Tajna Jednostka Wojskowa 2669
Najstarszy z kandydatów na szpiega dobiegał już czterdziestki, ale większość to byli dwudziestokilkulatkowie, niektórzy świeżo po studiach, inni pracujący przeważnie w centralach handlu zagranicznego. Kilkunastu pracowało już w resorcie, w Departamencie II - kontrwywiadzie, ale też w innych departamentach Służby Bezpieczeństwa. Wszystkich łączyła jedna cecha, wszyscy byli kawalerami.
Na pierwszej odprawie kandydaci na asów wywiadu dowiedzieli się, jakie reguły obowiązują. Przede wszystkim bezwzględny obowiązek zachowania w tajemnicy wszystkiego, co dotyczy szkolenia i miejsca, w którym się znaleźli. Zakaz kontaktu z mieszkańcami wsi i okolicznych miejscowości. Podobnie z turystami. Nawet członkom najbliższej rodziny nie wolno ujawniać, gdzie spędzą najbliższe miesiące i po co tam są, można jedynie informować, że odbywają przeszkolenie wojskowe. Adres do korespondencji był prosty - Jednostka Wojskowa 2669. JW 2669 to numer Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych, formacji podlegającej Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Faktycznie, ośrodka w Kiejkutach strzegli umundurowani żołnierze jednostki.
W ośrodku w Starych Kiejkutach obowiązywał wojskowy dryl - poranne pobudki, apele, przymusowa gimnastyka, meldowanie się i prężenie przed oficerami. Niektórzy codzienność w Kiejkutach znosili kiepsko, chociaż mieszkali tutaj jak w luksusowym hotelu. Spali w pokojach po dwóch. Niektórych kolegów, szczególnie tych z prowincji, onieśmielał standard, kafelki, boazerie, terakota. Stołówka przypominała wysokiej klasy restaurację, usługiwali eleganccy kelnerzy, a do wyboru było zawsze kilka dań. Jadano obficie i smacznie. Słuchacze mogli wieczorami korzystać z obficie zaopatrzonego barku.