_"To nie był dobry rok"_ - mówią tatrzańscy ratownicy
fot. Marcin Józefowicz (TOPR)
(inf.własna)
16.11.2002 | aktual.: 17.11.2002 16:00
"Nie był to dobry rok – ani dla ludzi chodzących po Tatrach, ani dla nas, tatrzańskich ratowników" - tak krótko podsumował to, co się działo w ostatnich kilkunastu miesiącach w najwyższych polskich górach, jeden z ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. 16 listopada jest w tym roku Dniem Ratownika TOPR.
Statystyki są bezwzględne: od końca października 2001 r. do dziś w całych Tatrach zginęło 29 osób - o 5 więcej niż przed rokiem. Kolejnych dwóch turystów (zaginęli w Polskich Tatrach w ubiegłym miesiącu) dotychczas nie odnaleziono. Po południowej (słowackiej) stronie Tatry zabrały 12 ofiar, po naszej – 20. W setki idzie liczba akcji ratunkowych i poszukiwawczych – często bardzo skomplikowanych i niebezpiecznych. Tak było na przykład 30 grudnia, gdy w czasie akcji ratunkowej, w lawinie pod Przełęczą Szpiglasową zginęło 2 ratowników – Bartek Olszański i Marek Łabunowicz "Maja". Był to pierwszy taki przypadek od śmierci legendarnego pioniera ratownictwa w Tatrach – Klimka Bachledy (w 1910 r. na Małym Jaworowym). Natomiast kilka lat temu rozbił się w Tatrach TOPR-owski śmigłowiec. Zginęło wówczas dwóch pilotów i dwóch ratowników i był to bardziej wypadek komunikacyjny (zawiodła maszyna).
Zestawy liczb obrazujące wypadki w Tatrach – te tragiczne i takie, które dzięki akcjom TOPR zakończyły się szczęśliwie – niełatwo poddają się analizie. W tym ,,czarnym" roku ani liczba turystów, taterników i narciarzy udających się w góry nie odbiegała nadmiernie od średniej z ostatnich lat, ani pogoda nie była dużo gorsza. Jedno jest pewne – przyczyny tatrzańskich tragedii są od lat takie same: niewiedza, brak doświadczenia, brawura, zła ocena własnych sił, niedocenianie zagrożeń jakie stwarzają góry typu alpejskiego. I każdy, kto wyrusza w Tatry powinien zawsze o tym pamiętać. Najlepiej wyszkoleni ratownicy, najlepszy sprzęt, śmigłowiec i coraz powszechniejsze telefony komórkowe, ułatwiające zawiadomienie TOPR – to czasami za mało, by wyjść cało z opresji, gdy gwałtownie pogarsza się pogoda, brawura góruje nad zdrowym rozsądkiem, a wymarzony cel wydaje się być na wyciągnięcie ręki, gdy doświadczenie podpowiada ,, tym razem odpuść sobie".
TOPR – jak każda niemal służba ratownicza w naszym kraju – przeżywa poważne kłopoty, głównie natury finansowej. Nowoczesne i skuteczne ratownictwo jest drogie. W Polsce nie ma – tak jak w wielu innych krajach, nie tylko alpejskich, ale także np. na Słowacji – masowych ubezpieczeń górskich. Za ratunek płaci państwo, a państwowa kasa jak jest każdy wie.
Od niedawna działalność ratownicza TOPR – a także innych tego typu służb – finansowana jest przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Środków tych nie starcza na wszystko. Gdyby nie sponsorzy - takie np. firmy jak Alpinus, Polkomtel S.A., Lek Polska, Warta S.A., BP Polska i wiele innych – trudno byłoby TOPR kupić podstawowe często wyposażenie, benzynę, specjalistyczny sprzęt, środki transportu. A bez tego nie ma sprawnego ratownictwa.
TOPR zajmuje się także – w miarę swoich możliwości – działalnością profilaktyczną. I tu również wspierany jest przez sponsorów. Lek Polska sfinansował np. produkcję filmu, który wyświetlany jest w wielu szkołach w całym kraju, a pokazuje jak bezpiecznie można chodzić po górach.
W sobotni, jesienny wieczór, w dorocznym Dniu Ratownika TOPR , na starym zakopiańskim cmentarzu zapłoną lampki na grobach ratowników którzy odeszli na zawsze. W schronisku nad Morskim Okiem, kolejni młodzi ludzie – zafascynowani Tatrami i gotowi zawsze nieść w górach pomoc jej potrzebującym – złożą ratownicze przyrzeczenie. Ten tekst nie zmienia się od ponad 90 lat, a zaczyna od słów: _ "Przyrzekam uroczyście pod słowem honoru..."_. Czeka ich twarda, niebezpieczna, piękna i zaszczytna społeczna służba. (as)