Biesłan - 2004 rok
Jak można zaatakować szkołę, wziąć jako zakładników małe dzieci? – pytano, gdy bojownicy Basajewa zajęli we wrześniu 2004 roku szkolne budynki w Biesłanie w Północnej Osetii. Negocjacje trwały dwa dni. Szkołę w tym czasie otoczyły służby specjalne, dziennikarze i zrozpaczeni krewni, którzy modlili się, by nic nie stało się ich córkom, synom czy wnukom.
O świcie ruszyli rosyjscy komandosi. "Budionnowsk, Pierwomajskoje, Dubrowka – te elitarne oddziały zawsze likwidowały zamachowców kosztem zakładników. Co mogę powiedzieć tym kobietom wpatrzonym w opancerzonych żołnierzyków jak w zbawców świata?" – pisze w swojej książce Wiktor Bater, polski korespondent, który był wówczas w Biesłanie.
Szturmu nie przeżyło prawie 340 ludzi, połowa to dzieci. "W szkołę waliły czołgi, ostrzeliwały ją śmigłowce, cekaemy robiły ze ścian sito" – pisze Bater w "Nikt nie spodziewa się rzezi".
Na zdjęciu: dziewczynka, która przeżyła atak na szkołę.