"To nie Błochowiak zgłosiła poprawkę korzystną dla właścicieli automatów"
To nie posłanka SLD Anita
Błochowiak zgłosiła podczas posiedzenia sejmowej komisji poprawkę
do projektu ustawy o grach losowych, która zmniejszała miesięczny
podatek od jednego automatu do gry z 200 do 50 euro - powiedział wicemarszałek Sejmu Tomasz Nałęcz (UP) w Radiu Zet. Jak
zaznaczył, nie był to też żaden inny poseł SLD, ani poseł PO
Zbigniew Chlebowski.
Nałęcz nie chciał wymienić jednak nazwiska posła, który zgłosił taką poprawkę. Dodał, że nie zrobi tego dopóki nie będzie miał całkowitej pewności.
Sobotnia "Gazeta Wyborcza", "Rzeczpospolita" i "Życie Warszawy" podały, że gdańska prokuratura od sierpnia bada, czy to możliwe, że za zmianę ustawy o grach losowych (poprawka wprowadzona w trakcie prac w Sejmie zmniejszyła miesięczny podatek od jednego automatu do gry z 200 do 50 euro) wręczono 10 mln dolarów łapówki. W publikacjach wymieniane jest nazwisko szefa klubu parlamentarnego SLD Jerzego Jaskierni i prokuratora Andrzeja Kaucza. "GW" napisała, że Jaskiernia przez lata orędował za zmianą przepisów o automatach do gry, a jego społeczny asystent Maciej Skórka miał tysiące takich automatów.
Kto zgłosił poprawkę?
Nałęcz zaznaczył, że starał się wyjaśnić procedowanie nad ustawą. Powiedział, że rząd zaproponował, aby miesięcznie podatek od automatu wynosił 200 euro; w komisji padła propozycja, aby to było 50 euro miesięcznie. "Tej propozycji nie zgłosiła na pewno pani poseł Błochowiak. Tu słyszałem dwa różne nazwiska, ale na pewno nie było to nazwisko pani poseł Błochowiak, ani posłów klubu SLD ani UP" - zaznaczył Nałęcz.
Jak podkreślił, Błochowiak zgłosiła poprawkę idącą dalej: aby to było 50 euro w roku 2003, i potem w każdym kolejnym roku po 25 euro więcej, aż do kwoty 125 euro. "To nie poseł Błochowiak była wnioskodawczynią 50 euro. Tylko zupełnie ktoś inny. Kluczową kwestią jest sprawdzenie tego nazwiska. To jest do sprawdzenia" - zapewnił.
Nałęcz podkreślił, że nie chodzi też o posła Chlebowskiego. "Ja znam inne nazwiska" - dodał. "Ale dopóki nie mam pewności nie podam ich" - oświadczył. "Ze stenogramu komisji to się wyczyta, to nie jest żadna tajemnica" - powiedział.
Polityk UP wyjaśnił, że po tym jak podczas obrad komisji padły różne propozycje - było rządowe 200 euro, 50 euro jednego z posłów, oraz stawka progresywna zgłoszona przez Błochowiak - Ministerstwo Finansów wprowadziło ponownie tę kwestię na posiedzenie rządu. "I rząd rzeczywiście o tym debatował i przyjął propozycję, którą zgłosiła poseł Błochowiak. Ja znam taką wersję wydarzeń" - zaznaczył.
"Barcikowski chciał zdyskredytować media"
Szef klubu Platformy Obywatelskiej Jan Rokita powiedział, że jego uwagę zwraca przede wszystkim sejmowe wystąpienie szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego, które miało miejsce na dwa dni przed prasowymi publikacjami na temat gier losowych (w nocy z wtorku na środę szef ABW przedstawiał Sejmowi na utajnionym posiedzeniu informację w sprawie lobbingu wokół niektórych ważnych przetargów i kontraktów).
"Jeśli popatrzeć z dzisiejszej perspektywy na treść tego wystąpienia to widać, że ono miało jedyny cel: zdyskredytować gazety, zdyskredytować śledcze artykuły w gazetach. I to nie tylko na temat sprawy gier losowych, ale także na temat przetargu na Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców w MSWiA, na temat kontraktów na dodatkowe dostawy gazu, tzw. dostawy stopowe zawieranych przez PGNiG" - powiedział Rokita.
W jego ocenie, Barcikowski przyszedł do Sejmu po to, aby powiedzieć, że rząd "jest absolutnie czysty: wszystkie kontrakty, przetargi, rozstrzyga krystalicznie". "Natomiast gazety, które podejmują się krytykowania rządu bądź posłów SLD, są na służbie, bądź to rosyjskiego KGB, jak w przypadku dostaw stopowych gazu, bądź na służbie firm, które przegrały przetargi i robią niewłaściwy lobbing" - dodał polityk PO.
Jak podkreślił, "to jest bardzo niezwykły przypadek". "Bo szef ABW przyszedł do Sejmu nie po to, aby cokolwiek powiedzieć o złym lobbingu albo o korupcji w Polsce, o śledztwach, które prowadzi. Szef ABW przyszedł do Sejmu po to, aby zdyskredytować polskie gazety i polskie media, a jednocześnie by bronić rządu. To jest coś zupełnie niebywałego" - uznał Rokita.