Tajemnicza zbrodnia w Górach Stołowych. Wyszli z kempingu i nigdy nie wrócili
Byli zakochani, zdolni, wrażliwi. Zamordowano ich 25 lat temu. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego Ania Kembrowska i Robert Odżga zginęli w sierpniu 1997 r. w Górach Stołowych - pisze Katarzyna Kaczorowska w tygodniku "Polityka".
22.08.2022 08:16
Prokurator: – Ta zbrodnia to dla nas wyrzut sumienia. Przez 25 lat nie ustaliliśmy motywu, a tym samym nie byliśmy w stanie znaleźć sprawcy czy sprawców, którzy zamordowali tych dwoje studentów.
Tych dwoje to Ania Kembrowska i Robert Odżga, nazywany przez kolegów Albertem i Albercikiem. 17 sierpnia 1997 r. wyszli z kempingu w Dusznikach-Zdroju i wyruszyli do Karłowa na obóz Studenckiego Koła Naukowego Gleboznawstwa i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, wtedy Akademii Rolniczej, uczelni, na której oboje studiowali, choć na różnych kierunkach. Ania na ochronie środowiska, jej chłopak Robert na geodezji. Ania była pierwszą przewodniczącą koła, wybraną po jego reaktywacji w 1996 r. W kole naukowym geodetów działał Robert, który poważnie zastanawiał się nad doktoratem i pracą naukową.
Nigdy do Gwoździówki, leśniczówki zaadaptowanej przez Park Narodowy Gór Stołowych, gdzie zakwaterowany był obóz, nie dotarli. Ich ciała znaleziono 27 sierpnia. Dwa miesiące później na jednej ze skał szczytu Narożnik wmurowano ufundowaną przez władze uczelni ofiar tablicę z napisem: "W tym miejscu w dniu 17 VIII 1997 roku zostali zamordowani studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu śp. Anna Kembrowska i Robert Odżga. Pracownicy i studenci". W miejscu znalezienia ich ciał poza szlakiem bliscy ustawili dwa połączone łańcuszkiem drewniane krzyże, drewnianą kapliczkę i tabliczkę. Ten, kto zawędruje w to miejsce, dowie się, że "Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia, zginęli od kul zabójcy na turystycznym szlaku w górach, które tak ukochali. Pokój ich duszy".
Została tylko pamięć
Prof. Anna Karczewska i prof. Cezary Kabała byli opiekunami koła, któremu przewodniczyła Ania. I organizatorami, od strony merytorycznej, obozu, na który miała dotrzeć wraz ze swoim chłopakiem.
– To był pierwszy rocznik ochrony środowiska, byłam jego opiekunem. Ania na pierwsze wrażenie była bardzo spokojna, ale szybko okazało się, że dosłownie nosi ją od pomysłów. Zawsze uśmiechnięta, bardzo lubiana, konsekwentna. Niezwykła dziewczyna. Kiedy postawiła sobie cel, to realizowała go do końca – opowiada prof. Anna Karczewska, nie kryjąc, że przez ćwierć wieku od zbrodni na Narożniku razem z prof. Cezarym Kabałą unikali mediów, zdając sobie sprawę, jak bolesne dla rodzin zamordowanych studentów jest każde przypominanie tragedii, każdy trop szybko okazujący się kolejnym fałszywym, każda pewna informacja stająca się niepotwierdzoną plotką.
Dr Mirosław Kaczałek Roberta Odżgę mniej zapamiętał z samych studiów – nie miał z nim zbyt wielu zajęć – ale za to zapamiętał wyjątkowo inteligentnego chłopaka z obozu naukowego w Kletnie, gdzie w 1997 r. badali przemieszczenia masywu Jaskini Niedźwiedziej, a w wolnych chwilach grali z Albercikiem w brydża.
– Miał poukładane w głowie, rozmawialiśmy więc o różnych sprawach. W naszej brydżowej czwórce byli też drugi opiekun koła, nieżyjący już dr Krzysiek Mąkolski, i jakiś student, którego imienia nie pamiętam. Graliśmy, dyskutowaliśmy, pewnie spożywaliśmy napoje w rodzaju piwa, jedliśmy dobre rzeczy ugotowane przez studentów… – mówi dr Mirosław Kaczałek, który po tym obozie wyjechał na wakacje z rodziną do Skandynawii. O tym, że Albercik i Ania nie żyją, dowiedział się po powrocie – z telewizji – kiedy na ekranie zobaczył ich zdjęcia.
Wtedy wszystkim wydawało się, że sprawca zostanie szybko złapany. Że ta bezsensowna zbrodnia nabierze jakiegoś sensu, bo usłyszą odpowiedź na pytanie: dlaczego? Od 25 lat nikt tej odpowiedzi nie znalazł. Jeżdżą więc w sierpniu na Narożnik. Przyjaciele Ani i Roberta już z własnymi, nierzadko dorosłymi dziećmi, dla których to odległa historia ich rodziców. Spotykają tam bliskich zamordowanych studentów. Witają się, zamieniają kilka słów. I stoją milczący, swą obecnością dając świadectwo, że wciąż o nich pamiętają.
– Zawsze kiedy jesteśmy ze studentami na obozie na Szczelińcu, idziemy z nimi na Narożnik. Opowiadamy im o naszym zamordowanym koledze geodecie, Robercie. O Ani. I o tej tragedii – mówi dr Kaczałek. A prof. Kabała dodaje, że w 2017 r. – w 20. rocznicę zbrodni – szlakiem, którym szła ta dwójka, przeszedł marsz milczenia.
Pierwszy taki obóz
Prof. Karczewska: – Trudno mi o tym mówić. Byli dobrzy, mądrzy, wrażliwi, otwarci, zakochani. Ania wymyśliła, żeby zrobić dla grupy chętnych kurs strażnika ochrony przyrody. Poszło na niego prawie całe koło naukowe, któremu szefowała. Pamiętam też, jak kiedyś na jakimś wyjeździe w teren zauważyła traszki, które wpadły po deszczu do wykopu pod płot. Przecież one zginą tu! – zawołała, i po chwili wszyscy łapaliśmy je w błocie i przenosiliśmy w bezpieczne miejsce... Jak można było zabić takie młode życie tak okrutnie?
KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO TYGODNIKA "POLITYKA"
To miał być pierwszy wakacyjny obóz naukowy tego reaktywowanego koła, które rzeczywiście było kołem z prawdziwego zdarzenia i gromadziło studentów aktywnych i pełnych entuzjazmu. Spotykali się w tygodniu po zajęciach. Dyskutowali, planowali, prawie co tydzień wyjeżdżali w teren. Na ten wyjazd dwutygodniowy do Karłowa cieszyli się wszyscy. Leśniczówka pod lasem, z widokiem na Szczeliniec, na samym końcu wsi. Rozplanowane wszystkie badania terenowe. Park Narodowy Gór Stołowych został utworzony cztery lata wcześniej. Naukowcy z Wrocławia prowadzili tu już badania, m.in. zinwentaryzowali gleby w Parku. W sierpniu 1997 r. studenci mieli poznać tutejsze torfowiska, ale też zrobić analizę, kto przyjeżdża na szlaki, z jakich stron Polski. Robili więc notatki o przejeżdżających samochodach, zapisywali nawet niektóre numery rejestracyjne na parkingach leśnych.
– Nie było wtedy RODO, więc mogliśmy robić takie rzeczy, ale nikt nie miał świadomości, że te ich notatki ostatecznie będą ważniejsze dla policji niż dla pracowników Parku... – opowiada prof. Anna Karczewska.
Prof. Cezary Kabała: – Jechaliśmy do Karłowa pełni entuzjazmu, bo ten entuzjazm był najważniejszy. W leśniczówce był jeden bojler na ok. 60 litrów wody. Na ponad 20 osób wracających wieczorem z lasu. I czekaliśmy na Anię i Roberta, bo nie wyjechali z nami z Wrocławia. Powiedzieli, że dojdą szlakiem do leśniczówki...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy uczestnicy obozu dotarli 17 sierpnia do Karłowa, byli trochę zaskoczeni, że nie ma ich na miejscu. Mieli przecież na nich czekać. Z drugiej strony Ania potrafiła z dnia na dzień coś wymyślić, zmienić plany, słyszeli, że Robert miał jechać na obóz geodetów, więc może najpierw pojechali do Kletna, a potem wpadną do Karłowa?
Prof. Karczewska: – Proszę pamiętać, że wtedy nie było telefonów komórkowych. W Karłowie były tylko dwa telefony stacjonarne. Jeden na poczcie, drugi w ośrodku Politechniki Wrocławskiej.
Obóz trwał już prawie tydzień, kiedy do jednego ze studentów dotarł telegram, że zmarła jego babcia i musi wracać. Wyjeżdżał w niedzielę, 24 sierpnia. I opiekunowie SKN poprosili go, że jak już dotrze do cywilizacji, czyli najbliższego miasta – Kudowy, Dusznik, Stronia albo Wrocławia – niech się koniecznie dowie, dlaczego Ania i Robert nie przyjechali. Kiedy więc w tę niedzielę wieczorem zadzwonił do rodziców dziewczyny, ci zaskoczeni i zdenerwowani na pytanie odpowiedzieli pytaniem: jak to nie ma ich na obozie? Na początku sierpnia byli na spływie kajakowym w rejonie Czarnej Hańczy i jeziora Wigry. 14 sierpnia autostopem dotarli do rodziców Roberta do Międzylesia. Odpoczęli jeden dzień i 15 sierpnia po południu ojciec chłopaka odwiózł ich samochodem do Różanki. Stąd ruszyli w stronę Karłowa. Mieli tam być 18 sierpnia...
Wieczorem zaczęło się dzwonienie, nerwy. A od poniedziałku rano poszukiwania, kontynuowane we wtorek. – Ale gdyby nie ten telegram o śmierci babci, gdyby nie wyjazd Krzysztofa, to przez kolejny tydzień nikt by nic nie wiedział, nie podejrzewał – mówi prof. Karczewska.
Wszyscy byli przerażeni
Do Karłowa w poniedziałek przyjechali policjanci. Przyjechali też najbliżsi Ani i Roberta: jej mama i jego siostra. Ogromnie zdenerwowane. Wszyscy dostali polecenie: mają siedzieć w leśniczówce i nigdzie nie chodzić. Udało się dodzwonić do geodetów. Nie planowali obozu w sierpniu. Zaczęło rosnąć napięcie, bo było już jasne, że coś się stało. Im dłużej czekali na jakiekolwiek wiadomości, tym bardziej byli zdenerwowani. Na szlaki wyruszyli ratownicy górscy, policjanci, strażacy z okolicznych OSP, pracownicy Parku. Pierwsza myśl – Ania i Albercik spadli z tutejszych urwisk skalnych.
Znaleziono ich 27 sierpnia. Miejsce wskazał pies leśniczego, który węszył tam niespokojnie, w okolicy roznosił się zapach typowy dla rozkładających się ciał. A leśnicy zwykle interesowali się, gdy gdzieś w lesie padły jakieś zwierzęta… Pierwsze ciało, w stanie znacznego rozkładu, znaleziono kilka metrów od szlaku. Nieco dalej leżało drugie. Tego samego dnia po południu do leśniczówki dojechał radiowóz. Mundurowi poprosili wtedy jeszcze doktora Kabałę o identyfikację ciał.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że ich zamordowano... Pierwsza myśl była o wypadku, jakimś nieszczęśliwym zdarzeniu. Ale że ktoś ich zastrzelił?! – prof. Kabała po chwili dodaje, że tam, gdzie znaleziono Anię i Roberta, rósł wtedy gęsty las. Niedaleko jest platforma widokowa. Przez tydzień uczestnicy obozu kilkukrotnie przechodzili niedaleko miejsca zbrodni. Śmiali się, żartowali, wspinali na skałki i na tę platformę, by zachwycać się Górami Stołowymi.
– I teraz proszę sobie wyobrazić, co się działo w ten wtorek, kiedy sobie to wszystko uświadomiliśmy. Nikt nie spał. Dziewczyny płakały. Wszyscy byli przerażeni. W środę zgodnie z planem mieliśmy pójść z doktor z Uniwersytetu Wrocławskiego oglądać Torfowisko Batorowskie i słuchać wykładu o przystosowaniach roślin bagiennych, ale w nocy zapadła decyzja: koniec obozu – opowiadają prof. Karczewska i prof. Kabała. I dodają, że wtedy z Karłowa uciekli wszyscy turyści, w strachu, że ten, kto zastrzelił Anię i Roberta, w każdej chwili może wrócić na szlaki, którymi przecież jeszcze kilka dni temu wędrowali, jakby nigdy nic nikomu tu nie groziło.
Ślepe tropy
Przez te wszystkie lata przesłuchano wielu ludzi. Odnaleziono świadków, którzy zapamiętali strzał. I krzyk kobiety. I kolejny strzał. Krzyk. I strzał. Ostatni. Ania widziała śmierć Roberta. Zginęła zaraz po nim.
Ich ciała znaleziono częściowo obnażone, co miało sugerować seksualny motyw zbrodni. Nic go nie potwierdziło. Tak jak przyjętego początkowo motywu rabunkowego, choć ukradziono im aparat fotograficzny, z którym nie rozstawali się na wyprawach. Ustalono, że para studentów niebieskim szlakiem szła w kierunku Jamy Solnej, jedynej jaskini na ich trzydniowej trasie. Stamtąd poszli do Spalonej. Zanocowali niedaleko schroniska Jagodna – mieli własny namiot. To dawało im niezależność. I pozwalało nie wydawać pieniędzy na kwatery. Policjanci prowadzący śledztwo stracili jednak trop w Dusznikach-Zdroju, choć ustalili, że 17 sierpnia Ania zadzwoniła stąd do mamy. O 10 rano opowiadała o uzdrowisku, dworku Chopina i tutejszych leczniczych wodach. Powiedziała też, że jak się z Robertem ogarną, ruszą do Karłowa na obóz.
Zastrzelono ich z pistoletu kaliber 9 mm, po 1938 r. w wyposażeniu oficerów Luftwaffe. Ustalono, że broń pochodziła z Czech. Ani strzelono w czoło. Roberta trafiono dwa razy. W czoło i w potylicę. Prowadzący śledztwo uznali, że to była egzekucja. I to wszystko.
W ciągu tych 25 lat pojawiało się wiele teorii dotyczących tej zbrodni. Według jednej z nich sprawcami zabójstwa mieli być neonaziści, którzy wtedy w Górach Stołowych organizowali swoje zloty. Ania i Robert mieli zostać zabici w 10. rocznicę samobójstwa hitlerowskiego zbrodniarza Rudolfa Hessa. Ten trop wyjaśniał Janusz Bartkiewicz, dzisiaj emerytowany policjant, który prowadził śledztwo w sprawie śmierci studentów i który wciąż wierzy, że uda się w końcu dojść do prawdy.
Inny kierunek miał prowadzić do środowisk przestępczych – policjanci pojechali w Bieszczady, gdzie przebywał mężczyzna skazany za zabójstwo małżeństwa na tym samym szlaku, na którym zabito Anię i Roberta. Właśnie wyszedł z odsiadki na wolność, więc… Trop był fałszywy. Kolejnym sprawcą miał być uciekinier z czeskiego więzienia. Następny trop prowadził do Krystiana Z. i Cezarego D., którzy w 1998 r. w Kotlinie Kłodzkiej zabili przypadkowe osoby na tle rabunkowym. Też pudło. Analizowano, czy za morderstwo dwójki studentów nie odpowiada Skorpion, czyli Krzysztof Gawlik, seryjny morderca zatrzymany w 2002 r. i skazany za pięć zabójstw – zabijał strzałem w tył głowy, a tak zastrzelono Roberta. Nigdy nie ustalono, kim był tajemniczy Blondyn – policja miała zeznania świadków, twierdzących, że przed zabójstwem widzieli Anię i Roberta w towarzystwie nieznanego mężczyzny. Sporządzono jego portret pamięciowy. Nadaremno.
Archiwum X milczy
Od niedawna w Kudowie, Lądku i całej okolicy mówi się jednak, że tym razem znaleziono sprawcę. To Dariusz Z., zatrzymany po głośnym zabójstwie małżeństwa emerytów w Kudowie, które ujawniono w kwietniu tego roku. Z. miał dostarczyć broń ich córce, podejrzanej o to zabójstwo. Jego dom i posesję przeszukiwali policjanci, którzy – jak mówią śledczy zorientowani w sprawie – przyjechali z Krakowa. I nie poprosili o wsparcie nikogo z miejscowych. Od tego przeszukania w Kotlinie Kłodzkiej najpierw można było usłyszeć, że w domu Z. znaleziono aparat fotograficzny należący do Ani i ostatnie zdjęcia jej i Roberta, zrobione tuż przed śmiercią. Teraz mówi się już niemalże z pewnością, że znaleziono broń, z której zamordowano Anię i jej chłopaka. I że Z. przyznał się do zabójstwa.
Prokurator: – Do żadnego zabójstwa się nie przyznał. Te plotki to kompletne bzdury, a z tego, co wiem, przeszukania związane były z jakimś śledztwem dotyczącym narkotyków.
Prof. Karczewska i prof. Kabała: – To naprawdę plotki? Przecież do nas dzwonili poważni ludzie, że w końcu, po tylu latach, sprawca został zatrzymany…
Dr Kaczałek: – Słyszałem te plotki o znalezionej broni, ale przecież nie ma pocisku z miejsca zbrodni, który pozwoliłby przeprowadzić badania balistyczne, czy to właśnie ta broń posłużyła do zabicia Ani i Roberta.
Sprawa zabójstwa dwójki studentów od dawna jest w Archiwum X. Oficjalny komunikat stamtąd brzmi: "dla dobra prowadzonego postępowania nie ujawniamy i nie komentujemy prowadzonych czynności".
Katarzyna Kaczorowska