Tak Afgańczycy próbują dostać się na Zachód. Stare szlaki są dla nich zamknięte, dlatego wybierają Moskwę, Indie, a nawet Kubę
• W Afganistanie trwają walki między talibami a władzami centralnymi
• Rząd nie kontroluje całego kraju, ale oficjalnie w Afganistanie nie ma wojny
• Afgańczycy nie dostaną azylu w większości Europy, prócz Niemiec i Skandynawii
• W ubiegłym roku do Europy przybyło około 250 tys. Afgańczyków
• Dziś stare szlaki migracyjne są dla nich zamknięte po porozumieniu UE-Turcja
• Afgańczycy się nie poddają i szukają innych dróg na Zachód. Niektóre z nich wiodą nawet przez Indie i Kubę
20.04.2016 | aktual.: 20.04.2016 19:24
Europejskie kraje poczyniły szereg kroków w kierunku obostrzenia przepisów, mających na celu uregulowanie przypływu uchodźców i imigrantów. W lutym Macedonia i Serbia wprowadziła przepisy, które zablokowały szlaki tranzytowe dla większości afgańskich migrantów.
Szacowano, że wśród ludzi, zmierzających ku Zachodniej Europie przez bałkański szlak, było około 1/3 Afgańczyków. Całościowo w ubiegłym roku do Europy, w poszukiwaniu azylu, przybyło około 250 tys. osób z Afganistanu. Dziś zadanie jest trudniejsze, bo kraje na bałkańskim szlaku nie są już tak przychylne afgańskiej migracji. Oprócz już wspomnianych państw, także Chorwacja i Słowenia ograniczyły możliwości przemieszczenia się migrantów. Ten ostatni kraj wysłał nawet armię do patrolowania swoich granic.
Na Zachodzie też nie jest lekko. Kontrole graniczne częściowo przywrócono w Belgii i Francji. Austria drastycznie zaostrzyła przepisy dotyczące uzyskiwania azylu, ograniczając napływ potencjalnych azylantów do zaledwie 80 osób dziennie. Tutaj też Afgańczycy mają coraz mniejsze szanse.
Afgańczyk to nie uchodźca?
Afgańczycy w zdecydowanej większości nie mają szans na przejście uchodźczej weryfikacji we wspomnianych krajach i nie kwalifikują się do azylu. Choć ich kraj od lat jest targany wojnami, a pod Hindukuszem wciąż dochodzi do walk pomiędzy odrodzonymi siłami talibów a władzami centralnymi, oficjalnie w Afganistanie nie ma wojny.
Ale Afgańczycy ani myślą wracać do swojej pogrążonej w chaosie ojczyzny. W efekcie większość z nich jest uwięziona w krajach, które zamknęły granice. Szczególnie na Bałkanach ich sytuacja jest ciężka - brakuje sanitariatów i obsługi medycznej. W Grecji lawinowo wzrosła liczba Afgańczyków, koczujących w prowizorycznych obozach, których nie mogą opuścić z uwagi na zamknięte bramy Europy Zachodniej. Z obozów są stopniowo deportowani do Turcji na mocy niedawnego porozumienia, jakie zawarła Bruksela i Ankara. Mimo tego, większość Afgańczyków ma nadzieję, że uda im się trafić do Niemiec, bo o ile kraje takie jak Macedonia czy Serbia nie przyznają im azylu, to już szansa na uzyskanie go u naszych zachodnich sąsiadów jest spora.
Byle do Europy
Dlatego, mimo deportacji i ograniczenia przepustowości bałkańskiego szlaku, kolejni Afgańczycy nie przestają podejmować prób przedostania się na Zachód. I nie można im przy tym odmówić kreatywności, bowiem ich drogi zaczynają wieść nawet przez miejsca, które są bardziej odległe od Europy niż sam Afganistan.
Afgańczycy, którzy przyłączyli się do migracji z Bliskiego Wschodu, dotychczas pokonywali drogę do Europy głównie dwoma szlakami - z Turcji, przez Grecję i Bałkany oraz przez Morze Śródziemne do Włoch. Zaostrzone przepisy znacznie ograniczyły ich możliwości, dlatego obecnie najskuteczniejszym sposobem jest droga lotnicza.
- Dziś ludzie decydują się na podjęcie wielkiego ryzyka. Chcą podróżować z paszportem i nigdy nie wracać - tłumaczył w rozmowie z "The Washington Post" Tamin Omarzi, który pracuje jako agent biura podróży w Kabulu. Desperacja niektórych ludzi jest tak wielka, że są gotowi sprzedawać własne domy i dobytek byle tylko wykupić podróż do lepszego świata.
Od kiedy Unia Europejska porozumiała się z Turcją w sprawie odsyłania migrantów do obozów dla uchodźców, liczba wniosków o wydanie wiz do Iranu i Turcji, skąd zwyczajowo rozpoczynała się podróż do Europy, spadła w Afganistanie nawet o 80 proc.
Podróż przez pół świata
Liczba wniosków mocno spadła, ale to nie oznacza, że Afgańczycy wolą zostać w domu. - Teraz ruch jest mniejszy, ale nie maleje liczba ludzi, którzy chcą wyjechać. Po prostu szukają innych opcji, sposobów i odpowiedniego momentu - mówił Alexander Mundt z agendy ONZ ds. uchodźców w rozmowie z "The Washington Post".
Agenci z biur podróży już mówią o potencjalnych kierunkach. Wzrasta zapotrzebowanie na loty do Indii, Indonezji, Tadżykistanu i Uzbekistanu. Afgańczycy, którzy dotrą do tych krajów, ubiegają się o status uchodźcy w ONZ i liczą na korzystną relokację. Są i tacy, którzy liczą, że do Europy dotrą przez Moskwę, Ukrainę, a nawet Białoruś i celują w loty do naszych wschodnich sąsiadów.
Na zmiany błyskawicznie reaguje także czarny rynek. W Kabulu pojawili się handlarze dokumentami - za "wizę Shengen" trzeba zapłacić 15-25 tys. dol. Według osób pośredniczących organizowaniu tych papierów, pochodzą one wprost z europejskich ambasad, gdzie są wydawane przez urzędników w zamian łapówki. Taka droga jest jednak dostępna dla wybrańców, bo nawet przy założeniu, że dana rodzina wyprzeda cały swój dobytek, nie będzie w stanie kupić tak drogich wiz.
Kuba - brama do Ameryki
Bez wątpienia najbardziej nietypową destynacją, którą obierają mieszkańcy Afganistanu, jest Kuba. Od dwóch miesięcy rośnie liczba wniosków o wizy - wyspa jest traktowana jako przystanek w drodze do Stanów Zjednoczonych lub Kanady (przez Meksyk).
Niektórzy wybierają kraje Ameryki Południowej, z której także chcą ruszyć na północ. Cały proces nie jest prosty, bo jeśli np. przykład rodzina zdobędzie wizy do Ekwadoru, z którego nie da się dolecieć z Afganistanu, musi jeszcze zorganizować sobie pozwolenia na cały tranzyt. Wówczas przykładowa droga lotnicza potrafi wieść z Afganistanu, przez Pakistan, gdzie trzeba zdobyć wizę tranzytową do Brazylii, skąd dopiero można lecieć do Ekwadoru. A to przecież nie koniec podróży, bo dopiero stamtąd rozpoczynają się próby przedostania się do Ameryki Północnej.