Terroryści z ISIS mordują muzułmanów. Dżihad metodą realizacji chorych ambicji
Terrorysta wysadził się w powietrze w roztańczonym tłumie w południowym Pakistanie. Mniej więcej w tym samym czasie samochód pułapka wybuchł w stolicy Iraku. W zamachach zginęło ponad 135 ludzi. Są setki rannych. Pomimo ponad dwóch tysięcy kilometrów dzielących pakistański Sehwan od Bagdadu obie masakry łączy to, że celem terrorystów byli wyznawcy Allaha, którzy w inny sposób kultywują tradycję Mahometa niż fanatycy z Państwa Islamskiego.
17.02.2017 | aktual.: 17.02.2017 11:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pakistan przeżywa bardzo bolesny tydzień. W ciągu zaledwie kilku dni w serii zamachów bombowych zginęło ponad sto osób. Najtragiczniejszy był atak na świątynię w Sehwanie, gdzie bomba zabiła 80 ludzi w tym wiele kobiet i dzieci. Są setki rannych, których trzeba było przewozić do szpitala odległego o 70 kilometrów.
Fanatyk z Państwa Islamskiego zaatakował zatłoczoną świątynię suficką, gdzie trwała ceremonia, podczas której wierni muzyką i tańcem wprowadzają się w trans, wierząc, że zbliża ich to do Allaha. Modlitewne spotkania w tym miejscu odbywają się od ponad sześciu wieków. Słowa fakir czy derwisz wywodzą się właśnie z sufickiej tradycji ubóstwa, u której podstaw znaleźć można nawet postać Jana Chrzciciela.
Z kolei celem zamachowca w Bagdadzie była giełda samochodowa w dzielnicy zamieszkałej przez szyitów, czyli członków drugiego co do wielkości odłamu islamu. Tutaj zginęło przynajmniej 55 osób i tak jak w przypadku Pakistanu, odpowiedzialność za zamach wzięło na siebie ISIS.
Prześladowania chrześcijan to wygodna przykrywka
Ponad połowa wszystkich zamachów terrorystycznych przeprowadzonych na świecie w ciągu ostatnich kilku lat miała miejsce w Iraku, Afganistanie i Pakistanie, czyli w krajach muzułmańskich. Także zdecydowana większość ofiar to wyznawcy Allaha. Co do liczb eksperci różnią się między sobą, a szacunki wahają się od 82 proc. aż do 97 proc.
Fakt, że tak przytłaczającą większość ofiar islamskiego terroru stanowią sami muzułmanie podważa twierdzenia islamistów o świętej wojnie, dżihadzie przeciwko chrześcijańskim krzyżowcom i żydowskim okupantom. Przywódcy samozwańczego kalifatu twierdzą, że atakują odszczepieńców takich, jak szyici czy sufici, a więc ludzi, którzy w oczach fundamentalistów odeszli od jedynie słusznej drogi proroka Mahometa i interpretacji świętej księgi Koranu.
Twierdzenie fanatyków odrzuca zdecydowana większość autorytetów w świecie islamu. – Dżihadyści to fanatycy kalający spuściznę Proroka i absolutny margines. To przecież zaledwie kilka tysięcy odszczepieńców z liczącej półtora miliarda ludzi społeczności muzułmańskiej – tłumaczył wyraźnie wzburzony prof. Saad Abudayeh, politolog z Jordanii. Radykalizm ISIS wywołał nawet krytykę przywódców Al Kaidy i doprowadził do rozłamu wśród islamistów.
W rzeczywistości trudno jest odróżnić, w którym miejscu przebiega granica pomiędzy religijnym fanatyzmem a cynicznym wykorzystaniem wiary w celach politycznych. Bardzo często pozbawieni skrupułów zbrodniarze po prostu wysyłają łatwowiernych, zmanipulowanych samobójców, aby mordowali niewinnych ludzi tylko po to, by zrealizować swoje chore ambicje.