Sam zmienił koło w samochodzie - to wywarło na niej duże wrażenie
Jak doszło do spotkania Polaka i Amerykanki? Kiedy po powrocie do kraju w 1989 r. Sikorski zastanawiał się, czym się zająć, jego znajomy, ówczesny szef działu europejskiego "The Economist" Daniel Franklin, powiedział, że ich tygodnik ma w Warszawie korespondentkę, Amerykankę, ale ona wychodzi wkrótce za mąż i wraca do Stanów, więc na jej miejscu będzie wakat. Zasugerował Sikorskiemu, żeby ją odwiedził, a może uda mu się przejąć po niej posadę. Szef MSZ poszedł za tą radę i w ten sposób poznał przyszłą żonę.
"Była wtedy ze mną moja pierwsza miłość. Razem poszliśmy na Piwną na Starym Mieście w Warszawie, gdzie mieszkała Anna, bo to ona była tą korespondentką. Skojarzyliśmy, że studiowała na Oksfordzie w tym samym czasie co ja, ale jakoś nigdy się tam nie poznaliśmy, choć ustaliliśmy, że bywaliśmy na tych samych imprezach" - wspominał. Umówili się, że pojadą we troje do Kazimierza nad Wisłą, lecz dziewczyna ministra się rozchorowała i powiedziała, żeby jechali sami. "Wziąłem poloneza mojego ojca i pojechaliśmy. Traf chciał, że w drodze złapaliśmy gumę. Umiałem sam zmienić koło w samochodzie i moja teoria jest taka, że właśnie to wywarło wtedy na Ani duże wrażenie. Ale nasza znajomość nadal miała charakter wyłącznie dziennikarski" - opowiadał o początkach tej znajomości w wywiadzie-rzece.
Jak ujawnił w rozmowie-rzece Sikorski, jego rodzice słyszeli nazwisko jego przyszłej żony jeszcze zanim on sam ją poznał. Jak to możliwe? "Tuż po przybyciu do Polski poprosiła, na zlecenie 'Wall Street Journal', o wywiad z ówczesnym premierem, Mieczysławem Rakowskim. Wyśmiała wówczas koncepcję Rakowskiego, że w Polsce będzie demokracja, ale bez legalizacji Solidarności. Stała się przez to negatywnym bohaterem jednej z godzin nienawiści rzecznika rządu PRL Jerzego Urbana, co automatycznie zapewniło jej sympatię moich rodziców" - zdradzał.