Tragiczny bilans wypadków po weekendzie. Ekspert mówi o przyczynie
W miniony weekend doszło do tragicznych wypadków na A2. Oba mają jeden wspólny mianownik - jazda pod prąd. Ekspert ds. bezpieczeństwa drogowego Marek Konkolewski w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnił, dlaczego do takich wypadków dochodzi, oraz jak się zachować w sytuacji, gdy my sami, lub ktoś inny będzie jechał pod prąd.
W weekend doszło do tragicznych wypadków na autostradzie A2. W sobotę po godz.19 65-letni mężczyzna jechał Toyotą pod prąd autostradą i doprowadził do czołowego zderzenia z fordem. Zginął na miejscu.
Do drugiego zdarzenie doszło natomiast w niedzielę po godz. 23. 66-letnia kobieta kierująca Toyotą Aygo wjechała pod prąd na autostradę i doprowadziła do zderzenia z jadącym prawidłowo w kierunku Warszawy samochodem audi A6. Kobieta zmarła na miejscu.
Tragiczne wypadki na autostradach
O to, jak dochodzi do takich wypadków, postanowiliśmy zapytać eksperta ds. bezpieczeństwa drogowego Marka Konkolewskiego. Były policjant zauważa, że w tego typu zdarzenia zazwyczaj są uwikłani starsi kierowcy. - Ludzie, którzy nie mają obycia, dużego doświadczenia w prowadzeniu auta na autostradach - mówi w rozmowie z WP Konkolewski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyprzedzał na przejściu. Pieszy był akurat na pasach
Kolejnym aspektem prowokującym takie zdarzenia jest pora dnia. - Najczęściej do tych zdarzeń drogowych dochodzi w nocy, w warunkach niedostatecznej widoczności. Do tego dochodzi element zmęczenia, znużenie, walka z sennością, brak doświadczenia, bo niektóre osoby okazjonalnie korzystają z tego typu węzłów - wymienia ekspert.
Jazda pod prąd na autostradzie. Co robić?
Były policjant zaznacza, aby w momencie wjeżdżania na autostradę zachować szczególną ostrożność. Nie patrzeć się na ekran nawigacji, nie wsłuchiwać się również w jej głos, czy prowadzić rozmów z pasażerami, lub przez zestaw głośnomówiący. - To wszystko dekoncentruje i można po prostu popełnić koszmarny, kardynalny błąd jadąc samochodem pod prąd - mówi Konkolewski. Dodatkowo na autostradach montuje się znaki informujące o złym kierunku jazdy. To również powinno nam pomóc w orientacji.
Jednak ekspert uspokaja, że jeśli już wjechaliśmy pod prąd, to da się w tej sytuacji uniknąć wypadku. - Jeżeli już jadę samochodem i widzę, że ktoś mruga z daleka światłami drogowymi, ktoś trąbi, to już powinna nam się włączyć czerwona lampka. Powinienem bezpiecznie zjechać na pas rozdzielający, albo na pobocze i zadzwonić pod numer 112 i poprosić o pomoc, żeby przyjechała policja albo służby drogowe, żeby mnie z tej opresji po prostu uratowały. W żadnym wypadku nie można kontynuować jazdy - tłumaczy.
Jeśli inni kierowcy widzą, że ktoś jedzie pod prąd, również powinni reagować. - Jeżeli już widzimy osobę, która jedzie pod prąd, mrugamy, a ona w dalszym ciągu porusza się tym pasem, to powinien nam się włączyć instynkt samozachowawczy i ta osoba powinna też zjechać jak najbardziej w lewo albo w prawo, w miarę potrzeby zatrzymać się na poboczu, żeby taką osobę po prostu przepuścić i zadzwonić pod numer 112. To musi być natychmiastowa reakcja - wyjaśnia ekspert.
W żadnym wypadku nie powinno się kontynuować jazdy do następnego zjazdu. - To jest gaszenie pożaru benzyną. Karnie trzeba się zatrzymać w miejscu bezpiecznym - podkreśla.
- Polskie autostrady to drogi o najwyższych standardach technicznych i one wybaczają drobne błędy kierowców. Ale niestety nie wybaczą, kardynalnych, koszmarnych błędów - podsumował Konkolewski.
Kamila Gurgul, dziennikarka Wirtualnej Polski