Tomasz Poręba. Napastnik prezesa. Kim jest szef sztabu wyborczego PiS
Zaskarbił sobie zaufanie Jarosława Kaczyńskiego. Nie stracił go nawet, gdy przed laty przegrał mu kampanię. Dziś znów stoi na czele sztabu PiS. Tomasz Poręba. Były piłkarz odpowiedzialny za najważniejsze od lat wybory, czołowy napastnik prezesa.
21.08.2018 | aktual.: 22.08.2018 10:34
Mówi Ryszard Czarnecki, dobrze znający Porębę z europarlamentu: – Tomek jest bardzo spokojny i opanowany. Nie wiem, co ten facet zrobił, ale wydobycie takich słów od Tomka… No, duża sztuka.
"Ten facet” to Radomir Wit, dziennikarz TVN24. W niedzielę relacjonował z Sandomierza pierwszą w tej kampanii konwencję samorządową, której głównym punktem było wystąpienie premiera.
Gdy Mateusz Morawiecki przechadza się przez miasto otoczony ochroniarzami, młody reporter próbuje zapytać go o billboardy Platformy Obywatelskiej. To był jeden z głównych tematów ostatnich dni.
Wtem z ziemi wyrasta Tomasz Poręba. Zaczyna odpychać Wita, w nerwach rzuca: „Odejdź stąd! Powiedziałem ci coś, tak?! Szczylu jeden!”.
– Stracił głowę, dał się sprowokować jak dziecko. Chociaż nawet nie wiem, co ten chłopak z TVN mu zrobił – mówi o reakcji Poręby jeden z kolegów z partii.
Inny dorzuca: – Nie jest agresywny, ale też nie jest największą oazą spokoju. To jest polityka, stres. Ale cóż - nie wyglądało to dobrze. Nie zaszkodzi to nam, ale jemu samemu. Błąd, bo Tomasz to naprawdę fajny, mądry facet.
Poręba nie chciał rozmawiać z Wirtualną Polską.
Na Twitterze - odnosząc się do sytuacji z Sandomierza - napisał jedynie: „Prosiłem raz, drugi i trzeci, aby Pan z TVN24 odszedł, bo to nie czas na pytania. On prowokował, agresywnie na mnie wpadał i popychał, by dostać się do Premiera. To dla mnie nie jest dziennikarstwo”.
Sam Radomir Wit wyjaśnia: – Podstawowym prawem dziennikarza jest zadawanie pytań. Szczególnie politykom, którzy sprawują ważne funkcje, takie jak szef rządu. Żaden polityk nie ma prawa odbierać dziennikarzom tego prawa, szczególnie w taki sposób.
Krzysztof Luft, były rzecznik rządu Jerzego Buzka: – Znam redaktora Wita, był nawet moim studentem. Świetnym zresztą, podobnie jak świetnym jest reporterem i bardzo kulturalnym człowiekiem. Ale kto to jest ten cymbał, co wyzywa dziennikarzy na ulicy od „szczyli”?
Porębę powinno krytykować się za niedopuszczalne wobec reportera zachowanie, ale słowo "cymbał" do niego nie pasuje. Mało kto zrobił tak zawrotną karierę w PiS w tak młodym wieku, jak on. Koledzy mówią o nim: ułożony i bezwględny. I podkreślają, że jedno z drugim wcale się nie wyklucza.
Lojalny i ambitny
Jest późna wiosna 2011 r. Za kilka miesięcy wybory parlamentarne. Zbiera się Komitet Polityczny PiS, najważniejsze partyjne gremium. Trzeba wybrać szefa sztabu.
Na agendzie pojawiają się różne nazwiska. Nieoczekiwanie pada na młodego, 38-letniego wówczas Tomasza Porębę.
Mówi były polityk PiS: – Dlaczego Tomek? Decyzja prezesa. Jarosław uznał, że jest lojalny, ambitny, zdolny, ale bez pleców, a więc niegroźny. A w partii wtedy buzowało, zwłaszcza wśród młodszych, ale już doświadczonych polityków, z silną pozycją w partii.
Poręba wygrywa wtedy z gwiazdami - Adamem Hofmanem i Zbigniewem Ziobrą - i ze „starymi wygami”: Adamem Lipińskim i Markiem Kuchcińskim.
Rozmówca WP: – Wybór Poręby to miał być też gest wobec młodych wyborców, bo on sam był młody, niezużyty. No i z europarlamentu, a to zawsze fajniej brzmi. Kimś takim jak parę lat później Andrzej Duda.
PiS w 2011 r. kampanię przegrywa, całą pulę bierze Platforma, ale po Porębie porażka spływa jak po teflonie.
Adam Bielan: – 2011 był trudnym rokiem. Tomek robił, co mógł. Dziś mamy zupełnie inną sytuacje.
Potrafi się ustawić
Dlaczego siedem lat po tamtej przegranej Poręba znów staje na czele sztabu PiS, tym razem w kampanii samorządowej? Odpowiedź jest prosta: bo prezes Kaczyński wciąż mu ufa.
Jest rok 2005, PiS wygrywa wybory. Ważą się losy koalicji PO-PiS. Ale Poręba na którymś spotkaniu w węższym gronie każe sprawdzić, czy możliwa jest koalicja… PiS-LPR-Samoobrona. Miał ponoć informację o tym, iż sami bracia Kaczyńscy rozważali tę opcję. A Poręba miał przecież wtedy dopiero nieco ponad 30 lat! W partii był od dwóch. Skąd miał tę wiedzę?
Nasz rozmówca: – Potrafi się ustawić. Jest bardzo sprawny. Wielokrotnie to udowodnił. W centrali partyjnej sprawdzał się świetnie. Wiedział dużo - co, jak, kto i z kim.
Wycinanie
W 2004 r. Poręba trafia do Parlamentu Europejskiego (był urzędnikiem). Pięć lat później jest już ważnym europosłem.
Opowiada Ryszard Czarnecki: – To prezes Kaczyński osobiście zdecydował, że o reelekcję do PE w 2009 r. nie będzie ubiegał się Mieczysław Janowski, były prezydent Rzeszowa, a za niego z Podkarpacia wystartuje Tomek Poręba. Przyznam, strzał w dziesiątkę.
Ale to tylko część prawdy. Faktem jest, że sam Poręba ostro napracował się, by wyciąć konkurenta z listy. Zadanie miał ułatwione: Janowski nie był "partyjny" i miał niezłe relacje z ludźmi Platformy. Dla Kaczyńskiego było jasne: w PE chcemy oddanych partii ludzi. Nie pomylił się, jego młody pretorianin z "jedynki" na liście zdobył 85 tys. głosów. To potężny polityczny kapitał.
Poręba - dzięki wsparciu prezesa - idzie do europarlamentu i robi porządki. Na listę jego ofiar w kolejnych latach trafiają m.in. tacy „zawodnicy” jak Marek Migalski (wyrzucony z PiS) czy Michał Kamiński (wycięty z funkcji szefa frakcji w PE).
Po latach w jednym z wywiadów wspomina: "Jestem napastnikiem. Napastnik nie fauluje, jego zadaniem jest zmylić obrońców i wykończyć akcję".
W 2014 r. Poręba kolejny raz zostaje eurodeputowanym, znów zdobywa świetny wynik na Podkarpaciu - ponad 100 tys. głosów.
Mówi kolega Poręby z PE: – Prezes Kaczyński wspominał kiedyś, że europosłem powinno się być maksymalnie dwie kadencje. Formalnie żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły, ale nawet jeśli miałoby to być kiedyś rozważane, to Tomek może spać spokojnie. Wystartuje kolejny raz i kolejny raz zdobędzie mandat.
Czarnecki: – Pracowity, fokusuje się na konkretnych sprawach, jest bardzo dobrym wiceszefem komisji transportu i turystyki w PE. Mocno tam chodził za Via Carpatia, to jego „konik”. Chodził, chodził i wychodził, ten projekt stał się bardzo ważnym tematem.
Poręba w PE „wychodził” sobie także pokaźny majątek. Kilka miesięcy po tym, jak wywalczył sobie drugą kadencję, wyceniono go na grubo ponad 3 mln zł.
Wszystko dzięki politycznej protekcji Jarosława Kaczyńskiego.
Napastnik
Mało kto wie, że Poręba w młodości był… piłkarzem. W czasie studiów (skończył historię, politologię, później studia specjalne z dziennikarstwa) grał w piłkę w III-ligowych małopolskich klubach, m.in. Kablu Kraków, Karpatach Siepraw oraz Górniku Wieliczka. Napastnik. Przed laty chwalił się, że był na testach w ekstraklasie: w Wiśle Kraków i GKS Katowice. Wybrał naukę, jego karierę przerwały kontuzja i ujawnione później duże polityczne ambicje.
Ryszard Czarnecki: – Tomek nie gra na siebie, woli kolektyw, gra zespołowo. Jest osobą, która daje gwarancje, że nie będzie wykorzystywać kampanii jako trampoliny medialnej dla siebie. Bardzo dobrze się z nim współpracuje, nie sposób zarzucić mu wybujałego ego. Kooperatywny. Stąd zaufanie u prezesa.
Adam Bielan: – Szefa sztabu można czasem porównać do trenera. A trenera rozlicza się za wyniki, choć nie zawsze ten wynik jest bezpośrednio jego zasługą czy winą. Raz szef sztabu jest głównym strategiem, a raz jest organizatorem, to zależy od osoby. Tomek chce być twarzą w kampanii, chce być aktywny w terenie, ma zamiar objechać wszystkie regiony. To będzie krótka kampania i trudna, więc jest to wielkie wyzwanie.
Poręba może mu sprostać. O ile zachowa zimną krew i nie będzie faulować.
Również dziennikarzy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl