To prawdziwy pogrom. Wagnerowcy uciekają albo giną
Zaledwie jeden na pięciu więźniów zrekrutowanych do grupy Wagnera nadal pozostaje na froncie. Takie dane podaje Olga Romanowa, szefowa fundacji "Rosja za kratami". Znaczna część tych, którzy już nie walczą, nie żyje.
23.01.2023 | aktual.: 23.01.2023 16:32
Olga Romanowa przekazała, że spośród 50 tys. rosyjskich więźniów na froncie obecnie przebywa około zaledwie 10 tys.
- Według naszych danych, do końca grudnia zrekrutowano 42-43 tys. więźniów. Teraz jest ich najprawdopodobniej już ponad 50 tys. Spośród nich 10 tys. walczy na froncie, ponieważ cała reszta jest albo zabita, albo uznawana za zaginioną. Nie brakowało też dezercji i oddawania się w niewolę - powiedziała Romanowa jednemu z rosyjskojęzycznych portali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Wagnerowcy giną albo uciekają
Działaczka jednocześnie podkreśla, że duża część więziennych rekrutów ucieka do Rosji, zabierając ze sobą broń. Zauważyła jednocześnie, że twórca grupy, Jewgienij Prigożyn, nie wyróżnia w swoich statystykach tych, którzy zdezerterowali, a po prostu wpisuje ich jako zabitych, co może zawyżać liczbę ofiar.
O jednej z takich ucieczek na początku stycznia pisał portal donday.ru. Sześciu więźniów wcielonych w szeregi grupy Wagnera zbiegło wówczas z ośrodka treningowego najemników w rejonie miasta Sorokyne - w okupowanym obwodzie ługańskim. Jak wówczas podkreślano, byli uzbrojeni.
Z kolei w piątek w rosyjskiej telewizji opozycyjnej TV Dożd światło dzienne ujrzała sprawa jednego z wagnerowców, który walczył na froncie. Jego żonie przekazano pustą trumnę, akt zgonu i medal honorowy, ponieważ uznano, że mężczyzna zmarł. Później okazało się jednak, że najemnik żyje i przebywa w ukraińskim areszcie. Takich historii, według dziennikarzy Dożd, są tysiące. Członkowie rodzin mają być też zastraszani, żeby nie sprawdzali trumien w celu potwierdzenia śmierci swoich krewnych.
Źródło: Meduza.io, WP Wiadomości