Theresa May. "Stalowa dama", następczyni Thatcher
Z racji charakteru porównują ją do Margaret Thatcher. Premierem chciała być od dzieciństwa. Potrafi być bezwzględna, zarówno dla rywali, jak i imigrantów. Kim jest nowa premier Wielkiej Brytanii?
Theresa May: następczyni "Żelaznej Damy"?
"Jeśli nas słyszysz, Margaret, porusz szklankę" - zdjęcie z takim podpisem podbiło brytyjski internet. To tylko jeden z memów dotyczących zmiany premiera Wielkiej Brytanii, ale celnie oddaje panujący w kraju nastrój. Od kiedy stało się jasne, że to Theresa May stanie za sterami kraju, przywoływanie ducha Margaret Thatcher stało się nieuniknione. "Nowa Thatcher", "Powrót Żelaznej Damy", "Stalowa, pewna kobieta, która pokieruje Brytanią", "Stalowa Dama" - to tylko niektóre z nagłówków brytyjskiej i światowej prasy odnoszącej się do jej poprzedniczki. Porównania te są nieuniknione nie tylko ze względu na to, że May jest dopiero drugą kobietą-premierem w historii kraju. Na tym podobieństwa się nie kończą.
Siła i ambicja
Najczęściej powtarzane przymiotniki w odniesieniu do nowej premier to: silna, zdeterminowana, ambitna. Tak ambitna, że już w młodości otwarcie mówiła o tym, że będzie kiedyś premierem. Gdy w 1979 roku pierwszą kobietą na tym stanowisku stała się Thatcher, May - wówczas studentka Oxfordu - była wściekła, że ktoś ją ubiegł. Reputacja zdeterminowanej i "stalowej" kobiety też nie jest niezasłużona. Podczas swojej kariery w rządzie Camerona, gdzie służyła jako minister spraw wewnętrznych, wielokrotnie wchodziła w scysje z potężnymi graczami w brytyjskiej i międzynarodowej polityce
Bezwzględny gracz
W 2012 roku May postawiła się Stanom Zjednoczonym, kiedy odmówiła ekstradycji do USA Gary'ego McKinnona, słynnego hakera, który włamał się do kilkudziesięciu komputerów i sieci amerykańskiej administracji i wojska - co było wówczas największym takim atakiem w historii. Mimo presji Waszyngtonu, nie zmieniła zdania i McKinnon do dziś pozostaje w Wielkiej Brytanii. Innym razem zmusiła swojego partyjnego kolegę - a w rzeczywistości rywala - Michaela Gove'a do publicznych przeprosin i rezygnacji ze stanowiska, po tym jak ówczesny minister edukacji puścił do mediów przeciek mający sugerować, że nie panuje nad napływem i radykalizacją muzułmańskich imigrantów w Birmingham. Nie był to zresztą ostatni raz, kiedy Gove poczuł, jak smakuje zemsta zadana przez May. Mimo że Gove był jednym z liderów kampanii Brexitu i liczył na tekę premiera, zamiast awansu dostał zwolnienie. W drugim dniu swojego urzędowania, May odwołała go z funkcji ministra sprawiedliwości.
Twarda wobec imigrantów
Wbrew zarzutom Gove'a, łaskawa dla imigrantów May z pewnością nie była - przynajmniej jeśli chodzi o retorykę. Od początku ministerialnej kariery opowiadała się za głębokimi cięciami w liczbie przyjmowanych imigrantów. Podczas swojej przemowy na partyjnej konwencji w ubiegłym roku ostrzegała, że prowadzenie otwartej polityki zagraża spójności Wielkiej Brytanii. Jej wysiłki nie były jednak do końca skuteczne. Jak uważa sama May, wszystko przez fakt ratyfikacji przez Wielką Brytanię Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, której przepisy "zmuszają" do łagodnego traktowania imigrantów i utrudniają ich deportację. Po rezygnacji Camerona, May była też jedyną kandydatką na premiera, która nie chciała zagwarantować, że status obecnych już w Wielkiej Brytanii imigrantów z Polski i innych krajów UE pozostanie bez zmian i zapowiadała, że ich los będzie kartą przetargową w rozmowach z UE.
Chciała zostać, musi wyjść
Brytyjczycy liczą, że May będzie twardo negocjować z Brukselą warunki rozwodu. "Theresa May to jedyna osoba, która jest w stanie przywołać do porządku Angelę Merkel" - zapowiada "The Sun". Stosunek May do Unii zawsze był ambiwalentny. Podczas kampanii wspierała stronę "Remain", lecz sama sugerowała, że nie robi tego z pełnym przekonaniem. Co więcej, już po referendum zapowiadała, że jeśli zostanie premierem, zrealizuje wolę wyborców, bo "Brexit znaczy Brexit". Z jej wypowiedzi wynika też, że nie będzie to Brexit w wersji soft, czyli pozostanie w obrębie unijnego rynku wspólnego (taki status ma Norwegia). Z jednej strony, pozwoli to na ograniczenie imigracji z UE, lecz może bardzo negatywnie odbić się na brytyjskiej gospodarce.
Ryzykantka. Boris Johnson szefem MSZ
Choć nowa premier ma reputację osoby wyważonej i rozsądnej, już pierwszego dnia urzędowania pokazała, że nie brakuje jej odwagi i skłonności do ryzyka. I nie chodzi tylko o wybory dotyczące mody (May słynie z dość ekscentrycznej kolekcji butów, na zaprzysiężenie ubrała szpilki w panterkę). Burzę wywołała jej nominacja dla Borisa Johnsona, który będzie ministrem spraw zagranicznych w rządzie May. Były dziennikarz i mer Londynu to najbardziej kontrowersyjny polityk w Brytanii, którego kariera polityczna wydawała się skończona po referendum. Johnson był liderem kampanii na rzecz Brexitu i spodziewano się, że po wygranym referendum zostanie premierem. Szybko okazało się jednak, że nie ma żadnego planu na wypadek wyjścia z Unii, dzień po referendum spędził na grze w krykieta, a na dodatek "nóż w plecy" wsadził mu jego najbliższy sojusznik Michael Gove, w efekcie czego Johnson wycofał się z wyścigu o tekę premiera.
Jego wybór na szefa brytyjskiej dyplomacji jest tym bardziej ryzykowny, że Johnson słynie z bardzo niedyplomatycznych lub wręcz znieważających wypowiedzi na temat zagranicznych liderów i państw. Na swoim koncie ma obraźliwe komentarze dotyczące George'a Busha ("zezowaty podżegacz wojenny"), Baracka Obamy ("bełkotliwy hipokryta", "nie cierpi Wielkiej Brytanii ze względu na swoje kenijskie korzenie") i Hillary Clinton ("wygląda jak sadystyczna pielęgniarka w psychiatryku"). Najciekawiej zapowiada się jego spotkanie z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem, któremu poświęcił limeryk o jego kontaktach seksualnych z kozą.
Theresa May a sprawa polska
Jakie znaczenie ma nominacja May dla Polski? Eksperci są zgodni, że była minister spraw wewnętrznych to najbardziej kompetentna, przewidywalna i doświadczona z kandydatów na nowego premiera. To dobra wiadomość w kontekście negocjacji z UE i przyszłości polsko-brytyjskich stosunków, jednak na horyzoncie rysują się tez problemy. Wszystko przez kwestię polskich imigrantów.
- May już zapowiedziała, że celem UK jest ograniczenie i większa kontrola migracji, a ewentualne ustępstwa na rzecz Unii w tym zakresie będą musiały być przedmiotem negocjacji. To może oznaczać duże wyzwanie dla Polski - powiedział dr Przemysław Biskup, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Wątpliwości może budzić też nominacja dla Johnsona, który ma na swoim koncie wypowiedzi świadczące o bardziej "wyrozumiałym" niż u poprzedników stosunku do Rosji, zarówno w kontekście jej polityki w Syrii jak i na Ukrainie. Zdaniem Johnsona, część winy za aneksję Krymu i inwazje na Donbas ponosi Unia Europejska i jej zbyt wybujałe ambicje w polityce zagranicznej.