Tajemniczy atak zwierzęcia
Chwile grozy we wsi Gutów
Krwawa jatka we wsi pod Radomiem
Chwile grozy przeżyli mieszkańcy wsi Gutów w gminie Jedlińsk, gdy dokonali makabrycznego odkrycia na swoim podwórku. Zwierzęta znajdujące się na terenie jednego z tamtejszych gospodarstw – psy, króliki i gołębie – zostały zaatakowane i zabite przez tajemniczego napastnika. Zdjęcia m.in. śladów pozostawionych przez agresywne zwierzę przesłał Wirtualnej Polsce myśliwy, który wraz ze swoimi kolegami i policją starał się ustalić sprawcę jatki.
UWAGA! Część zdjęć opublikowanych w galerii jest drastyczna!
Tylko tyle zostało z jednego z trzech zabitych królików
Do zdarzenia doszło w nocy z soboty na niedzielę. Następnego dnia gospodarz znalazł na terenie swojej posesji dwa nieżywe psy, trzy króliki i gołębia. O sprawie powiadomił znajomych myśliwych. Ci zadzwonili na 112. Dyżurny z Radomia skierował na miejsce funkcjonariuszy z pobliskiego Jedlińska. W badaniu śladów pomagał policji lekarz weterynarii i jednocześnie prezes Koła Łowieckiego "Ryś" w Radomiu Artur Mroczkowski.
Dwa zabite króliki znalezione zostały martwe w swojej klatce. Trzeci został wyciągnięty na zewnątrz i zjedzony w całości.
W pierwszej chwili nasuwają się skojarzenia z tajemniczym drapieżnikiem z rodziny kotowatych, który pojawił się ostatnio na Opolszczyźnie. Policja i badający ślady lekarz weterynarii zapewniają jednak, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością za atak w Gutowie odpowiedzialny jest zdziczały, głodny pies.
Klatka, w której znaleziono martwe króliki
Rafał Sułecki z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu powiedział Wirtualnej Polsce, że w tej okolicy po raz pierwszy doszło do tego typu ataku. Przestrzega jednak przed poszukiwaniem związku z atakami tajemniczego drapieżnika z Opolszczyzny. - To był duży pies. Tak orzekł lekarz weterynarii, a my nie mam żadnego powodu, by mu nie wierzyć - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską.
Rozszarpana przez napastnika suczka
Wirtualna Polska rozmawiała z lekarzem weterynarii, który badał ślady pozostawione przez agresywne zwierzę. Artur Mroczkowski potwierdził swoją wcześniejszą hipotezę, że za jatkę odpowiedzialny jest prawdopodobnie zdziczały i wygłodzony pies. Dodał, że podjęte zostały próby wytropienia zwierzęcia. Jednak – jak zaznaczył – otaczające ten teren rozległe łąki i padający deszcz uniemożliwiły skuteczne poszukiwania. Przy okazji Mroczkowski poruszył temat występującego w skali całego kraju problemu watah bezpańskich psów i o poważnych zaniedbaniach władz w zwalczaniu tego zjawiska.
Ślady na brzegu stawu
Prezes Koła Łowieckiego "Ryś" Artur Mroczkowski uczula, by medialny szum wokół drapieżnika z Opolszczyzny nie przysłonił znacznie bardziej realnego zagrożenia, jakim są biegające na wolności, zdziczałe psy. Zwraca uwagę, że nieodpowiedzialność ludzi, którzy porzucają w lasach swoje zwierzęta jest poważnym problemem dla samorządów. Tak pies początkowo jest zagubiony w nowym środowisku, musi zdobywać pokarm, w końcu dziczeje. Bezpańskie czworonogi stanowią zagrożenie nie tylko dla innych zwierząt, ale i dla ludzi - szczególnie dzieci.
Ślady pozostawione przez napastnika
Sprawy ataku w Gutowie nie bagatelizują władze gminy Jedlińsk. - Nie ma paniki ani psychozy, ale poprosiliśmy sołtysów, by poinformowali mieszkańców o tym co się stało i zalecili zachowanie szczególnej ostrożności. Również o to, by widząc wałęsające się, duże psy zwrócili na nie uwagę i powiadomili o tym policję - stwierdził Wojciech Walczak, wójt gmin Jedlińsk w rozmowie z radomskim "Echem Dnia".
Najbardziej zastanawiające dla myśliwych były rany zadane uwiązanej na łańcuchu suczce
Sprawa niecodziennego ataku w Gutowie – jak wszystko na to wskazuje – została rozwiązana. Myśliwi, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska zaznaczają jednak, że zastanawia ich dlaczego agresywny pies zaatakował w tak brutalny sposób inne psy. Podkreślają, że rany pozostawione na ciele zabitej suczki (na zdjęciu) są nietypowe. Psy najczęściej bowiem atakują szyję, starając się udusić ofiarę.
Ciało drugiego psa wyciągniętego na brzeg ze stawu
Drugi martwy pies został znaleziony w wodzie. Ślady na brzegu wskazują, że napastnik zagonił swoją ofiarę do wody. Martwe zwierzę nie ma śladów pogryzienia. Najprawdopodobniej zmarło z wychłodzenia lub ze strachu.
Drugi z martwych psów
Artur Mroczkowski przestrzega w rozmowie z Wirtualną Polską: duże, wałęsające się psy to duże zagrożenie. Ich odłów jest kosztowny. Samorządów często na to nie stać. Póki ten problem nie zostanie rozwiązany, pozostaje tylko mieć nadzieję, że do takich ataków jak w Gutowie lub gorszych - na ludzi, będzie dochodziło jak najrzadziej. W to, że będą one występowały nikt z rozmówców Wirtualnej Polski nie wątpi.