Tajemnicza śmierć "Pana Przestworzy". Netflix tylko podsycił plotki
Amado Carrillo Fuentes był największym narkotykowym bossem na świecie. Szacuje się, że jego majątek wynosił nawet 25 mld dolarów. Ze względu na imponującą flotę odrzutowców nadano mu przydomek "Pan Przestworzy". Zmarł podczas operacji, która miała zmienić wygląd jego twarzy, ale czy na pewno?
Gdy na początku lipca 1997 roku w Mexico City otwarto trumnę z ciałem zmarłego narkobossa, nikt nie wierzył, że to Amado Carrillo Fuentes. Twarz była mocno posiniaczona i opuchnięta. Nie brakowało na niej ran. Palce w dłoniach świeciły obrzydliwym, szarozielonym kolorem zgnilizny.
Ciało ubrano w ciemny garnitur i krawat w niebiesko-czerwone kropki. Trumnę otwarto, by naród meksykański otrzymał zapewnienie, że "Pan Przestworzy" nie żyje. Fotoreporterzy ustawili się ledwie kilka centymetrów od zmarłego, by udokumentować każdy szczegół. Niektórzy twierdzili, że to brak szacunku. Fuentesowi, którego majątek szacowano na 25 mld dolarów i który jeszcze kilka dni wcześniej machnięciem jednej ręki mógł zadecydować o czyjejś śmierci, nie robiło to już różnicy.
"Pan Przestworzy" zmarł na stole operacyjnym w szpitalu w Mexico City. Gdy dostrzegł, że nadchodzi kres jego narkotykowych rządów, postanowił całkowicie zmienić wygląd. Zaplanował operację plastyczną, za której sprawą jego twarz miała zyskać nowe oblicze. Lekarze mieli przeprowadzić też zabieg liposukcji. Wielogodzinnej operacji nie wytrzymało jednak serce Fuentesa. Oficjalnie narkotykowy potentat zmarł z powodu zawału, ale czy na pewno?
Tajemnicza śmierć "Pana Przestworzy". Netflix podsycił plotki
Chociaż rodzina Amado potwierdziła tę wersję wydarzeń, to wydawała się ona mało prawdopodobna dla samych Meksykanów. Dlatego władze postanowiły, że przedstawiciele mediów zobaczą trumnę z "Panem Przestworzy", by uciąć wszelkie plotki. To jednak wcale nie pomogło.
Meksyk żył i nadal żyje plotką, jakoby Fuentes sfingował swoją śmierć, aby móc rozpocząć nowe życie gdzie indziej. Zwłaszcza że pieniądze zarobione na sprzedaży narkotyków pozwalały mu na to, by rzucić wszystko.
- To nie są jego ręce. One wyglądają jak u pianisty - powiedział prywatny fryzjer Amado, który dbał o wygląd narkotykowego bossa przez lata.
Nawet w archiwalnej bazie zdjęć prasowych, podkreślono, że fotografie przedstawiają "domniemane" ciało Amado. Plotki w roku 2015 podsycił Sergio Carrillo. Kuzyn "Pana Przestworzy" w wenezuelskiej stacji Telesur stwierdził, że jego krewny żyje i ma się dobrze.
- Miał operację, a nawet zarządził operację jakieś biednej, nieszczęśliwej osoby, aby wszyscy uwierzyli, że to on - powiedział Sergio Carrillo w Telesur.
Plotki dodatkowo podsycił Netflix, który za sprawą serialu "Narcos: Meksyk" spopularyzował postać Amado Carrillo Fuentesa. Amerykańscy scenarzyści przedstawili go jako dość sympatyczną osobę, która krok po kroku buduje narkotykowe imperium. W jednej z ostatnich scen Amado krąży po pustej sali operacyjnej.
Chociaż w serialu Netfliksa pada informacja, że Fuentes zmarł, to później widzimy inną scenę. W niej dziewczyna Amado wypoczywa w nadmorskiej rezydencji, a kamera skupia się na samolocie-zabawce. To prezent od "Pana Przestworzy". To też była jasna sugestia, że ten żyje.
Mit, w który uwierzył Meksyk
Rządzący Meksykiem przyzwyczaili mieszkańców do ugadywania się z narkobossami. Zmieniali się prezydenci, ale władza zawsze dawała się przekonać. Przeważnie za sprawą pieniędzy. Dlatego tak wielu wierzyło w to, że Amado żyje, że jego śmierć to kolejny element układanki.
Rodzina Fuentesa zajmowała się narkotykami niemal od zawsze, co też w północno-zachodnim stanie Sinaloa nie było niczym dziwnym. Region korzystał na rosnącej popularności, a następnie w latach 70. na zamknięciu tureckiego szlaku z Europy do USA. Za jego pośrednictwem przemycano m.in. heroinę. Upadek Pablo Escobara pomógł z kolei Meksykanom otworzyć się na rynek kokainy.
Amado uważany był za pioniera, który jako pierwszy na masową skalę wykorzystał samoloty do transportu narkotyków. Dzięki temu dostarczał kokainę w ekspresowym tempie. Zaczął zarabiać miliony, a z ich pomocą z łatwością korumpował policjantów, sędziów, generałów i polityków.
"Pan Przestworzy" wykazał się jako błyskotliwy menedżer. Wiedział na kogo postawić, komu sprawić przysługę. Dzięki temu dorobił się bogatej sieci informatorów. Gdy policja albo wojsko wpadały na jego trop, za każdym razem akcja upadała w ostatnim etapie. Oczywiście dziwnym przypadkiem.
Początkiem końca Amado było zatrzymanie generała Jesusa Hectora Gutierreza Rebollo, który ściśle współpracował z DEA przy tropieniu narkotykowych bossów, ale równocześnie pobierał pieniądze od Fuentesa. Wiadomość o tym wywołała wściekłość w Waszyngtonie, bo ten wydawał miliony na walkę z narkotykami. Schwytanie "Pana Przestworzy" w tej sytuacji było jedynym wyjściem, by zachować twarz.
Amado chciał rzucić narkotykami
- Słyszeliśmy, że był w Rosji, potem w Chile. Chciał zapłacić rządowi za to, by go zostawili w spokoju. Zapowiadał, że nie będzie miał już nic wspólnego z narkotykami - powiedział w Ralph Villaruel, emerytowany agent DEA, w rozmowie z Noahem Hurowitzem.
Jak napisał Hurowitz w "Business Insiderze", Amado w lipcu 1997 roku był wrakiem człowieka. Radykalna zmiana wyglądu jawiła mu się jako idealna opcja na zamknięcie dotychczasowego rozdziału życia. Dlatego pod fikcyjnym nazwiskiem zgłosił się do jednej z klinik w Mexico City.
- To byłby brak szacunku dla niego, gdybym powiedział, że Amado był po prostu handlarzem narkotyków. Jego rozmach był niesamowity. Działał w Azji, Europie, był we wszystkich częściach świata - powiedział Hurowitzowi inny z emerytowanych agentów, Mauricio Fernandez.
Agenci DEA szykowali się wtedy do Dnia Niepodległości (4 lipca), ale musieli zapomnieć o zabawie. Zanim dotarli do Mexico City, trumna z ciałem Amado była już w samolocie oczekującym na lot do Sinaloi. Udało im się jednak wstrzymać transport. Trumna wróciła do Mexico City.
Jeden z agentów przypomniał sobie, że FBI przed laty zabezpieczyło odciski palców Amado. Liczyła się każda minuta, bo po śmierci szybko pogarsza się jakość materiału genetycznego.
- Nie powiedziałem, że to był Amado. Powiedziałem jedynie, że odciski palców pobrane przed laty od młodego człowieka, który go przypominał, i tego leżącego w trumnie i przypominającego kosmitę, są te same - powiedział później Larry Villalobos, analityk wywiadu DEA.
Meksyk nadal wierzy
O śmierci Amado zaczęło też spekulować meksykańskie podziemie, zajmujące się handlem narkotykami. Skorumpowani urzędnicy, policjanci i wojskowi byli w tej sprawie zgodni. W Mexico City zorganizowano nawet konferencję prasową, na której ekspert z zakresu medycyny sądowej przekonywał, że ciało należy do "Pana Przestworzy".
Od tamtych wydarzeń minęło niemal 25 lat, ale część Meksyku nadal wierzy, że Amado żyje. - Wokół niego było pełno różnego rodzaju historii, wokół tego jak żył. Myślę, że wielu chciałoby, aby ta wersja wydarzeń była prawdziwa. To byłaby cudowna historia. Jednak jest nieprawdziwa - stwierdził Mauricio Fernandez.
Nawet jeśli ktoś nie wierzy w śmierć Amado, to lipiec 1997 roku okazał się punktem zwrotnym w walce z narkotykami w Meksyku. Władzę po "Panie Przestworzy" próbował przejąć jego młodszy brat Vicente. Tyle że nie miał on tyle talentu, ani też respektu wśród partnerów biznesowych.
- Niecałe 10 lat temu przybył do mnie agent FBI i rzucił w rozmowie: "a gdybym ci powiedział, że Amado wciąż żyje"? Pomyślałem jedno: "spieprzaj, nie chcę słyszeć tej gównianej historii". Widziałem odciski palców, dokonałem identyfikacji ciała - powiedział "Business Insiderowi" Villalobos.
Rzekomo agent FBI dotarł do "zaufanego źródła", którego zdaniem Amado żyje w małym mieście Ojinaga na granicy z Teksasem. Jeśli tak jest, to Meksyk ma swojego Elvisa Presleya.