"Wydaje się być w porządku, ale jest jakiś mały"
W 1999 r. Borys Jelcyn oraz ludzie z jego najbliższego otoczenia znaleźli się w niełatwym położeniu. Jelcyn od dawna był poważnie chory i w szybkim tempie tracił popularność. Miał za sobą kilka ataków serca, a w 1996 r., krótko po zdobyciu fotela prezydenckiego na drugą kadencję, przeszedł poważną operację kardiologiczną. Większość ludzi wierzyła, że miał poważne problemy z alkoholem, z kolei najbliżsi prezydentowi utrzymywali cały czas, że nagłe napady braku orientacji czy zamykania się w sobie miały ścisły związek z jego stanem zdrowia. Rozpoczęły się rozpaczliwe poszukiwania następcy prezydenta. Lista kandydatów nie była długa. Putin wydawał się idealnym kandydatem na marionetkowego prezydenta, posłusznego we wszystkim oligarchom. Zmarły w 2013 r. w Londynie Borys Bieriezowski (zaliczany do tzw. rodziny kremlowskiej jako bliski współpracownik prezydenta Borysa Jelcyna, skłócony z Putinem, od 2001 r. przebywał na emigracji) utrzymywał, że Putin był jego osobistym protegowanym.
To Bieriezowski miał wystąpić z oficjalną propozycją, można powiedzieć: oświadczył się kandydatowi w imieniu kraju. W lipcu 1999 r. poleciał do znajdującego się na południowym zachodzie Francji Biarritz, gdzie Putin spędzał wakacje. "Wcześniej uprzedziłem go telefonicznie, że chciałbym omówić z nim ważną sprawę", wspominał biznesmen w "Człowieku bez twarzy". "Gdy dotarłem na miejsce, okazało się, że cała rodzina Putinów: Władimir, jego żona i dwie córki, wtedy jeszcze młodziutkie dziewczyny, wynajmowała bardzo skromne mieszkanie w ośrodku wczasowym czy niewielkim apartamentowcu. Mała kuchnia i sypialnia, najwyżej kilka metrów. Naprawdę bardzo skromnie". Rosyjscy milionerzy, a Putin niewątpliwie zaliczał się już do tego grona, mieli wtedy w zwyczaju wynajmować na wakacje wielkie wille na Lazurowym Wybrzeżu. To wyjaśnia, dlaczego Bieriezowski był pod tak wielkim wrażeniem nieokazałego lokum Putinów. "Rozmawialiśmy cały dzień. Wreszcie powiedział: 'Dobrze, spróbujemy, ale sam rozumiesz, że muszę usłyszeć tę
propozycję od samego Borysa Nikołajewicza (Jelcyna)'". Bieriezowski zapewnił, że Jelcyn wie o wszystkim. "W końcu uległ. Wróciłem do Moskwy i przekazałem szczegóły rozmowy Jumaszewowi. Kilka dni później - trudno mi teraz powiedzieć, ile dokładnie - Putin przyleciał do Moskwy i spotkał się z Borysem Nikołajewiczem" - relacjonował. "Reakcja tego ostatniego była co najmniej dziwna. Pamiętam, jak powiedział mi: 'Wydaje się być w porządku, ale jest jakiś mały'".