RegionalneTrójmiastoPolska ma problemy z rozliczaniem katastrof morskich? Nadal nie znamy przyczyny największej z nich

Polska ma problemy z rozliczaniem katastrof morskich? Nadal nie znamy przyczyny największej z nich

Cemfjord, Leros Strength – to tylko dwa przypadki tragedii morskich z ostatnich lat. Od 2009 roku życie na morzu straciło co najmniej 30 osób. Wiele wypadków do dzisiaj pozostaje nierozstrzygniętych, łącznie z największą z nich – katastrofą „Jana Heweliusza”.

Polska ma problemy z rozliczaniem katastrof morskich? Nadal nie znamy przyczyny największej z nich
Źródło zdjęć: © WP | Tomasz Gdaniec
Tomasz Gdaniec

31.07.2015 16:03

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Do śmierci męża Joanny Widackiej (dane osobowe bohaterki tekstu zostały zmienione na jej prośbę) doszło w październiku 1999 roku w tureckim Diliskelesi nad Morzem Marmara, 68 km od Istambułu. W toalecie stojącego wówczas w porcie statku miał powiesić się Jan Widacki, zastępca kapitana statku. Niemiecki armator Orion poinformował o sprawie turecką prokuraturę, której wydano ciało i pięć godzin później statek wypłynął na redę. Tam doszło do zamiany kapitanów.

- Turecka prokuratura dokonała sekcji zwłok i przesłuchała dwóch świadków. Tamtejsi lekarze orzekli, że doszło do samobójstwa. Rozmawiałam z mężem zanim dopłynął do Turcji i nic na to nie wskazywało. Nie dałam wiary tamtejszym prokuratorom – mówi Wirtualnej Polsce Widacka.

Kobieta o sprawie poinformowała szczecińską prokuraturę, która odmówiła wszczęcia śledztwa. Skontaktowała się z polskim ambasadorem w Turcji. Dyplomata dopiero od Widackiej dowiedział się o tragicznym zajściu. Ze względu na opieszałość urzędników, wszystkie procedury trwały ponad sześć lat.

- Udało mi się sprowadzić do kraju ciało męża. Jeszcze raz przeprowadzono sekcję zwłok. Jej wyniki potwierdziły moje przypuszczenia. Ktoś pomógł umrzeć mojemu mężowi. Okazało się, że pięć lat później w dziwnych okolicznościach zginął elektryk, który zeznawał. Armator nie okazał mi żadnego wsparcia. Prawdę udało mi się ustalić dzięki determinacji. Nie wiem już, ile skarg na konsula napisałam do MSZ – dodaje Widacka.

Największą polską tragedią morską było zatonięcie w styczniu 1993 roku statku pasażerskiego „Jan Heweliusz”. Statek wyszedł w morze 14 stycznia. Trzy godziny po północy rozpętał się sztorm. Wskazówka wiatromierza wychylała się poza skalę. Kapitan Andrzej Ułasiewicz starał się skierować jeszcze jednostkę w stronę lądu, chcąc uniknąć porywistego wiatru. Nie zdążył. Statek z nieznanych powodów ustawił się bokiem do fal, kołysząc się raz po raz. Gdy jednostka była przechylona o 70 stopni, kapitan dał rozkaz do ewakuacji. W zimowej wodzie zginęło 55 pasażerów.

Do dzisiaj nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy. Rodziny marynarzy, którzy zginęli na morzu odwołały się od wyroku Izby Morskiej, czyli sądu marynarskiego, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jego sędziowie uchylili polskie rozstrzygnięcie, ale nikt nie chce zająć się ponownie sprawą. Wedle najbardziej fantastycznych koncepcji, niechęć władz polskich i niemieckich do statku wynika z trefnego ładunku, znajdującego się pod pokładem. Statkiem miał być przemycany nielegalny transport broni z Rumunii do Szwecji i dalej do krajów Trzeciego Świata. Według Marka Błusia miały w tym brać udział polskie tajne służby.

- Każdy wypadek losowy ma charakter indywidualny, dlatego też rodziny potrzebują różnych form wsparcia. Niektórym z nich wystarcza wsparcie psychologiczne, a innym potrzebne jest wsparcie finansowe, bądź rzeczowe oraz dodatkowo brakuje pomocy adwokata. W niektórych sytuacjach nasza Fundacja prowadzi działania interwencyjne np. bezpośrednio u armatora - mówi Wirtualnej Polsce Sylwia Borkowska z Fundacji "Ostatni Rejs".

Badaniem wypadków morskich z udziałem polskich jednostek zajmuje się powołana w 2013 roku Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich oraz Izby Morskie. Ich celem jest prowadzenie postępowań w zakresie przyczyn wypadków oraz ustalenia odpowiedzialności i winy. Liczba wypadków z udziałem polskich statków utrzymuje się na stałym poziomie: 60-80 zdarzeń w ciągu roku. Według oficjalnych danych w latach 2009-2012 życie straciło 30 marynarzy.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Komentarze (29)