"To był cios, który Tusk pamięta do dzisiaj"
Paweł Piskorski w rozmowie z Michałem Majewskim opisuje jeden z konstytutywnych momentów dla kształtowania się politycznego charakteru Tuska. Był nim silny wstrząs, jaki przeżył Tusk w okresie, kiedy lider KLD Jan Krzysztof Bielecki poszedł do rządu Hanny Suchockiej, a on miał zostać szefem klubu tej partii. Jego wybór na to stanowisko wydawał się formalnością. "Klub zostaje zwołany, aby szybko przeprowadzić tę zmianę, i nagle okazuje się, że z Donaldem w szranki o szefostwo klubu startuje szerzej nieznany Jan Pamuła, poseł z Krakowa, rzemieślnik, przedsiębiorca. I w tajnym głosowaniu wygrywa. Okazuje się, że Pamuła ma większość w tym zaniedbanym przez Bieleckiego i sfrustrowanym klubie, czego Donald kompletnie nie przewidział. I to większość składającą się z ludzi, którzy wydawali się stuprocentowo przychylni Donaldowi jak na przykład Eugeniusz Aleksandrowicz. Gdy Pamuła wygrywa, Donald długo przeciera oczy.
Myślę, że to był cios, który Tusk musi pamiętać do dzisiaj. Dużo rzeczy, które Donald zrobił w polityce w ostatnich 10 latach, wynika z tego, że na zawsze została mu w pamięci tamta sytuacja, tamta przegrana. Wtedy ja, chociaż niezadowolony, bo wysłany do 'podciągania tyłów', byłem oczywiście po stronie Donalda. Tamtego wieczoru, po głosowaniu, mieliśmy poczucie totalnej klęski. Spotkaliśmy się w sejmie albo u Andrzeja Zarębskiego w domu. Już nie pamiętam. Rozmawiamy o tym, że musimy się skonsolidować w środowisku dawnego KLD. Dawnego, czyli tego sprzed roku, dwóch lat. Wtedy padają pamiętne słowa Andrzeja Zarębskiego - 'że już trup Pamuły płynie Wisłą, a my musimy tylko usiąść na brzegu i na niego zaczekać'. To też jest powiedzonko, chińskiego pochodzenia, które było potem wielokrotnie przywoływane. Gdy był z kimś problem, Donald nieraz mówił: 'Jego trup już płynie Wisłą'".
Fragmenty książki "Między nami liberałami" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne.
(js)