Przyłapani z krwawą ropą. "Kłamstwa nie mieszczą się w głowie"
Kiedy Unia Europejska i USA decydowały o tępieniu rosyjskiego handlu ropą, w Polsce trwał w najlepsze import rosyjskich produktów - uważa prof. Sławomir Kalinowski, ekonomista z Polskiej Akademii Nauk. Wykazał on, że w kluczowych miesiącach zapłaciliśmy Rosji 10 mld zł, czym pomogliśmy sfinansować napaść na Ukrainę.
27.02.2023 | aktual.: 27.02.2023 19:01
Naukowiec na serii grafik opublikowanych w mediach społecznościowych dowodzi, iż w trakcie rosyjskiej napaści na Ukrainę Polska nadal kupowała rosyjską ropę i produkty ropopochodne. Wbrew twierdzeniom rządzących polityków i prezesa PKN Orlen nie były to niewielkie kwoty.
Tylko od września do grudnia 2022 roku z Rosji do Polski sprowadzono ropę i jej pochodne o wartości 10 mld zł. Ten czas to okres, w którym kraje UE i G7 decydowały, a potem wprowadzały kolejne etapy embarga na rosyjską ropę. W całym 2022 roku Polska kupiła od Rosji towary z kategorii "minerały" za niebagatelną sumę 44 mld zł.
- W telewizji Daniel Obajtek i premier Morawiecki tylko opowiadali, jak to wprowadzamy embargo na rosyjską ropę. W rzeczywistości kupowanie trwało w najlepsze aż do czasu zakręcenia rurociągu "Przyjaźń" - i to przez samych Rosjan - mówi WP prof. Sławomir Kalinowski, ekonomista z Polskiej Akademii Nauk. - Trzeba to sobie brutalnie powiedzieć, że te pieniądze pomogły sfinansować rosyjską napaść na Ukrainę. Dla mnie jest to po prostu wstyd. Nie sądziłem, że może być tak źle - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prof. Kalinowski wyjaśnia, że zawodowo zajmuje się badaniami poziomu życia na wsi, a pracuje w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. Do sprawdzenia danych o imporcie rosyjskich produktów zainspirowała go informacja upubliczniona w sobotę. "Orlen nie otrzymuje już dostaw ropy naftowej z Rosji. Dostawy rurociągiem 'Przyjaźń' do Polski zostały wstrzymane przez stronę rosyjską" - poinformował szef państwowego giganta Daniel Obajtek.
Następnie przychylne rządowi media triumfalnie ogłosiły, że Polska zaprzestała kupowania surowców z Rosji. Wtedy ekonomista i inni co bardziej dociekliwi komentatorzy zaczęli się zastanawiać, co dokładnie działo się w polsko-rosyjskim handlu, zanim padło sformułowanie "już nie otrzymuje dostaw".
Premier budził sumienia Europy, ale krwawa ropa płynęła
- Nawet po ujawnieniu rosyjskich zbrodni pod Kijowem import z Rosji do Polski wcale nie spadał jakoś radykalnie, raczej utrzymywał się na podobnym poziomie. Wynika to z analizy miesięcznych ilości sprowadzonych z Rosji olejów ropy naftowej i jej pochodnych. Natomiast liczba różnych propagandowych kłamstw wypowiedzianych wokół tej sprawy nie mieści się w głowie - komentuje swoje analizy prof. Kalinowski.
W publikacjach ekonomista oparł się na danych Głównego Urzędu Statycznego oraz Eurostatu.
Właśnie pod koniec kwietnia Mateusz Morawiecki zorganizował konferencję prasową, na której pouczał rządy krajów Europy Zachodni i "budził sumienia". "Rozpoczynamy specjalną akcję billboardową StopRussiaNow, która ma budzić sumienia. Niemcy, Francja, Austria i Włochy muszą zrobić jak najwięcej, żeby zatrzymać wojnę i zakończyć finansowanie wojennej machiny Putina" - podkreślał premier pozujący na tle plakatów, które miały być rozwieszane w m.in. w Berlinie, Paryżu i Rzymie.
Z danych przytoczonych przez Kalinowskiego wynika, że pomimo wzniosłych słów premiera akurat w kolejnym miesiącu (maj 2022) import z Rosji wzrósł. Ten wątek w weekend wychwycili politycy opozycji, nazywając Morawieckiego kłamcą i hipokrytą.
Premier nie pozostał dłużny. W ten sposób uderzył w Platformę Obywatelską:
Na początku lutego Orlen ogłosił, że 90 procent ropy naftowej przerabianej przez spółkę pochodzi z innych krajów niż Rosja. Jednak według prof. Kalinowskiego, również do tego sformułowania trzeba podchodzić z ostrożnością. Jak tłumaczy, w miejsce Rosji wchodzą inni eksporterzy, np. Chiny, i mogą oni sprzedawać rosyjskie produkty.Ponadto Rosjanie zakręcili polską nitkę rurociągu "Przyjaźń", ale kontynuują dostawy rurociągiem prowadzącym do Czech. Orlen ma w tym kraju dwie rafinerie i produkowane tam paliwa może sprzedawać na polskim rynku.
Na szeroki strumień wielu rosyjskich produktów importowanych do Polski zwrócił uwagę również były minister gospodarki w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, prezes PGNiG Piotr Woźniak. Na początku maja alarmował, że analitycy skupiają się na ropie naftowej, a "Polska kupuje gotowe paliwa produkowane w Rosji i na Białorusi".
Burza wokół Orlenu. Spółka tłumaczy
- Politykom dzisiejszej opozycji nie przeszkadzało, gdy w 2015 r. prawie 100 proc. ropy pochodziło z Rosji, choć w międzyczasie Putin anektował Krym. Dziś wściekle atakują, choć to my krok po kroku uniezależnialiśmy się od surowców ze wschodu i dziś nie importujemy ani gazu, ani ropy - przekonywał jeszcze w niedzielę prezes Daniel Obajtek.
W stanowisku opublikowanym w poniedziałek za pośrednictwem PAP PKN Orlen przekazał, że zrezygnował ze sprowadzania ropy naftowej drogą morską oraz gotowych paliw z Rosji już od początku wojny w Ukrainie. "Czyli znacząco wcześniej niż wprowadzono embarga unijne na tego typu dostawy" - podkreślono. Na początku lutego tego roku, po wygaśnięciu kontraktu z Rosnieftem, dostawy rosyjskiej ropy stanowiły około 10 proc. zapotrzebowania spółki na ten surowiec.
Według stanowiska koncernu były to wyłącznie dostawy rurociągiem "Przyjaźń", na które nie zostały wprowadzone międzynarodowe sankcje. Dostawy te miały się odbywać na podstawie obowiązującego do końca 2024 r. kontraktu na dostawy ropy z firmą Tatnieft.
Dodajmy: PKN Orlen deklarował, że wstrzyma import tą drogą, o ile Unia Europejska nałoży odpowiednie sankcje. Zdaniem spółki zerwanie obowiązującego kontraktu rodzi ryzyko konieczności wypłaty odszkodowań. Takie podejście wzbudzało wątpliwości niektórych ekspertów, którzy zwracali uwagę, że uznanie Rosji za państwo wspierające terroryzm pozwala rozwiązać kontakt bez konsekwencji.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski