Putin wysyła do boju seniorów. "Geriatryczny batalion"
Na wojnę w Ukrainie ma trafić rosyjski, ochotniczy batalion "Tigr" Floty Pacyfiku złożony z żołnierzy w wieku 40 plus. - Putinowi coraz bardziej brakuje żołnierzy, uruchamia wszystkie źródła. Taki starszy żołnierz podpisze kontrakt na pół roku i jeśli wróci z frontu, kupi sobie ładę. Może wśród nich są i pasjonaci, ale oni idą na wojnę dla pieniędzy - mówią Wirtualnej Polsce eksperci.
11.07.2022 15:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Informację o formowaniu batalionu piechoty morskiej przekazał amerykański Instytut Studiów nad Wojną. Instytut cytował gubernatora Kraju Nadmorskiego Olega Kozhemkaya, który powiedział, że nie wszyscy ochotnicy mają wcześniejsze doświadczenie bojowe i przed wysłaniem na front przejdą 30-dniowe szkolenie. Na podstawie materiału filmowego batalionu "Tigr" użytkownicy mediów społecznościowych zauważyli, że rekruci są starsi niż zwykle i prawdopodobnie mają od 50 do 60 lat. Ironizowano, że Putin wysyła na front "geriatryczny batalion".
Główną siłą batalionu mieliby być żołnierze, którzy w przeszłości służyli we Flocie Pacyfiku na Dalekim Wschodzie. Flota jest częścią Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej, której obszar operacyjny obejmuje Ocean Spokojny oraz Ocean Indyjski. Obok Floty Północnej jest najsilniejszym związkiem operacyjnym rosyjskiej marynarki wojennej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem płk. Andrzeja Kruczyńskiego, byłego oficera GROM-u, uczestnika działań specjalnych i misji zagranicznych, wysyłanie batalionu złożonego ze starszych żołnierzy po raz kolejny pokazuje, że Rosjanie mają coraz większy problem z rekrutacją na front.
"Zużyta kondycja psychiczna i fizyczna"
- Nie można z założenia eliminować czterdziestolatków. Wśród nich są żołnierze o dobrej kondycji, z doświadczeniem bojowym. Ale większość starszych żołnierzy ma zużytą kondycję fizyczną i psychiczną. Druga sprawa to ściąganie kolejnych żołnierzy z Dalekiego Wschodu, z republik leżących przy granicy z Chinami czy Mongolią. To również nie wróży nic dobrego. Już wcześniej się mówiło, że nie są oni w stanie poprawnie i szybko komunikować się ze swoimi przełożonymi. Zdarzało się, że przychodził oficer i wydawał im rozkazy, a oni robili wielkie oczy – mówi Wirtualnej Polsce płk Andrzej Kruczyński.
Z kolei według płk. Piotra Lewandowskiego, weterana z Iraku i Afganistanu, Rosja uruchamia wszystkie źródła, z których można wziąć żołnierzy.
- Ale nie łudźmy się, że jeśli wysyła taki batalion na front, to nie oznacza, że nie będzie formowała batalionów z młodszych żołnierzy. Będzie. A że brakuje Rosji żołnierzy? Brakuje od początku. Rosyjska armia cierpi na braki personelu. Żołnierze batalionu Floty Pacyfiku zapewne o wojnę się już otarli, mają w swoim CV wpisany udział we wcześniejszym konflikcie zbrojnym. Taki batalion to nie jest duża jednostka, a raptem kilkuset żołnierzy – ocenia płk Piotr Lewandowski.
Według analityków PortaluMilitarnego.pl, żołnierzy w takim batalionie łatwiej jest namówić na kontrakt pensją wyższą od ich normalnych możliwości zarobkowych oraz wysokim odszkodowaniem dla rodziny za śmierć. Pochodzą bowiem z rejonów Rosji, w których są niskie zarobki i jest większe ubóstwo.
- Na wysokie odszkodowanie za ewentualną śmierć rosyjskiego żołnierza z Dalekiego Wschodu bym nie liczył – ocenia płk Andrzej Kruczyński
- Dostaną co najwyżej worek pszenicy, ziemniaków i 10 litrów oleju. Widzimy, jak ta armia jest "profesjonalna". Taki batalion w każdej chwili może zostać zniszczony. Pociski artyleryjskie dosięgają Rosjan już nie na pierwszej linii frontu, ale na głębokim zapleczu. To mogą być pasjonaci na swój sposób szukający przygód i adrenaliny, ale jakości specjalnie do rosyjskiej armii nie wniosą – ocenia płk Andrzej Kruczyński.
"Jak wrócą z wojny, kupią sobie ładę"
Zdaniem płk. Lewandowskiego Rosji kończą się zasoby tzw. żołnierzy kontraktowych żołnierzy i armia szuka ich następców.
- Determinacja polityczna Kremla nadal kładzie się cieniem na rosyjską rzeczywistość wojskową. Moskwa tak zmienia przepisy, by wysłać na front jak największą liczbę żołnierzy. Problem w tym, że w ciągu roku sytuacja może się zmienić w innych rejonach, np. na wschodzie Rosji, i Putinowi będzie tam potrzebne wojsko w gotowości bojowej. Oni nie mogą się wyczyścić do zera. Ukraina, która się broni, może rzucić do walki wszystko, czym dysponuje, bo wroga ma jednego - mówi płk Piotr Lewandowski.
W jego ocenie we wschodnich okręgach wojskowych zostało Rosjanom niewielu żołnierzy kontraktowych.
- Jeszcze miesiąc temu, Rosjanie relokowali kontraktowców i wysyłali na front. Teraz praktycznie nie ma już skąd ich brać. Dlatego pojawiają się starsi. Podejrzewam, że podpisują kontrakty na pół roku, maksymalnie - na 12 miesięcy. Dostaną w miarę duże pieniądze za relatywnie krótką umowę. Taki żołnierz wychodzi z założenia: "Wrócę po pół roku, kupię sobie ładę, podniosę sobie standard życia. A może też przy okazji wrócę z frontu z łupami z Ukrainy? Wezmę elektronikę, sprzęt AGD, a może i czyjeś oszczędności" – twierdzi płk Lewandowski. I - jak dodaje - nie ma się co łudzić, że jakikolwiek rosyjski żołnierz walczy w Ukrainie dla idei.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski