"Sprawy afery bydgoskiej prowadzone są prawidłowo"
Postępowania prokuratorskie w sprawie tzw. afery bydgoskiej były prowadzone prawidłowo - uznała gdańska Prokuratura Apelacyjna. Nieprawidłowości nie wykazała też kontrola prowadzona w Bydgoszczy przez inspektorów z Komendy Głównej Policji.
W grudniu 2003 roku funkcjonariusze z biura spraw wewnętrznych KGP zatrzymali czterech policjantów z sekcji ds. przestępczości gospodarczej komendy miejskiej w Bydgoszczy. Podejrzewano ich o wzięcie łapówki w postaci ubrań od bazarowych handlarzy. Ostatecznie dwóm z nich prokuratura postawiła zarzut przywłaszczenia mienia. Wszystkich, w tym naczelnika sekcji Krzysztofa Mikietyńskiego (zarzucono mu niedopełnienia obowiązków służbowych), zawieszono w czynnościach i wszczęto wobec nich postępowanie dyscyplinarne.
W styczniu "Gazeta Wyborcza" i "Życie Warszawy" napisały, że policjanci ci prowadzili śledztwa w sprawie klubu sportowego Polonia Bydgoszcz. Według dzienników, zostali zatrzymani po tym, jak dostarczyli prokuraturze dowody na powiązania klubu Polonia ze zdominowanym przez SLD magistratem, a śledztwa przejęła Komenda Wojewódzka Policji.
Zegarek dla Millera?
Chodzi m.in. o przywłaszczenia pieniędzy przez kilkunastu zawodników klubu na podstawie fikcyjnych umów (w sumie ponad 180 tys. zł), a także o wykorzystywanie przez klub dotacji celowych z urzędu miasta - ponad 450 tys. zł. Po publikacjach w prasie prokuratura nakazała sprawdzić też m.in., czy klub sponsorował z tych pieniędzy kampanię prezydencką byłego prezydenta Bydgoszczy z SLD Romana Jasiakiewicza i czy za prawie 4 tys. zł kupiono zegarek dla premiera Leszka Millera.
W związku z publikacjami prasowymi do Bydgoszczy pojechali 12 stycznia inspektorzy z KGP, by zbadać sprawę odsunięcia od śledztwa i zatrzymania policjantów oraz ich naczelnika.
Dochodzenia prowadzone w tej sprawie przez dwie bydgoskie prokuratury objęła natomiast nadzorem służbowym Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku. Uznała ona, że postępowania prokuratorskie w sprawie tzw. afery bydgoskiej były prowadzone prawidłowo.
Uznała też przejęcie śledztw dotyczących klubu przez Komendę Wojewódzką Policji w Bydgoszczy za trafne i zgodne z przepisami. Według prokuratorów, z dokumentacji planów śledztw w Komendzie Miejskiej Policji w Bydgoszczy nie wynikało, jakie są dalsze zamierzenia śledczych. Śledczy uznali, że policjanci z KWP prowadzili intensywne czynności, na co wskazuje większa liczba przesłuchanych świadków.
Odrębne akcje?
Z zakończonej policyjnej kontroli wynika, że żaden z policjantów z biura spraw wewnętrznych KGP, uczestniczący w zatrzymaniu funkcjonariuszy z bydgoskiej komendy miejskiej, nie wiedział o prowadzonych przez nich śledztwach dotyczących klubu sportowego Polonia.
"Działania policjantów z biura spraw wewnętrznych były zupełnie odrębną akcją. Zostały szczegółowo zaplanowane, poprzedzone rzetelną wiedzą operacyjną i nie były skierowane przeciwko żadnemu konkretnemu policjantowi" - powiedział rzecznik komendanta głównego policji podinsp. Dariusz Nowak.
Także wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Tadeusz Matusiak, odpowiadając w Sejmie na pytania posłów dotyczące afery bydgoskiej (odwołując się do wyników kontroli prowadzonej przez inspektorów KGP), podkreślił, że przejęcie śledztw w sprawie klubu sportowego przez bydgoską komendę wojewódzką "było zasadne".
Były szef bydgoskiej policyjnej sekcji ds. przestępstw gospodarczych Krzysztof Mikietyński powiedział, że jest zadowolony z opinii prokuratury na temat śledztw w sprawie bydgoskiej. "Niezależnie od interpretacji wydarzeń, jaką zaprezentowano, teraz wierzę, że wszystkie wątki tej sprawy doczekają się pełnego zbadania i wyjaśnienia, a tylko to było moim celem. To całe zamieszanie było dla mnie ogromnie kosztowne" - dodał.
Korupcji wśród swoich byłych podwładnych, którą - zdaniem prokuratury - można niezbicie dowieść, nie chciał komentować. "Ja nigdy się na tych chłopakach nie zawiodłem, ale ludzie są tylko ludźmi. Jeśli faktycznie obserwowano nas przez cały rok, to raczej wypada się cieszyć, że przez tak długi czas nie zdołano dopatrzyć się żadnych innych nadużyć" - dodał Mikietyński.