"To wywołało furię na Kremlu". Eksperci o skuteczności HIMARS-ów
W ostatnich dniach działania wzdłuż linii frontu przybrały charakter wojny pozycyjnej. Obie strony - ukraińska i rosyjska - wskutek wyczerpania nie przeprowadzają większych ofensywnych działań, zaczyna im też brakować ludzi do walki. Skuteczne uderzenia ukraińskiej artylerii na składy amunicji i bazy wojskowe wroga wywołują jednak wściekłość Rosjan.
15.07.2022 11:25
Analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich informują, że intensywne walki nadal toczą się na północ od Charkowa, a wojska rosyjskie kontynuują ostrzały artyleryjskie i rakietowe miasta. Rosjanie chcą również przejąć kontrolę nad Siewierskiem, rozwinąć uderzenia wzdłuż linii rzeki Doniec, a następnie otoczyć Słowiańsk z kierunku północnego i wschodniego.
Według brytyjskiego MON-u, wojska Putina w ciągu ostatnich 72 godzin nie osiągnęły jednak żadnych znaczących postępów terytorialnych i grozi im utrata impetu zbudowanego po zdobyciu Lisiczańska. W wojskowych analizach podkreśla się wyczerpanie obu armii w Donbasie oraz skuteczne wykorzystanie amerykańskich HIMARS-ów. Coraz głośniej mówi się też o możliwości rozpoczęcia ukraińskiej kontrofensywy na południu kraju.
"Obie armie są wyczerpane, ponoszą duże straty"
Zdaniem prof. Daniela Boćkowskiego, eksperta ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, w centralnej części frontu w Donbasie obie strony poniosły duże straty, a dodatkowo pojawiła się niechęć żołnierzy do uczestnictwa w konflikcie.
- Rosjanie nadal mogą rzucić tam masę "mięsa", choć jest im coraz trudniej. Putin już nie wyciągnie z Dalekiego Wschodu kogo chce, bowiem w niektórych republikach zaczęto się buntować. Dodatkowo niektórzy rosyjscy żołnierze zaczęli się zabierać z frontu: rozwiązują kontrakty i wracają do siebie. Z ukraińskiej strony również docierają sygnały, że żołnierze mają dość tej wojny - ocenia w rozmowie z WP ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W podobnym tonie wypowiada się prof. Piotr Grochmalski, dyrektor Instytutu Studiów Strategicznych Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie.
- Rosjanie przegrupowują swoje siły w związku z tym, że ponieśli ogromne straty, ale też ze względu na zmęczenie. Straty ponieśli począwszy od wysokich dowódców, poprzez kadrę oficerską i podoficerską oraz zwykłych żołnierzy. Ukraińska armia również jest wyczerpana. W pierwszych dniach osiągnęła przewagę wynikającą z szybkich działań operacyjnych, dużej manewrowości i danych wywiadowczych. I jej straty były mniejsze. Niestety, rosły one z każdym dniem, będąc konsekwencją dużej siły rażenia ogniem artyleryjskim - mówi WP prof. Piotr Grochmalski.
Wyrzutnie HIMARS kluczem do sukcesu?
Jak się okazuje, w dużej mierze punktem zwrotnym w trwającym już blisko 5 miesięcy konflikcie było pojawienie się na froncie amerykańskich wyrzutni HIMARS.
- Wygląda na to, że zaledwie kilka HIMARS-ów od naszych partnerów zapewniło nam ogromny wpływ na polu bitwy. Naszym żołnierzom udaje się trafić w najważniejsze punkty wroga tak dokładnie, że okupanci zaczynają panikować, bo nie mają pojęcia, jak poradzić sobie z sytuacją - mówił doradca prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowicz. Jak dodał, w ciągu zaledwie jednego dnia Siły Zbrojne Ukrainy uderzyły w rosyjskie magazyny amunicji w tzw. Donieckiej Republice Ludowej oraz Ługańskiej Republice Ludowej.
Dzięki ostrzałowi HIMARS-ów Rosjanom wydłużają się także linie zaopatrzenia - podkreśla prof. Daniel Boćkowski.
- Stracili bardzo dużo amunicji, muszą ją ściągnąć z Rosji. I muszą od nowa tworzyć magazyny. A oni organizują je jak za Związku Radzieckiego, bez żadnego rozproszenia. Jeśli nie znajdą sposobu, by dosięgnąć tych wyrzutni, to będą mieli przechlapane. HIMARS-y nie są do pokrywania obszaru ogniem, tylko do niszczenia "lukratywnych celów" - wyjaśnia ekspert ds. bezpieczeństwa.
"HIMARS-y wywołują furię na Kremlu"
Amerykańskie wyrzutnie sprawiają również, że Rosjanie nie będą się posuwać w Donbasie szybciej niż teraz.
- Nie mają magazynów, które zostały zniszczone przez HIMARS-y. Żeby mogli zrobić kolejną nawałę ogniową, trzeba zgromadzić masę sprzętu artyleryjskiego i amunicji. A mogą to zrobić tylko w określonych miejscach, bo są one dowożone z Rosji wyłącznie pociągami. Dodatkowo Ukraińcy mają dobre rozpoznanie wywiadowcze, więc będą niszczyć kolejne magazyny - komentuje prof. Daniel Boćkowski.
Zobacz także
Z kolei prof. Piotr Grochmalski podkreśla skuteczność HIMARS-ów.
- Ukraina dysponuje obecnie 12 amerykańskimi wyrzutniami i choć to solidna liczba, to jeszcze za mała, by mogła zdecydowanie wpłynąć na przebieg wojny. Niewątpliwie jednak HIMARS-y są bardzo skuteczne. Niszczą magazyny i zabijają dowódców rosyjskiej armii. Tego typu uderzeń likwidujących ważne persony po stronie Rosji było wiele, co wywołało furię na Kremlu - ocenia.
"Ukrainie będzie ciężko odbić południe kraju"
Jak zapowiedział kilka dni temu w wywiadzie dla dziennika "The Times" ukraiński minister obrony Ołeksij Rezniko, Ukraina gromadzi liczące milion żołnierzy siły wyposażone w zachodnią broń, aby odzyskać okupowane przez Rosję tereny na południu kraju, m.in. obszary w rejonie Morza Czarnego, które są kluczowe dla gospodarki kraju.
Niestety - według prof. Daniela Boćkowskiego - z wojskowego punktu widzenia będzie to niezwykle trudne zadanie.
- Dla Rosjan ważniejszy od Ługańska i Doniecka jest Chersoń. A dla Putina ważniejsze jest odcięcie Ukrainy od portów i wszelkiego dostępu do morza, w tym zabezpieczenie korytarza lądowego na Krym. Ukraińcy nie mają jak wzmocnić tego kierunku, tak żeby móc go odbić. Muszą się nadal bronić się w Donbasie. A przesunięcie tam ciężkiego sprzętu, żołnierzy spowoduje, że odsłonią się całkowicie w ługańskiej i donieckiej republice. Szansą dla ukraińskiej armii byłoby zorganizowanie w Chersoniu powstania i wysłanie sił specjalnych oraz partyzantki. Gdyby zmusiły one Rosjan do walki na przedmieściach, ukraińskie wojska mogłyby realnie myśleć o triumfie - ocenia.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski