Tego kryzysu można było uniknąć
Mam wrażenie, że wszyscy zajmują się nie tym, co trzeba. Dlaczego strefa euro się sypie? Czy dlatego, że urzędnicy pracują źle? Że traktat lizboński jest niedoskonały? Że Komisja Europejska jest za słabo rozbudowana a Parlament Europejski za mały? Czy trzeba nam jakiegoś nowego programu unijnego i większej integracji politycznej? Wspólnych wyborów, prezydenta i nie wiem czego tam jeszcze? Czy te niedostatki spowodowały obecny kryzys? Czy dlatego Europa niedomaga? - zastanawia się Igor Janke w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Wiemy dobrze, że nie to jest przyczyną. Przyczyną jest rozrzutność i wiara w to, że jakoś to będzie. Przyczyną jest totalna nieodpowiedzialność. Polityków i ich wyborców. Przyczyną jest potrzeba zaspokojenia elektoratów w różnych państw, potrzeba wygrania wyborów przez rozmaite swawolne ekipy polityczne.
Grecy pozwalali swoim obywatelom na cuda, bo gdyby ktoś narzucił w tym kraju program drastycznych reform pięć czy dziesięć lat temu, to nigdy nie wygrałby wyborów. Gdyby Zapatero w Hiszpanii ogłosił plan koniecznych cieć socjalnych, nigdy nie byłby tym Zapatero. Gdyby Donald Tusk cztery lata temu ogłosił to, co ogłosił miesiąc temu, być może Platforma nie wygrałaby wyborów.
Choć byli przecież tacy politycy w historii, którzy wprowadzali trudne reformy i wyprowadzali swoje kraje na prostą z trudnej sytuacji. Była Margaret Thatcher, był Jose Maria Aznar. U nas próbował tego kiedyś mniej udanie Jerzy Buzek, choć był wcześniej Leszek Balcerowicz.
Gdyby współcześni politycy europejscy mieli więcej odwagi, gdyby patrzyli bardziej dalekowzrocznie, zapewne tego kryzysu by nie było. Nie potrzeba było specjalnych nowych mechanizmów, by pilnować przekraczania deficytu budżetowego. Takie mechanizmy już są, tylko ich nie przestrzegano. Z Niemcami na czele.
Nie trzeba przecież wielkiej mądrości i przenikliwości, żeby przewidzieć, iż jeśli jakiś kraj się potwornie zadłuża, jeśli przejada wszystkie środki pomocowe, jeśli kwitnie w nim korupcja, to musi to kiedyś pęknąć. Ale bankom było wygodnie pożyczać Grekom pieniądze, bo mogli na tym dużo zarobić. A że to ryzykowne? No ryzykowne. Tym razem nie wyszło.
Co mnie więc irytuje? To, że znów mówi się o rozmaitych mechanizmach, instytucjach, traktatach, a nie o tym, co jest najważniejsze. Że wszyscy muszą w swoich krajach zrobić porządek. Jeśli Tusk zrobiłby dwa razy tyle, co zapowiadał, a jego śladem poszliby inni, strefa euro i Unia Europejska była w znakomitej formie.
Ale wymaga to odwagi. Wymaga to powiedzenia wyborcom wielu trudnych słów, wymaga to przyznania się do własnych błędów, przede wszystkim powiedzenia wszystkim: żyliśmy ponad stan.
Mieszkańcy wielu krajów europejskich, zresztą nie tylko europejskich, uwierzyli w niekończący się system dawania kredytów. Uwierzyli w państwo socjalne, które będzie wypłacać w nieskończoność wszystkim potrzebującym i udającym potrzebujących. Uwierzyli w to, że emerytury i renty są wypłacane z magicznej kasy, która nie ma dna. Ta kasa ma dno, zadłużać się można długo, ale w pewnym momencie machina się zacina. Właśnie się zacięła i okazuje się, że zauważyli to inwestorzy i dość naturalnie z takich miejsc uciekają.
A nasi europejscy politycy radzą, jakby tu wymyśli nowy mechanizm, który pozwoli, żeby machina toczyła się dalej. Cokolwiek nie wymyślą, to będzie nas bolało. Ale lepiej, by zabolało nas raz solidnie, i byśmy zrobili wszyscy - Polacy, Francuzi, Grecy, Hiszpanie, Irlandczycy to, co trzeba zrobić. Zaczęli ciąć nasze wydatki, oszczędzać więcej, wydawać mniej. Tak samo jak robi się w domu, który jest bardzo zadłużony. Inaczej ta machina nie pojedzie. I cokolwiek uzgodnione zostanie na szczycie, o którym wszyscy tak trąbią, nie poprawi to sytuacji tak długo, jak długo politycy nie zrobią tego, co zrobić powinni. Ale do tego trzeba odwagi.
* Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski*