Tomasz Siemoniak pomógł w realizacji filmu "Smoleńsk"
• Tomasz Siemoniak (PO) zgodził się na wykonanie zdjęć do filmu "Smoleńsk" w "bliźniaczym" Tu-154M (nr 102)
• W czasie tych zdjęć wybuchł konflikt między prokuratorami, a ekipą zdjęciową
• Reżyser Antoni Krauze nie zaakceptował efektów specjalnych pokazujących lot i moment katastrofy w "Smoleńsku"
• Trwają prace nad uczynieniem tych efektów bardziej realistycznymi
06.04.2016 | aktual.: 06.04.2016 16:34
W ekipie panuje przekonanie, że w ciągu najbliższych 2-3 tygodni powinna zostać podana oficjalna informacja nt. stanu prac nad filmem i być może też nowa data premiery.
Tomasz Siemoniak (PO), gdy był jeszcze szefem MON, pomógł przy realizacji filmu "Smoleńsk". Jak ustaliła Wirtualna Polska, polityk Platformy umożliwił ekipie filmowej dostęp do samolotu Tu-154M (nr 102), który jest "bliźniakiem" tupolewa nr 101 rozbitego 10 kwietnia.
Film "Smoleńsk" w reżyserii Antoniego Krauze - wedle pierwotnych przewidywań - miał wejść na ekrany kin jeszcze w 2014 r., w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Jednak kłopoty z zapewnieniem produkcji budżetu w wysokości ok. 10 mln zł sprawiły, że prace się przedłużały. Teraz pieniądze nie są już problemem. Są nim jednak efekty specjalne. Te dotychczasowe obrazujące lot oraz chwilę katastrofy Tu-154M okazały się małorealistyczne i są właśnie poprawiane albo wręcz tworzone od nowa. Reżyser filmu Antoni Krauze, gdy zobaczył pokazane mu efekty wcześniejszych prac grafików, bardzo się zdenerwował i je odrzucił. Członkowie ekipy zajmującej się realizacją filmu mówią WP, że właśnie to jest jedyną przyczyną opóźnienia premiery. A co z tezami, że prezes PiS Jarosław Kaczyński nie był zadowolony z filmu, wiec opóźniono premierę? - Plotki. I to złośliwe - mówi jedna z osób z ekipy "Smoleńska".
Inny współtwórca: - Kiedy oglądałem wczesną wersję filmu, to zaznaczano, że brakuje w nim jeszcze wielu rzeczy. Markowane sceny i podkładanie tła później jednak nie zagrały.
W czasie realizacji zdjęć dla ekipy filmowej bardzo ważne było, aby móc skorzystać z samolotu Tu-154M (nr 102), który znajduje się w 23 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim i od kilku lat nie wzniósł się w powietrze, a jest jedynie konserwowany. W 2015 r. ekipa filmowa "Smoleńska" miała szansę skorzystać z tego tupolewa do nakręcenia niektórych scen.
- Producent filmu "Smoleńsk" Maciej Pawlicki zwrócił się z wnioskiem o udostępnienie samolotu Tu-154M (numer 102) na potrzeby realizacji filmu. Zgodę na to przedsięwzięcie wyraził ówczesny Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych - informuje WP Bartłomiej Misiewicz, rzecznik ministra Antoniego Macierewicza. Jak dodaje, udostępnienie tupolewa odbyło się z zachowaniem procedur bezpieczeństwa i zasad, które obowiązują na terenach jednostek wojskowych. - Do czasu zakończenia śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej samolot Tu-154M pozostaje do dyspozycji prokuratorów - dodaje. Twórcy filmu są jednak przekonani, że z samolotu nie mogliby skorzystać, gdyby nie wsparcie ze strony Tomasza Siemoniaka (w poprzedniej kadencji szefa MON i wicepremiera). Pawlicki i Siemoniak znają się jeszcze z czasów wspólnej pracy w Telewizji Polskiej w latach 90.
- Pomógł nam - mówi osoba z ekipy filmowej o Siemoniaku. - Powiedziałem, że nie mam nic przeciwko. Potem zapytaliśmy prokuraturę o zgodę. Ministrowi i wojsku nie wypada przecież oceniać treści filmu fabularnego - mówi były minister. I dodaje: - Producenci zwrócili się z prośbą o wykonanie ujęć z wykorzystaniem tupolewa. Potraktowałem ich wniosek ws. "Smoleńska" jak każdy inny od filmowców. Nie wszystkie zdjęcia można było zrealizować, bo z bazy w Mińsku Mazowieckim operują samoloty MiG-29 patrolujące kraje nadbałtyckiej.
W związku z wejściem filmowców na pokład tutki (wiosną 2015 r.), gdzie mieli kręcić zdjęcia, rozgorzał konflikt między ekipą, a prokuratorami prowadzącymi śledztwo. Samolot pozostaje bowiem do dyspozycji prokuratury prowadzącej śledztwo. Prokuratorzy mieli bowiem wyrazić zgodę na zaadaptowanie na plan zdjęciowy jedynie kokpitu, a filmowcy chcieli też mieć materiał z przedziału pasażerskiego i salonki. - Na miejscu dochodziło do dyskusji, ile można kręcić, a ile nie - mówi osoba związana z wojskiem. Także z braku tych zdjęć wynikają późniejsze kłopoty filmowców, bo na potrzeby produkcji musieli korzystać z makiety wnętrza samolotu.
Czy mimo dużego opóźniania premiery film nie stracił na istotności? - Kontekst też jest ważny. W tej chwili "Smoleńsk" nie da już tak dużego efektu, jaki mógł wywołać jeszcze rok czy dwa lata temu. Film mógł być trzęsieniem ziemi w polityce, a teraz będzie jedną z narracji wokół katastrofy - mówi współtwórca "Smoleńska".
MON nie informuje, czy ekipa filmowa została obciążona jakimiś kosztami z tytułu użyczenia samolotu. Siemoniak stwierdza jednak: - Generalnie stosowana jest zasada, że jeśli wojsko ponosi jakieś koszty, to tylko one są ponoszone przez filmowców.