stronę rosyjskiej armii. – Kluczem do rozmów jest odpowiedź na pytanie: jak zmusić Putina do negocjacji, kiedy Rosja ma przewagę, a Ukraina nie ma szans odzyskać militarnej przewagi? – mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski.
Donald Trump, przemawiając do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos podkreślił, że ma nadzieję na jak najszybszą rozmowę z Putinem, by doprowadzić do zakończenia wojny Rosji z Ukrainą.
- Naprawdę chciałbym móc wkrótce spotkać się z prezydentem Putinem i zakończyć tę wojnę. Nie z punktu widzenia gospodarki, ale dlatego, że marnuje się tam życie. To bardzo płaski teren, a jedyną rzeczą, która zatrzymuje pociski, są ludzkie ciała. Nie mówię o gospodarce, ekonomii czy zasobach naturalnych. Tak wielu młodych ludzi ginie w tej wojnie - powiedział Trump.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Los Ukrainy w rękach USA i Rosji? "Zełenski przestaje się liczyć"
W tym samym czasie z frontu dochodzą dla Kijowa coraz bardziej niepokojące wieści. Siły rosyjskie zacieśniają blokadę Wełykiej Nowosiłki w obwodzie donieckim. Miejscowość uznawana jest za ważny bastion i węzeł logistyczny na południu obwodu donieckiego. Sytuacja jest tam "bliska krytycznej".
Pod kontrolę wojsk agresora przeszły kolejne miejscowości na zachód i południe od pobliskiego Pokrowska.
Według prognoz ukraińskich żołnierzy i analityków, w przypadku zdobycia Wełykej Nowosiłki siły rosyjskie będą miały otwartą drogę do dalszych ofensyw na północ od obwodu donieckiego w stronę Pokrowska i na zachód w stronę obwodów zaporoskiego i dniepropietrowskiego.
Ale to niejedyne problemy. Jak ujawniła "Ukraińska Prawda", armia pogrąża się w kryzysie: "Brak piechoty, dysfunkcyjne dowództwa, kłamliwe raporty, dezercje i korupcja".
- Ukraina jako państwo nie ma zdolności, by odzyskać przewagę w tym roku na froncie. Nie zbuduje takich rezerw, nie odtworzy takich zdolności, jakie miała w okresie największej, utraconej szansy - nieudanej czerwcowej ofensywy. Po części jest to wina Zachodu, bowiem tempo dostaw i ich jakość nie sprawiły, że ukraińska armia taką zdolność może odtworzyć. A po części samych Ukraińców, którzy nie do końca wykorzystali to, co mieli - mówi Wirtualnej Polsce płk. rez. Piotr Lewandowski, wykładowca w Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej i uczestnik wielu misji wojskowych w Iraku oraz Afganistanie.
Jak podkreśla, dodatkowo problemy, które Kijów miał przed wojną, teraz powróciły ze zdwojoną siłą.
- To brak dobrze wyszkolonych kadr. Tych, które wykształciły się ponad 10 lat temu w operacji w Donbasie, albo było za mało, albo zginęły w boju. Był na to czas, żeby stworzyć taki system kształcenia kadr, pozwalający na rozwinięcie armii do poziomu miliona osób. Były podejmowane próby, ale to nie przełożyło się na uzyskanie zdolności bojowej. Doszła do tego wszechobecna w wojsku korupcja - wylicza Lewandowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krwawe zasadzki na konwoje Rosjan. Polowanie na armię Putina trwa
Podobnego zdania jest politolog, prof. Maciej Milczanowski, ekspert do spraw bezpieczeństwa, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego. - W ukraińskiej armii wychodzi brak jakości kadr. Im wyżej na szczeblach dowodzenia, tym gorzej. Dowódcy brygad czy dywizji muszą mieć bardzo duże doświadczenie. Co z tego, że Ukraina chce walczyć w sposób zachodni, skoro nie ma do tego dowódców? - mówi prof. Milczanowski.
Jak przypomina, dowódcy szkoleni na Zachodzie i przez Amerykanów po konflikcie w Donbasie w 2014 r. giną w walce. - Zastępuje się ich dowódcami z czasów radzieckich z zupełnie innym podejściem do prowadzenia wojennych działań. Pojawiło się też zmęczenie wojną i wściekłość na korupcję na szczytach armii. Zwykli żołnierze, jak o tym słyszą, to nie chce im się walczyć za Ukrainę. Często też dlatego, że nie otrzymują wynagrodzenia i nie są rotowani, tylko miesiącami muszą walczyć w błocie czy okopach - ocenia prof. Milczanowski.
Zdaniem płk rez. Piotra Lewandowskiego, zła passa ukraińskiej armii wynika też z rosyjskiej skuteczności. - Armia rosyjska jest efektywniejsza, jeśli chodzi o kierowanie ludzi do walki i narzuciła swój sposób prowadzenia wojny. To Ukraina musi walczyć po rosyjsku. Rosja ma inicjatywę na froncie i będzie miała nadal. Ich dowództwo armii radzi sobie lepiej. Rosja to dyktatura, w armii to - jak widać - działa. Z kolei ukraińska niedojrzała demokracja ma problemy z zarządzaniem siłami zbrojnymi - ocenia płk. rez. Lewandowski.
Były wojskowy, patrząc całościowo na tę wojnę, podkreśla jednak, że Rosjanie są równie dalecy od realizacji swoich planów z początku konfliktu. - Nie zmusili rządu w Kijowie do ustąpienia, nie zajęli stolicy Ukrainy i nie zdemilitaryzowali jej. Bliżej im do realizacji cząstkowych celów, zmierzających do aneksji czterech obwodów. Choć i tam mają problemy - podkreśla ekspert.
Jak wylicza, w obwodzie chersońskim stoją po drugiej stronie Dniepru, a ich szanse na ofensywę przez rzekę są obecnie zerowe. - W obwodzie zaporoskim przeprowadzają jedynie działania pozycyjne, bo nie mają już sił działać na wielu kierunkach. Całe siły skupili na Donbasie. Obwód ługański zajęli prawie cały. Z kolei gdyby chcieli w obecnym tempie zająć obwód doniecki, potrzebują roku. Tam postęp jest stały, ale okupowany krwią i idzie powoli – twierdzi płk. rez. Piotr Lewandowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pokój w Ukrainie? Kwaśniewski o "boskiej misji" Trumpa
Według obu rozmówców Wirtualnej Polski, próby zakończenia wojny przez Donalda Trumpa w dużej mierze będą zależeć od podejścia Putina. Ale także od nacisków geopolitycznych i gospodarczych na Rosję.
- Zgadzam się z deklaracją Trumpa, że tę wojnę trzeba zatrzymać. A ukraińskie społeczeństwo coraz bardziej zaczyna rozumieć, że będzie się trzeba pogodzić z utratą części terytoriów i dyplomatyczną porażką. Kluczem jest odpowiedź na pytanie: jak zmusić Rosję do rozmów, kiedy na froncie mają przewagę, a Ukraina nie ma szans odzyskać militarnej przewagi? Według zapowiedzi Trumpa, trzeba bardziej spodziewać się uderzenia ekonomicznego w Rosję, aniżeli dalszej pomocy wojskowej. Jego plan wydaje się być rozsądny - mówi Lewandowski.
Z kolei prof. Maciej Milcznowski zauważa, że Rosjanie desperacko pchają na front teraz wszystko, co mają, bo jeśli mają negocjować, to z pozycji siły.
- Nie wiemy w jakim kierunku, według Trumpa, miałyby pójść negocjacje. Czy na sprawiedliwych zasadach, czy też miałyby być przeprowadzone szybko i efektownie. Problemem może być to, że państwa Zatoki Perskiej nie słuchają - jeśli chodzi o ropę - Stanów Zjednoczonych w taki sposób, jakby tego chciał amerykański przywódca. I trudno będzie zbudować "naftową dźwignię" na Rosję. Tym bardziej, że ona od razu nie wywoła bolesnych skutków - ocenia prof. Milczanowski.
W jego ocenie szansą na zakończenie wojny są narastające problemy geopolityczne Rosji. - Kreml traci wpływy na Bliskim Wschodzie i w południowej Ameryce. Putin widzi też, że nie jest w stanie oddziaływać w Armenii, Kazachstanie i Syrii. Tam wszędzie wektory polityki odwracają się na niekorzyść Moskwy, a zwracają się ku Chinom i Turcji albo Stanom Zjednoczonym w Afryce. To wszystko są olbrzymie geostrategiczne straty Rosji. Trump to widzi i chce wykorzystać w negocjacjach - podsumowuje ekspert ds. bezpieczeństwa.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski