Imponująca rezydencja Sławoja Leszka Głódzia. "Odciął się od nas i nikogo nie wpuszcza"
Ten zachwycający pałacyk pewnie wyróżniałby się w architekturze Gdańska Oruni, gdyby nie wysoki zielony płot i okalające go drzewa, które nie pozwalają podziwiać go w pełnej krasie. Ciężko po prostu coś dostrzec.
Pałacyk arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia powstał w 1828 roku i ma konstrukcję ryglowo-szachulcową: szkielet jest z drewna, a przestrzeń między belkami wypełniają cegły. Wygląda zachwycająco, przynajmniej ta widoczna część, wystająca zza płotu.
Niektórzy mieszkańcy Oruni nie kryją irytacji:
- Za ciasno było mu w pałacu biskupim w Oliwie – mówi mi pan Krzysztof. – No to przeniósł się tu. Ile on ma tu metrów kwadratowych?
W sumie działka przy ul. Brzegi 51 otaczającą rezydencję abpa Głódzia ma 3,3 tys. metrów kwadratowych. Jak podawał ”Newsweek,” biegły wycenił ją na 457 tys. zł, ale prezydent Gdańska Paweł Adamowicz przekazał grunt za 4,5 tys. zł, czyli za jeden procent wartości.
- Podobno parapetówa była na 400 osób – mówi pan Krzysztof.
”Parapetówa”, czyli przenosiny odbyły się w 2011 roku. Arcybiskup przeniósł się wtedy z pałacu w Oliwie do XIX-wiecznego budynku w Oruni na posesji przylegającej do kościoła świętego Ignacego Loyoli.
Remont kosztował arcybiskupa kilka milionów złotych. Obok rezydencji Głodzia stoi także okazałe Biuro Parafialne, kościół oraz placówka Caritasu.
Stoję teraz przed wejściem do rezydencji arcybiskupa. Dzwonię. Nikt nie reaguje. Obserwują mnie co najmniej dwie kamery.
– Głódź postawił wysoki płot, odciął się od nas i nikogo nie wpuszcza – mówi pan Krzysztof.
Pan Krzysztof zatrzymał się obok. Mówi, że gdybym wszedł to zobaczyłbym bażanty i daniele, bo arcybiskup tak bardzo kocha zwierzęta.
W sumie w Gdańsku wszyscy zadają sobie zawsze pytanie: gdzie właściwie Głódź mieszka, w Oliwie czy w Oruni?
Nikt nie wie, gdzie akurat przebywa danego dnia.
Ludzie, nie wiedząc, dużo sobie opowiadają. Plotkują, ile kosztowały krzesła w rezydencji, a ile nowe marmury. I kto był widziany z prezentami przed bramą rezydencji.
Podchodzi kolejny mieszkaniec Oruni. - Panie, mnie nawet na rower nie stać, a on tak żyje – mówi pan Marek. – Ja nawet jako dziecko byłem ministrantem, a teraz to tylko na pogrzeby znajomych chodzę.
Pan Marek mieszka w odrapanej, starej kamienicy nieopodal posiadłości biskupa. Orunia długo uchodziła za najgorszą, najbiedniejszą i najbardziej niebezpieczną dzielnicę Gdańska. Coś, jak warszawska Praga. Teraz trochę udało się ją zrewitalizować. Ale wciąż o niektórych miejscach mówi się brutalnie: to slamsy i meliny.
– Jak uda ci się skąd wyrwać, to masz szczęście – mówi mi pani Ewa.
Widzę mężczyznę grzebiącego nieopodal w kubłach na śmieci. Przyjechał składakiem i wytrwale grzebie w śmieciach.
– Dorabiam do małej emerytury – mówi. – Złom biorę na skup, żywność – jem. A zabawki? Daję wnukom. Kościół mi nie pomaga.
Wszyscy tu porównują swoje emerytury - 1050, 1800 zł - z emeryturą arcybiskupa. Jako były kapelan wojskowy może on dostawać między 10-17 tysięcy złotych.
- Ja pracowałem w stoczni całe życie i co z tego mam – skarży się starszy pan niosący znicze i kwiaty na pobliski cmentarz. – Dysproporcja między mną a biskupem jest za duża.
Pytam na Oruni, czy biskup jakość pomaga okolicy. Wszyscy kręcą głową przecząco.
– My nie mamy, a w kościele słyszymy, że mamy jeszcze dać, dać, dać na tacę – mówi gorzko jedna z kobiet.
Ale zaraz podchodzą do nas trzy inne kobiety, które gorąco zaprzeczają:
- O arcybiskupie tylko w samych superlatywach – mówią. – Jakie on dla nas robi piękne, bogate odpusty. Złego słowa nie można na niego powiedzieć. TVN kłamie na temat naszego wspaniałego duszpasterza. Staną kiedyś przed Bogiem i będą się z tej krytyki tłumaczyć.
Czy nie kłuje ich w oczy wielka posiadłość arcybiskupa?
- No przecież to nie jego, tylko diecezji gdańskiej – mówią. – To nie do niego należy, tylko do wszystkich księży.
Zastanawiam się, czy arcybiskup często wychodzi ze swojej rezydencji i jest częstym gościem między mieszkańcami Oruni?
– Rzadko tu bywa – mówią ludzie.
Niektórzy wspominają, że tam gdzie teraz mieszka arcybiskup, kiedyś była szkoła podstawowa.
– Pokazałbym panu okno, gdzie chodziłam jako dziecko do szkoły, ale płot za wysoki – mówi pani Ewa.
- Czy to jest ok, że jeden gość mieszka na 3 tysiącach metrów, a inni w slumsach tuż obok – pyta pan zdenerwowany Krzysztof.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl