Pogrzeb "Inki" i "Zagończyka" w Gdańsku. Polska żegna bohaterów
• Trumny ze szczątkami Danuty Siedzikówny i "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" zostały złożone do grobów
• Żołnierze antykomunistycznego podziemia zostali pochowani na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym
• Wcześniej w Bazylice w Gdańsku odbyła się msza w ich intencji
• Kondukt pogrzebowy przeszedł ulicami przez centrum miasta
• W ostatnim pożegnaniu uczestniczyły tłumy ludzi z całej Polski
• Podczas uroczystości bohaterów uhonorowano pośmiertnymi odznaczeniami
• 70 lat temu oboje zostali zamordowani przez komunistyczny reżim
Trumny ze szczątkami Danuty Siedzikówny i "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" zostały złożone do grobów. Żołnierze antykomunistycznego podziemia zostali pochowani na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym 70 lat po rozstrzelaniu ich przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
Ceremonii pogrzebowej z udziałem tysięcy osób towarzyszyły okrzyki "Cześć i chwała bohaterom!". Bezpośrednio przed złożeniem trumien do grobów przemawiali między innymi premier Beata Szydło, szef MON Antoni Macierewicz, wiceprezes IPN profesor Krzysztof Szwagrzyk oraz przedstawiciele rodzin "Inki" i "Zagończyka". Następnie prezydent Andrzej Duda przekazał rodzinom Danuty Siedzikówny i Feliksa Selmanowicza flagi państwowe.
Czytaj też: Mocne wystąpienie prezydenta Dudy na pogrzebie "Inki" i "Zagończyka"
Na początku uroczystości odczytano decyzje o pośmiertnych awansach "Zagończyka" i "Inki". Zgromadzeni w bazylice decyzje prezydenta Andrzeja Dudy oraz ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza dotyczące awansów i odznaczenia przyjęli oklaskam. Skandowali: "Cześć i chwała bohaterom". Decyzje przekazano na ręce bliskich "Inki" i "Zagończyka", uczestniczących w uroczystościach.
Mija 70 lat od wykonania przez komunistyczne władze wyroku śmierci na niespełna 18-letniej Danucie Siedzikównie, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej oraz na ppor. Feliksie Selmanowiczu, dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK.
Uroczystości pogrzebowe miały charakter państwowy; w Bazylice Mariackiej, poza prezydentem Polski i metropolitą gdańskim, obecni byli m.in. marszałek Sejmu Marek Kuchciński, marszałek Senatu Stanisław Karczewski, premier Beata Szydło wraz z ministrami, m.in. szefem MON Antonim Macierewiczem; obecni są również przedstawiciele Sejmu i Senatu, Dowództwa Garnizonu Gdynia oraz władz samorządowych.
Wśród uczestników uroczystości byli także władze Instytutu Pamięci Narodowej na czele z prezesem IPN Jarosławem Szarkiem i wiceprezesem IPN Krzysztofem Szwagrzykiem, który w 2014 r. wspólnie z zespołem odkrył szczątki "Inki" i "Zagończyka" na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Obecni są również przedstawiciele NSZZ "Solidarność", z którym IPN zorganizował uroczystości.
Atmosfera święta
Panuje atmosfera święta; powiewają biało-czerwone flagi, słychać muzykę, wiele osób trzyma wizerunki "Inki" i "Zagończyka". W bazylice i przy jej wejściach obecne były poczty sztandarowe, dawni działacze Solidarności, harcerze z ZHP i ZHR, odświętnie ubrani członkowie Zakonu Rycerzy Kolumba, Związku Strzeleckiego i grup rekonstrukcyjnych. Już od wczesnych godzin rannych przy gdańskiej świątyni gromadzili się mieszkańcy Trójmiasta, a także goście, którzy na uroczystość przyjechali z całej Polski. Dla tych którzy nie zmieścili się w bazylice ustawiono ławki oraz telebim z transmisją mszy.
W rozmowie z PAP rodzina Arkadiusz i Marzenna Rydlewscy z Gdańska, którzy do bazyliki przyszli z córką Zosią, podkreślali, że pogrzeb "Inki" i "Zagończyka" po 70 latach jest dla nich wyjątkowym wydarzeniem. - "Inka" zginęła mając 17 lat, a mamy syna w jej wieku i naprawdę bardzo trudno nam sobie wyobrazić jak okrutny musiał być tamten system, który mordował tak młodych ludzi - powiedział pan Arkadiusz. Podkreślił też, że cieszy się, że w Polsce od kilku lat coraz powszechniej do głosu dochodzą wychowanie i wartości patriotyczne.
- Mieli być wymazani z pamięci, tymczasem będą mieli prawdziwy pogrzeb, taki na jaki zasługują - dodała pani Marzenna.
Bohaterowie antykomunistycznego powstania spoczną na Cmentarzu Garnizonowym
Danuta Siedzikówna i Feliks Selmanowicz doczekają się wspólnego pogrzebu dokładnie 70 lat po tym, jak w gdańskim areszcie UB zostali zamordowani przez funkcjonariuszy komunistycznego reżimu.
Naczelnik gdańskiego oddziału IPN profesor Mirosław Golon zaznacza, że Inka i Zagończyk zginęli w Gdańsku, i dlatego - jak mówi - to miasto polskiej wolności dziś oddaje im hołd. "Człowiek zawsze ma jakiś związek z miejscem, w którym się urodził i z miejscem, w którym zmarł lub zginął. Oni w Gdańsku zostali zamordowani, oni tu ponieśli śmierć na służbie, dlatego to Gdańsk jest zobowiązany ich upamiętnić. Oni są gdańszczanami" - tłumaczy profesor Mirosław Golon.
Bohaterowie antykomunistycznego powstania spoczną na Cmentarzu Garnizonowym. To właśnie w tym miejscu 70 lat temu zostali zagrzebani w bezimiennych dołach, około 40 centymetrów pod chodnikiem. We wrześniu 2014 roku szczątki "Inki" i "Zagończyka" odnalazł specjalny zespół poszukiwawczy IPN pod kierunkiem profesora Krzysztofa Szwagrzyka. Wspólny pochówek bohaterów to inicjatywa ich rodzin.
28 sierpnia 1946 r., władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na sierżancie Feliksie Selmanowiczu, ps. Zagończyk, uczestniku wojny polsko-bolszewickiej, a po II wojnie - dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK. Wraz z nim stracona została sanitariuszka Brygady, Danuta Siedzikówna "Inka".
70 lat temu wykonano wyrok na Feliksie Selmanowiczu ps. Zagończyk
Feliks Selmanowicz urodził się 6 czerwca 1904 r. w Wilnie w rodzinie Franciszka i Anny z domu Zacharewicz. Jego ojciec prowadził w mieście zakład szewski. Feliks ukończył edukację na poziomie piątej klasy gimnazjum.
Jako czternastolatek wstąpił w szeregi Samoobrony Wileńskiej, a od kwietnia 1919 r. - już w szeregach Wojska Polskiego - brał udział jako ochotnik w walkach z Litwinami o Wilno, odnosząc ranę. Po zdemobilizowaniu w 1921 roku Selmanowicz związał się z Oddziałem II Sztabu Generalnego WP. Początkowo pracował jako urzędnik w Urzędzie Pocztowym w Stolinie, w połowie lat dwudziestych zwolnił się z pracy i ożenił z Apolonią Skoczyk, z którą zamieszkał w Sokolnikach, gdzie razem prowadzili gospodarstwo. Z tego związku w następnym roku urodził się syn, któremu także dano na imię Feliks. Po separacji z żoną podjął pracę jako urzędnik w Urzędzie Gminnym w Turgielach.
25 sierpnia 1939 r. Selmanowicz w stopniu sierżanta został zmobilizowany i skierowany do Korpusu Ochrony Pogranicza, do batalionu "Troki". Po zakończeniu walk został internowany przez Litwinów i osadzony w obozie, z którego udało mu się zbiec w listopadzie 1939 r.
Jak pisze Izabela Rychert w publikacji IPN "Jeden z +wyklętych+. Feliks Selmanowicz +Zagończyk+ 1904-1946", podjął on działalność konspiracyjną w polskiej siatce wywiadowczej, podległej Okręgowi Służby Zwycięstwu Polski-Związkowi Walki Zbrojnej w Wilnie. 28 stycznia 1940 r. aresztowała go litewska policja, ale po dwunastotygodniowym śledztwie został zwolniony z powodu braku dowodów winy. Ponownie aresztowano go po wkroczeniu Sowietów. Przekazany został wówczas NKWD i osadzony w więzieniu na Łukiszkach w Wilnie, gdzie za szpiegostwo otrzymał wyrok śmierci. Po wejściu wojsk niemieckich do Wilna udało mu się zbiec z transportu, po czym ukrywał się przez jakiś czas u rodziny żony.
W styczniu 1944 r. wstąpił w szeregi 3. Brygady Wileńskiej, a po krótkim czasie przeszedł do 5. Wileńskiej Brygady Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", z której po około ośmiu tygodniach przeniósł się do nowo utworzonej 4. Brygady "Narocz" dowodzonej przez Longina Wojciechowskiego "Ronina", gdzie - jako podporucznik czasu wojny - objął funkcję dowódcy plutonu, a później dowódcy 2. kompanii. Wraz z brygadą uczestniczył w walce z wycofującymi się z Wilna Niemcami w bitwie pod Krawczunami, która miała miejsce 13 lipca 1944 r.
Kilka dni później, po rozbrojeniu zgrupowanych oddziałów AK przez Sowietów, został osadzony razem z innymi w obozie w Kałudze, skąd udało mu się zbiec 20 kwietnia 1945 r. Po powrocie do Wilna jednym z transportów przedostał się na teren Polski i zamieszkał w Suszu (wówczas woj. olsztyńskie), gdzie podjął pracę w elektrowni. W tym czasie posługiwał się fałszywym nazwiskiem Karol Szach.
"Zagończyk" na początku stycznia 1946 r. otrzymał od "Łupaszki" zadanie utworzenia jednego z trzech zespołów dywersyjnych. Pierwszy tworzyli Henryk Wieliczko "Lufa" oraz Jerzy Lejkowski "Szpagat", drugi - Zdzisław Badocha "Żelazny" oraz Leon Smoleński "Zeus". Trzeci miał za zadanie stworzyć Feliks Selmanowicz "Zagończyk", wykorzystując do tego celu kontakty konspiracyjne.
Zorganizowanemu przez "Zagończyka" patrolowi "Łupaszka" wyznaczył zadania ekspropriacyjne i propagandowe. Wykorzystując broń zdobytą podczas akcji oraz otrzymaną od "Łupaszki", należało zdobyć środki finansowe, mapy, lekarstwa, zorganizować meliny oraz werbować nowych członków. Grupa dokonała kilku akcji na państwowe przedsiębiorstwa, zasilając kasę organizacyjną oraz drukując i kolportując dziewięćset ulotek o treści antykomunistycznej.
W nocy 8 lipca 1946 r. o godz. 1.15 funkcjonariusze UB zlikwidowali patrol "Zagończyka", najpierw aresztując dowódcę, a potem pozostałych członków grupy. Selmanowicz został ujęty w Sopocie w mieszkaniu konspiracyjnym należącym do matki jednego z podkomendnych.
Po zatrzymaniu "Zagończyk" został przewieziony do Aresztu Śledczego w Gdańsku, a następnie poddany licznym przesłuchaniom.
17 sierpnia odbyła się rozprawa sądowa w trybie doraźnym, podczas której oskarżono go m.in. o udział w nielegalnej organizacji, dążenie do obalenia ustroju, wydawanie rozkazów wykonywania napadów zbrojnych oraz sporządzanie i kolportowanie ulotek. Feliks Selmanowicz skazany został na karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek całego mienia.
Jeszcze tego samego dnia "Zagończyk" napisał do prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta prośbę o ułaskawienie. Dzień po ogłoszeniu wyroku napisał drugą, znacznie obszerniejszą, prośbę o ułaskawienie. Na podaniu widnieje adnotacja z 21 sierpnia 1946 r., że prezydent z prawa łaski nie skorzystał.
Wyrok został wykonany 28 sierpnia 1946 r. o godzinie 6.15 w piwnicy gdańskiego aresztu. Wraz z nim stracona została sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, niespełna osiemnastoletnia Danuta Siedzikówna "Inka". Oboje zginęli, patrząc oprawcom prosto w oczy, gdyż nie wyrazili zgody na zawiązanie wokół głowy opaski.
Obecny przy egzekucji ksiądz Marian Prusak tak zapamiętał spotkanie z "Zagończykiem": "Zaprowadzony przez funkcjonariusza więzienia do celi skazańca, zobaczył leżącego na pryczy mężczyznę. Więzień w momencie wejścia kapłana wstał i z wyczuwalnym w głosie smutkiem powiedział: +No tak, jednak nie skorzystano z prawa łaski+" - przytacza jego słowa Izabela Rychert.
Wyrok wykonany w 1946 r. unieważniono postanowieniem Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku z 20 października 1997 r.
Miejsce pochówku "Inki" i "Zagończyka" długo pozostawało nieznane. 1 marca 2015 r. w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim IPN ogłosił, że badania genetyczne potwierdziły, iż kobiece szczątki odnalezione na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku należą do Danuty Siedzikówny. Z kolei w czerwcu br. IPN poinformował, że męskie szczątki znalezione obok pochówku "Inki", to szczątki "Zagończyka".
Feliks Selmanowicz otrzymał m.in. Krzyż Walecznych Wojsk Litwy Środkowej, Medal za Wojnę 1918-1920, Medal za Długoletnią Służbę w Wojsku Polskim, Medal Dziesięciolecia (1932) oraz Krzyż Walecznych (1944).
Władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na D. Siedzikównie ps. Inka
28 sierpnia 1946 r., władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na niespełna 18-letniej Danucie Siedzikównie, ps. Inka, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady AK. Wyrok wykonał 28 sierpnia 1946 r. dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW. Wraz z "Inką" stracono Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk.
w niedzielę z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odbędzie się pogrzeb Danuty Siedzikówny, ps. Inka i Feliksa Selmanowicza, ps. Zagończyk, działaczy Armii Krajowej i bohaterów antykomunistycznej konspiracji zabitych w 1946 r.
Piotr Szubarczyk z IPN w Gdańsku, oceniając proces "Inki", pisał: "Wyrok śmierci na sanitariuszkę był komunistyczną zbrodnią sądową, zarazem aktem zemsty i bezradności gdańskiego UB (od którego realnie zależał wyrok) wobec niemożności rozbicia oddziałów mjr. +Łupaszki+. Szwadron +Żelaznego+, w którym służyła +Inka+, był szczególnie znienawidzony przez gdański WUBP z powodu licznych, udanych akcji na placówki UB, m.in. brawurowy rajd przez powiaty starogardzki i kościerski 19 maja 1946 r., podczas którego opanowano kilka posterunków milicji i placówek UB, likwidując sowieckiego doradcę PUBP w Kościerzynie, kilku funkcjonariuszy UB i ich konfidenta".
Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. w Guszczewinie koło Narewki, na skraju Puszczy Białowieskiej. Wychowała się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Ojciec Wacław Siedzik, jako student Politechniki w Petersburgu, w 1913 r. został zesłany na Sybir za uczestnictwo w polskiej organizacji niepodległościowej. Kilkadziesiąt lat później w lutym 1940 r. został aresztowany przez NKWD i zesłany do katorżniczej pracy w kopalni złota w rejonie Nowosybirska. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski pomimo wycieńczenia przedostał się do armii tworzonej przez gen. Władysława Andersa. Zmarł w 1943 r. Pochowany został na cmentarzu polskim w Teheranie. Matka "Inki" Eugenia współpracowała z Armią Krajową. W listopadzie 1942 r. aresztowało ją Gestapo. We wrześniu 1943 r., po ciężkim śledztwie, w czasie którego była torturowana, Niemcy zamordowali ją w lesie pod Białymstokiem.
Po śmierci matki, mając zaledwie 15 lat, Danuta razem z siostrą Wiesławą złożyła w grudniu 1943 r. przysięgę i wstąpiła do AK. Następnie odbyła szkolenie sanitarne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 r. podjęła pracę kancelistki w nadleśnictwie Hajnówka.
W czerwcu 1945 r. wraz z innymi pracownikami nadleśnictwa została aresztowana przez grupę NKWD-UB za współpracę z antykomunistycznym podziemiem. Z konwoju uwolnił ją patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja, "Konusa", podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza, "Łupaszki". W oddziale "Konusa", a potem w szwadronach por. Jana Mazura, "Piasta", i por. Mariana Plucińskiego, "Mścisława", pełniła funkcję sanitariuszki. Przez krótki czas jej przełożonym był por. Leon Beynar, "Nowina", zastępca mjr. "Łupaszki", znany później jako historyk i publicysta Paweł Jasienica.
Na przełomie 1945 i 1946 r., zaopatrzona w dokumenty na nazwisko Danuta Obuchowicz, podjęła pracę w nadleśnictwie Miłomłyn w pow. Ostróda. Wczesną wiosną 1946 r. nawiązała kontakt z ppor. Zdzisławem Badochą, "Żelaznym", dowódcą jednego ze szwadronów "Łupaszki". Do lipca 1946 r. służyła w tym szwadronie jako łączniczka i sanitariuszka, uczestnicząc w akcjach przeciwko NKWD i UB. W czerwcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne dla szwadronu. 20 lipca 1946 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy UB i osadzona w więzieniu w Gdańsku.
Po ciężkim śledztwie 3 sierpnia 1946 r. skazana została na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku.
W akcie oskarżenia znalazły się zarzuty udziału w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie siłą władzy ludowej oraz mordowania milicjantów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zarzucono jej m.in. nakłanianie do rozstrzelania dwóch funkcjonariuszy UB podczas akcji szwadronu "Żelaznego" w Tulicach pod Sztumem. Zdaniem dr. hab. Piotra Niwińskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, autora życiorysu "Inki" w słowniku biograficznym "Konspiracja i opór społeczny w Polsce": "Siedzikówna była cichą, trzymającą się z tyłu dziewczyną, sanitariuszką. Jak można było oskarżyć ją o wydawanie poleceń zabijania żołnierzy? Zachowały się relacje funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) i milicjantów, których ona opatrywała po potyczkach z partyzantami AK".
W grypsie przesłanym z więzienia Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Zdanie to - według historyków - nie tylko odnosi się do przebiegu śledztwa, lecz także do odmowy podpisania przez "Inkę" prośby o ułaskawienie. Prośbę taką do prezydenta Bolesława Bieruta skierował za nią jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.
Prokurator Wacław Krzyżanowski, który dla 17-letniej dziewczyny zażądał kary śmierci, był oskarżany przez Instytut Pamięci Narodowej o udział w zbrodniach komunistycznych, został jednak uniewinniony przez sąd.
Danutę Siedzikównę zabił 28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15 strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW. Wcześniejsza egzekucja z udziałem żołnierzy nie udała się. Żaden nie chciał zabić "Inki", choć strzelali z odległości trzech kroków.
Według relacji obecnego w czasie egzekucji księdza Mariana Prusaka "Inka" krzyknęła przed śmiercią: "Niech żyje Polska".
Wraz z "Inką" śmierć poniósł ppor. Feliks Selmanowicz, "Zagończyk", zastępca dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki". Miejsce pochowania Danuty Siedzikówny przez kilkadziesiąt lat pozostawało nieznane.
W 2014 r. zespół IPN podczas prac na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku, pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka, odnalazł i ekshumował szczątki młodej kobiety z przestrzeloną czaszką. 1 marca 2015 r., w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, IPN ogłosił, że badania genetyczne potwierdziły, iż są to szczątki Danuty Siedzikówny, "Inki". Potwierdzono też, że szczątki pochowanego w poblizu mężczyzny należą do Feliksa Selmanowicza.