Teściowa Marcina P. chowa twarz w dłoniach i przeklina. Komisję ds. Amber Gold zszokowała czymś jeszcze
- Byliśmy przygotowani, że Danuta Jacuk-Plichta odmówi składania zeznań i posiedzenie się zakończy. Zaskoczyło nas, że chce zeznawać - przyznaje w rozmowie z WP przewodnicząca komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS). - Ja tu widzę błąd po stronie pełnomocniczki teściowej Marcina P. - dodaje członek komisji Witold Zembaczyński (Nowoczesna) i przyznaje, że przesłuchanie ocenia jako "szokujące". Dlaczego?
26.09.2017 | aktual.: 26.09.2017 16:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Poniedziałkowe przesłuchanie teściowej Marcina P., odpowiedzialnego za piramidę finansową Amber Gold, z pewnością przejdzie do historii. Jacuk-Plichta była zatrudniona w spółce jako osoba sprzątająca. Posiadała jednak pełnomocnictwa zarządu do podejmowania szeregu czynności, aneksowania umów, a przez jej konto przepływały duże pieniądze. Gdy pojawiła się przed komisją śledczą, jej członkowie byli przekonani, że szybko odmówi składania zeznań.
Wassermann: nie rozumiem ich zachowania
- Trzykrotnie pouczałam świadka o tym, że może odmówić składania zeznań, ale z tego nie skorzystała - mówi Wassermann. Czy jest możliwe, że Jacuk-Plichtę i jej młodą pełnomocnik zjadł stres i obie panie pogubiły się do tego stopnia, że nagle zgodziły się odpowiadać na pytania komisji? - Z pełnomocnikiem rozmawia się i ustala strategię, kiedy się do niego przychodzi, a nie przed wejściem na salę. Z drugiej strony w każdej chwili mogły też odwołać się do przepisów. Nie rozumiem ich zachowania. Na salach sądowych widziałam już przeróżne rzeczy i wiele było zaskakujących, ale ta była jedną z najbardziej zaskakujących jaka mi się przytrafiła - dodaje przewodnicząca komisji.
W efekcie godzinne przesłuchanie przerodziło się w niesmaczny spektakl, w trakcie którego Jacuk-Plichta setki razy powtórzyła, że "nie odpowie na to pytanie, ponieważ nie chce zrobić krzywdy sobie, ani bliskim sobie osobom". Sprawiała wrażenie zaskoczonej skalą, z jaką działała Amber Gold - firma, w której pełniła przecież ważną funkcję. "Czy świadek pobrała z tytułu stosunku pracy 576 836 zł i 37 groszy?" - zapytał ją w pewnym momencie poseł Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15). Kobieta powiedziała "O matko" i złapała się za głowę. Takich sytuacji było wiele.
Zembaczyński: " Zabrakło między nimi komunikacji. W przypadku Romana Giertycha było podobnie"
- Ja tu widzę błąd po stronie pełnomocniczki teściowej Marcina P. W sprawie, która toczy się rzeczywiście wokół najbliższych Jacuk-Plichty, mogła po prostu odmówić składania zeznań. Byłem więc nastawiony na to, że pełnomocnik się przedstawi, świadek odmówi składania zeznań i posiedzenie się zakończy. Szokujące, ale jak widać zabrakło między nimi komunikacji. Potem pod wpływem naszej salwy pytań pojawiały się czasem ułamkowe, a czasem bardzo ciekawe odpowiedzi - ocenia Witold Zembaczyński.
Poseł Nowoczesnej przyznaje, że nieprofesjonalne zachowanie pełnomocnika widział już wielokrotnie i nie jest dla niego nowością. - Na przykład Roman Giertych, czyli pełnomocnik Michała Tuska, chciał skraść swojemu świadkowi "show". Absolutny brak profesjonalnego warsztatu pełnomocnika procesowego pokazywał nie używając nigdy zwrotu, że "wnosi o uchylenie tego pytania, gdyż nie ma nic wspólnego z aferą". Zamiast tego wchodził w polemikę z komisją - stwierdza.
Zobacz także: Nietypowe przesłuchanie na komisji ds. Amber Gold. Teściowa Marcina P. nie odpowiedziała na większość pytań
Zembaczyński ocenia więc, że teściowa Marcina P. i jej pełnomocniczka były po prostu "nieprzygotowane". - To karmienie opinii publicznej obrazami, kiedy mówiła "o Boże" i łapaniem się za głowę. My z akt wiemy, że ona podejmowała na przykład pewne czynności wokół tych 6 kg złota, a świadek mówi coś zupełnie innego, lub gra jakby o niczym nie wiedział. To bardzo skomplikowany element pracy komisji - przyznaje. Po wielokrotnym uchylaniu się Jacuk-Plichty nawet od najprostszych pytań, przewodnicząca Wassermann zagroziła jej wystąpieniem o nałożenie grzywny. - Taki wniosek musiałaby złożyć cała komisja i skierować go do Sądu Okręgowego w Warszawie. To wykonalny, ale dość długi proces, więc oceniałem to raczej jako straszak - podsumował Zembaczyński.