Ryzykantka. Boris Johnson szefem MSZ
Choć nowa premier ma reputację osoby wyważonej i rozsądnej, już pierwszego dnia urzędowania pokazała, że nie brakuje jej odwagi i skłonności do ryzyka. I nie chodzi tylko o wybory dotyczące mody (May słynie z dość ekscentrycznej kolekcji butów, na zaprzysiężenie ubrała szpilki w panterkę). Burzę wywołała jej nominacja dla Borisa Johnsona, który będzie ministrem spraw zagranicznych w rządzie May. Były dziennikarz i mer Londynu to najbardziej kontrowersyjny polityk w Brytanii, którego kariera polityczna wydawała się skończona po referendum. Johnson był liderem kampanii na rzecz Brexitu i spodziewano się, że po wygranym referendum zostanie premierem. Szybko okazało się jednak, że nie ma żadnego planu na wypadek wyjścia z Unii, dzień po referendum spędził na grze w krykieta, a na dodatek "nóż w plecy" wsadził mu jego najbliższy sojusznik Michael Gove, w efekcie czego Johnson wycofał się z wyścigu o tekę premiera.
Jego wybór na szefa brytyjskiej dyplomacji jest tym bardziej ryzykowny, że Johnson słynie z bardzo niedyplomatycznych lub wręcz znieważających wypowiedzi na temat zagranicznych liderów i państw. Na swoim koncie ma obraźliwe komentarze dotyczące George'a Busha ("zezowaty podżegacz wojenny"), Baracka Obamy ("bełkotliwy hipokryta", "nie cierpi Wielkiej Brytanii ze względu na swoje kenijskie korzenie") i Hillary Clinton ("wygląda jak sadystyczna pielęgniarka w psychiatryku"). Najciekawiej zapowiada się jego spotkanie z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem, któremu poświęcił limeryk o jego kontaktach seksualnych z kozą.