"Wziął broń ze sobą do pracy. Tak dla żartu". Nowe informacje o strzałach w siedzibie Reutersa w Gdyni
- To był trochę wariat – mówi jeden z pracowników gdyńskiej agencji Reuters, gdzie we wtorek wieczorem padły strzały. Zatrzymano 30-letniego Białorusina. O mężczyźnie nie wiadomo wciąż wiele. To, co stało się w siedzibie firmy, wstrząsnęło nie tylko pracownikami, ale i mieszkańcami okolicznych domów.
Gdynia, ul. Śląska. Dla przechodniów widok jak co dzień. Pod biurem kręcą się pracownicy z papierosami, ktoś rozmawia przez telefon. Obrotowe drzwi cały czas w ruchu. To tutaj 14 listopada doszło do incydentu, który odbił się szerokim echem w całej Polsce. W siedzibie oddano strzały z broni. Zatrzymano 30-letniego Białorusina. Miał go obezwładnić jeden z pracowników.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie, że oddano strzały na terenie siedziby jednej z firm w Gdyni. Nikt nie został ranny. Wiadomo, że padły dwa strzały - mówił krótko po wydarzeniu w rozmowie z WP podkom. Michał Sienkiewicz z Komendy Wojewódzkiej w Gdyni.
W biurze atmosfera od rana wydaje się spokojna. Mało kto chce rozmawiać o tym, co wydarzyło się dzień wcześniej. – Jedyne, co możemy, to przedstawić oficjalne stanowisko firmy – mówi jeden z ochroniarzy i wzrusza ramionami. A oficjalne stanowisko firmy brzmi tak: "Thompson Reuters wie o incydencie, który zdarzył się poprzedniego wieczoru w Baltic Business Center w Gdyni. Potwierdzamy, że żaden z naszych pracowników nie został ranny. Współpracujemy z lokalnymi służbami, by wyjaśnić, co się stało".
"Chodził z bronią do pracy"
- Pracował w firmie od 5 lat. Mało osób go kojarzy, ale to był trochę wariat. Pięć miesięcy temu dostał licencję na broń. Podobno takie hobby. Mówią, że tego dnia wracał akurat z treningu i wziął broń ze sobą do pracy. Tak dla żartu. Zresztą wcześniej przynosił ją do pracy. Żeby się pochwalić chyba – opowiada mi jeden z pracowników. Nie chce zdradzać swojego imienia. Inni podobnie jak wszyscy inni.
- Przychodził do pracy na późniejszą zmianę. W firmie część osób przychodzi rano, ale są też tacy, którzy pracują wieczorem. On akurat pracował w takim czasie, w jakim do pracy przychodzili koledzy z USA. To duża firma. Ponad tysiąc pracowników – dodaje inna osoba.
– Na moim piętrze nie ma nikogo, kto by go znał osobiście. Ale ludzie opowiadają o całej tej sytuacji od rana. Nikt nie wierzy w to, że miał jakieś złe zamiary względem kolegów. To był absolutny zbieg okoliczności – mówi kolejny pracownik. – Atmosfera jest spokojna. Spodziewałem się, że nawet nikogo nie wpuszczą do biura, ale wszystko wydaje się po staremu. Nikt nie histeryzuje, nie dramatyzuje – dodaje. Przyznaje, że piętro, gdzie miały paść strzały, jest dostępne. Wszystko wygląda zupełnie normalnie. Nie ma dodatkowej ochrony, specjalnych instrukcji dla pracowników.
– Wszyscy zastanawiamy się, dlaczego przyniósł tę broń do pracy. Prawda jest taka, że nie ma tu żadnych dodatkowych bramek, które wykrywałyby takie przedmioty. Zresztą tak jest w większości mniejszych biurowców. To mogło się stać w wielu innych miejscach. Dobrze, że nikomu nic się nie stało. Osobiście mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni. To spokojna firma, wcześniej nigdy nic takiego się nie działo – przyznaje.
Biurowiec, w którym pracował Białorusin, mieści się tuż obok bloków mieszkalnych. Ci, którzy mieszkają tu od lat, pierwszy raz słyszą o takiej sytuacji. – Wie pani, to jest spokojna okolica. To musiał być jakiś przypadek – opowiada kasjerka z pobliskiego marketu. – Wczoraj było trochę paniki. Wybiegła jedna z pracownic i po angielsku krzyczała, że ktoś nie żyje. Dzisiaj jest spokojnie. Kilku pracowników z tej firmy przyszło na zakupy, to mówili tylko, że było minęło. Trzeba zapomnieć – opowiada mi.
– O wszystkim dowiedzieliśmy się z mediów. Wie pani, że tu od rana telewizja stoi? Podszedłem tam nawet pod biuro, żeby zobaczyć, czy coś się dzieje. Ale jest spokojnie jak co dzień. Pracownicy próbują obrócić wszystko w żart – dodaje sprzedawca ze sklepu obok.
Co wiemy o Białorusinie?
Policja i prokuratura wciąż prowadzą czynności w tej sprawie. Wiemy, że Białorusin interesował się strzelectwem i brał udział w zawodach. Pracuje w Polsce legalnie, ma pozwolenie na pobyt. Policja zabezpieczyła pistolet i długą broń sportową, które zostaną zbadane przez balistyka.
Na dokładne informacje o tym, dlaczego w agencji oddano strzały, trzeba będzie jeszcze poczekać. Jedni podkreślają, że był to tylko wypadek, inni podsuwają inne teorie. - Według nieoficjalnych informacji 30-letni obywatel Białorusi, który miał oddać strzały, przeżył załamanie nerwowe. - Świadkowie mówią wprost, że "zwariował" - podaje TVN24.
– Prokuratura Okręgowa w Gdańsku podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa w sprawie usiłowania dokonania zabójstwa. Zatrzymany mężczyzna jest pracownikiem agencji, na terenie której doszło do zdarzenia. Posiada obywatelstwo białoruskie, legalnie przebywa na terenie Polski od kilku lat. Ze wstępnych danych wynika, że ma również obywatelstwo polskie – komentuje dla WP Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
I dodaje: - Czynności w prokuraturze z udziałem zatrzymanego mężczyzny zostały zaplanowane na jutro, w godzinach przedpołudniowych. Broń, z której zostały oddane strzały, została zabezpieczona. Jest to broń krótka, ostra. Prokuratura sprawdza, czy na tę broń zatrzymany mężczyzna posiadał zezwolenie.