Ta broń przymusi Rosję do pokoju? Ekspert wskazał, kiedy NATO ustąpi Kijowowi
W poniedziałek "The Wall Street Journal", powołując się na źródła w amerykańskiej administracji, podał, że USA potajemnie zmodyfikowały przekazane Ukrainie wyrzutnie artylerii rakietowej HIMARS. Chodziło o to, by armia Kijowa nie mogła ich wykorzystywać do wystrzeliwania rakiet dalszego zasięgu i uniknąć "szerszej wojny z Rosją". Doniesienia te komentował w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku. - Zarówno Rosja, jak i NATO, boją się wzajemnej wymiany ognia. W Waszyngtonie chyba jeszcze nie ma zgody, by pozwolić Ukrainie na uderzenia rakietowe na cele w głębi Rosji. Być może to się zmieni. To jest tak naprawdę kwestia tego, by ustalić, w jaki sposób przymusić Rosję do pokoju - stwierdził. - Boję się, że - ze względów politycznych - NATO oficjalnie będzie wciąż mówiło, że całe dostarczane przez nich uzbrojenie może być używane przez wojska Kijowa tylko na terenie okupowanej Ukrainy. I tym samym Ukraińcy będą musieli sobie radzić z atakami na cele w głębi Rosji przy pomocy innego sprzętu - mówił. Prof. Boćkowski uważa, że ukraińska armia potrzebuje rakiet dalszego zasięgu, by skutecznie paraliżować rosyjską logistykę, a także do "punktowych uderzeń", które "można by wykorzystać propagandowo". - Te pociski nie dałyby Kijowowi zwycięstwa, ale wystarczyłyby do nękania i łamania morale Rosjan - podsumował.