Traktat Lizboński będzie obowiązywał od 1 grudnia
Czeski prezydent Vaclav Klaus poinformował, że podpisał unijny Traktat z Lizbony. Czechy były ostatnim krajem, który nie ratyfikował Traktatu. Dokument z Lizbony wejdzie w życie 1 grudnia tego roku.
Wcześniej czeski Trybunał Konstytucyjny uznał Traktat z Lizbony za zgodny w całości z czeską konstytucją. Ta decyzja otworzyła drogę do podpisania Traktatu przez Vaclava Klausa, który jako ostatni przywódca w UE jeszcze tego nie uczynił.
Pozew w sprawie Traktatu Lizbońskiego złożyła w Trybunale Konstytucyjnym 29 września grupa czeskich senatorów, reprezentujących głównie prawicową Obywatelską Partię Demokratyczną (ODS).
Wystąpili oni o zbadanie konstytucyjności całego Traktatu z Lizbony, gdy jesienią ubiegłego roku Trybunał, również z inicjatywy Senatu, przeanalizował najbardziej kontrowersyjne fragmenty unijnego dokumentu, nie znajdując w nich sprzeczności z ustawą zasadniczą. Autorzy pozwu uważają, że przyjęcie Traktatu Lizbońskiego przez Republikę Czeska spowoduje ograniczenie jej suwerenności państwowej.
Po decyzji Trybunału senatorowie zapowiadają zaskarżenie sprzecznego według nich z prawem postępowania Trybunału. Senator Jirzi Oberfalzer z ODS nie wykluczał wcześniej wystąpienia w tej sprawie do sądów europejskich.
Na unijnym szczycie w ubiegłym tygodniu Czechy, zgodnie ze swoim żądaniem, zostały wyłączone spod zapisów Karty Praw Podstawowych, będącej integralną częścią traktatu. Ma to ma uchronić Czechy przed ewentualnymi roszczeniami majątkowymi Niemców sudeckich wysiedlonych po wojnie.
Według szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso, nie powinno już być żadnych opóźnień i traktat lizboński wejdzie w życie w grudniu lub w styczniu.
Szwecja, kierująca pracami Unii zadeklarowała wcześniej, że gdy Vaclav Klaus podpisze dokument, wtedy zajmie się ona obsadą najwyższych stanowisk przewidzianych w traktacie. Chodzi o przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego unijnym prezydentem, oraz ministra spraw zagranicznych.
Będzie specjalny szczyt
Po ratyfikacji przez Vaclava Klausa Traktat będzie mógł wejść w życie już 1 grudnia, a wcześniej przywódcy państw UE wybiorą na nadzwyczajnym szczycie planowanym w połowie listopada nowego przewodniczącego Rady Europejskiej i szefa unijnej dyplomacji.
"Traktat wchodzi w życie pierwszego dnia miesiąca następującego po złożeniu (w Rzymie) do depozytu dokumentu ratyfikacyjnego ostatniego kraju UE" - czytamy w traktacie. Czyli 1 grudnia, gdyż Czechy były właśnie ostatnim krajem UE, który do tej pory nie ratyfikował Traktatu z Lizbony.
W Brukseli oczekuje się, że szwedzkie przewodnictwo ogłosi teraz datę nadzwyczajnego szczytu UE w Brukseli (najpewniej około 12 listopada) w sprawie nominacji na utworzone w Traktacie z Lizbony stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, a także nowego Wysokiego Przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej.
"Traktat otwiera drogę do skutecznej Unii"
- Jestem bardzo zadowolony, że prezydent Klaus podpisał Traktat z Lizbony. Jego podpis kończy zbyt długi okres zajmowania się w UE sprawami instytucjonalnymi. Otwiera drogę do bardziej demokratycznej, przejrzystej i skutecznej Unii - komentował premier przewodniczącej UE Szwecji Frederik Reinfeldt .
Szwedzki premier zapowiedział, że w ramach przygotowań do wejścia w życie Traktatu z Lizbony "rozpocznie" teraz konsultacje w sprawie kandydatów na nowe stanowiska stworzone w lizbońskim dokumencie. - Tak szybko, jak to będzie możliwe zwołam też szczyt UE - dodał.
Ruszą przesłuchania kandydatów na komisarzy
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek zapowiedział z kolei, że PE jest gotów do przesłuchań kandydatów do nowej Komisji Europejskiej, która będzie zatwierdzona już na podstawie nowego Traktatu.
- To wspaniała wiadomość. Wiadomość, na którą czekaliśmy tak długo - powiedział Buzek. - Potrzebujemy nowej i silnej KE jak najszybciej. PE będzie gotów do rozpoczęcia pierwszych przesłuchań kandydatów na komisarzy już od 25 listopada.
Buzek podkreślił, że wraz z wejściem w życie nowego Traktatu 1 grudnia, zdecydowanie wzmocniona zostanie rola Parlamentu Europejskiego w procesie podejmowania decyzji w UE. Ostatnia bariera zniesiona
Z ratyfikacji Traktatu przez Czechy ucieszył się też przebywający z wizytą w USA szef Komisji Europejskiej Jose Barroso; ocenił, że podpis Klausa "znosi ostatnią barierę" na drodze do wejścia Traktatu w życie.
- Mam nadzieję, że możemy teraz tak szybko, jak to możliwe nominować przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, który będzie Wysokim Przedstawicielem (ds. polityki zagranicznej). Od razu, kiedy otrzymam już pełną listę kandydatów na komisarzy następnej KE, będę mógł rozpocząć jej formowanie - powiedział Barroso.
Formalnie pięcioletni mandat obecnej Komisji skończył się 31 października. Ale go przedłużono w związku z niejasnością co do podstawy prawnej, na jakiej powstanie nowa KE (Traktatu z Nicei czy z Lizbony). Obecna KE może się jednak zajmować tylko tzw. sprawami bieżącymi, zapewne będzie unikać ważnych decyzji z dziedziny konkurencji, które mogłyby być zakwestionowane w Trybunale Sprawiedliwości UE.
Kto będzie kim?
Nieoficjalne źródła w Brukseli potwierdziły, że już około 20 państw zgłosiło Barroso kandydatów na komisarzy w nowej KE, w tym Polska - Janusza Lewandowskiego. Swych kandydatów nie podały jeszcze m.in. takie kraje jak Szwecja, Wielka Brytania, Irlandia, Włochy, Holandia i Dania.
Brak informacji ze Szwecji, Holandii, Włoch czy Wielkiej Brytanii można łączyć z tym, iż kraje te są faworytami, jeżeli chodzi o obsadzenie stanowiska nowego Wysokiego Przedstawiciela ds. polityki zagranicznej (następca Javiera Solany). Wraz z Traktatem z Lizbony stanie się on jednocześnie członkiem KE - komisarzem w randze wiceszefa KE. By nie tracić szans na to stanowisko niektóre kraje wolą wstrzymać się ze wskazaniem kandydata na komisarza.
Faworytami na szefa unijnej dyplomacji po Solanie są aktualny szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt, szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband, były sekretarz NATO Holender Jaap de Hoop de Scheffer oraz nieoczekiwanie także były lewicowy premier i minister spraw zagranicznych Włoch Massimo D'Alema.
Z konieczności respektowania równowagi politycznej, lewicowe kandydatury D'Alemy i Milibanda (z Partii Pracy) mają spore szanse, o ile przewodniczący Rady Europejskiej, tak jak i Barroso i Buzek, będzie pochodził z chadeckiej rodziny politycznej.
A na to się zanosi, bo główni faworyci na stanowisko pierwszego stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego na wyrost prezydentem UE, to obecnie centroprawicowi premierzy Belgii (Herman Van Rompuy) i Holandii (Jan Peter Balkanende). Wciąż wymienia się także innych centroprawicowych kandydatów: premiera Jean-Claude'a Junckera i byłego kanclerza Austrii Wolfganga Schuessela.
Z wyścigu praktycznie odpadł już były brytyjski premier Tony Blair, którego nie popierają nawet europejscy socjaliści, wytykając mu, iż jest zbyt liberalny, a także współodpowiedzialny za wojnę w Iraku. Ogólnie jednak uważa się, że pierwszy "prezydent" powinien pochodzi z kraju, które przyjęło euro i jest w Schengen, co wyklucza Wielką Brytanię. Ale odpadnięcie Blaira zwiększyło szanse Milibanda w rywalizacji o stanowisko szefa unijnej dyplomacji, gdzie euro i Schengen już się tak nie liczą.