Tajemniczy ruch "Pieremoha". To oni chcą być koszmarem reżimu Łukaszenki
Białoruskich partyzantów jest około 200 tysięcy, a wielu z nich zadeklarowało udział w zbrojnych akcjach przeciwko rosyjskim wojskom i białoruskiemu reżimowi. - Takich zdarzeń, jak wybuchy na lotnisku w Mińsku, będzie więcej - ujawnia w rozmowie z Wirtualną Polską płk Alaksandr Azarau, szef organizacji ByPol, która zrzesza byłych funkcjonariuszy białoruskich służb mundurowych.
Białoruscy opozycjoniści zdecydowali się opowiedzieć o kulisach o sabotażu na lotnisku Maczuliszcze koło Mińska. W niedzielę rano w wyniku dwóch eksplozji uszkodzono tam rosyjski samolot rozpoznania elektronicznego A-50.
Misje tej maszyny polegały na rozpoznawaniu i wskazywaniu celów do ataków rakietowych na terytorium Ukrainy. Na Białorusi stacjonowała od 3 stycznia i startowała 12 razy. Na razie jednak nigdzie nie poleci - wybuchy uszkodziły przednią i środkową część maszyny stojącej na płycie lotniska, a także awionikę oraz antenę radaru.
- Mogę powiedzieć, że akcja była planowana od dłuższego czasu. Do przeniesienia ładunków wybuchowych użyto dronów cywilnych, takich ze sklepu. Rosja ma tylko dziewięć takich maszyn, a jedna kosztuje 330 mln dolarów. Cieszymy się, bo ten samolot raczej długo nigdzie nie poleci - mówi WP Alaksandr Azarau, szef organizacji ByPol. To jeden z mieszkających w Polsce opozycjonistów i były pułkownik milicji. W sierpniu 2020 roku, po sfałszowaniu wyborów przez Aleksandra Łukaszenkę i wobec brutalnie tłumionych manifestacji, zwolnił się ze służby.
- Najważniejsze, że autorzy akcji są w bezpiecznym miejscu. I to pomimo wściekłej reakcji służb Łukaszenki, które zorganizowały obławę w okolicach lotniska - dodaje rozmówca WP. To on ujawnił, że sabotaż na lotnisku jest dziełem białoruskich partyzantów z ruchu "Pieremoha".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tajemnicza organizacja. Tysiące ludzi czeka na sygnał
Czym jest "Pieremoha"? Po białorusku oznacza zwycięstwo. Inicjatorzy ruchu przekonują, że stworzyli "plan mobilizacji ludowych milicji", których członkowie w odpowiednim momencie wystąpią jawnie przeciwko Łukaszence. Do czasu, aż okoliczności nie staną się dogodne, będą przygotowywać akcje sabotażowe.
- Dzięki internetowym narzędziom jak chat-bot komunikujemy ze sobą społeczność 200 tys. przeciwników rządów Łukaszenki. To właśnie ruch partyzantów, o którym wspominałem. Około 5 tys. osób zadeklarowało chęć udziału w bezpośrednich akcjach zbrojnych przeciwko Rosji - tłumaczy Alaksandr Azarau. Podkreśla, że członkami ruchu są zarówno byli funkcjonariusze służb mundurowych, jak i przeciętni obywatele bez obycia z bronią czy materiałami wybuchowymi.
- Uważamy, że Łukaszenka jest złodziejem, który sfałszował wybory. Kraj znajduje się pod rosyjską okupacją. Reżim Łukaszenki nie ma nic do gadania w kwestiach wojskowych. Dlatego udostępnia terytorium Białorusi do ataków na Ukrainę, a Rosjanie korzystają z tego jak i kiedy chcą - podkreśla rozmówca WP.
"W celu przywrócenia prawa i porządku, a także ochrony suwerenności i niepodległości Białorusi, przygotowujemy plan mobilizacji ZWYCIĘSTWO, w którym powinien wziąć udział każdy patriota swojej ojczyzny" - czytamy w zamieszczonej w internecie deklaracji ruchu. Tekst wzywa do rejestrowania się ochotników w internecie.
"Kiedy przyjdzie czas realizacji planu, każdy uczestnik otrzyma szczegółowy przydział mobilizacyjny" - pada w podsumowaniu.
Według Alesia Zarembiuka, prezesa Fundacji Dom Białoruski w Warszawie, "Pieremocha" to tylko jeden z partyzanckich ruchów na Białorusi. - Jest ich kilka i uważam to za sukces, bo sytuacja może wydawać się beznadziejna. Wkrótce miną trzy lata od sfałszowanych wyborów. Na Białorusi trwa zaostrzanie represji i wydaje się, że przeciwnicy prezydenta albo już siedzą w wiezieniach, albo wyjechali z kraju. No jeszcze tak źle nie jest - komentuje Zarembiuk.
Także on potwierdza, że część partyzantów "jest radykalnie nastawiona co do stosowanych w przyszłości metod". - To oni będą organizować kolejne akcje, jak ta na lotnisku w Maczuliszcze - dodaje białoruski działacz.
Białoruscy partyzanci po raz pierwszy ujawnili się na początku rosyjskiej napaści na Ukrainę. Doszło wówczas do serii podpaleń urządzeń sterujących ruchem białoruskiej kolei. Eksperci wojskowi ocenili, że akcje te spowodowały opóźnienia w dostawach zaopatrzenia dla rosyjskich wojsk walczących pod Kijowem. W konsekwencji partyzanci mogli przyczynić się do klęski Rosjan na tym kierunku ataku.
Kolejny przejaw działalności białoruskiego ruchu oporu to publikowanie w internecie wszystkich możliwych aktywności rosyjskich wojsk na Białorusi. Kanał Motolko Help na Telegramie publikuje setki zdjęć i nagrań wykonanych przez Białorusinów. Z tego powodu starty i lądowania wojskowych samolotów na lotnisku Maczuliszcze przestały być tajemnicą.
Reżim karze taką działalność z pełną surowością. Trzech schwytanych w ubiegłym roku "partyzantów kolejowych" zostało skazanych na od dwóch do 20 lat więzienia.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski