Powstańcza codzienność
"Woda stała się towarem deficytowym, a zabiegi higieniczne niedostępnym luksusem. Szerzyły się czerwonka, wszawica i świerzb, szczególnie cierpiały dziewczęta z trudem przystosowujące się do sytuacji.
Z kulinarnego punktu widzenia podzieliłbym powstanie na następujące okresy - zauważył ironicznie Jan Kurdwanowski ("Krok"). - Okres wolski - grochówka i papierosy, okres wczesno-staromiejski - konserwy i koniak, okres późno-staromiejski - cukier, okres śródmiejski - sago, okres czerniakowski (schyłkowy) - woda z Wisły".
Prawdziwym postrachem powstańczego menu okazała się zupa-pluj gotowana z niełuskanego jęczmienia ze składów browaru Haberbuscha i Schiele. Zupa zawdzięczała swą nazwę temu, że w czasie jedzenia trzeba było stale wypluwać łupiny" - relacjonuje autor.
Powstańcy nie byli jednak wegetarianami, a ich młode organizmy domagały się mięsa. Gdy skończyły się zapasy konserw, wybito konie - ostatnie sztuki zniknęły ze stolicy w połowie września. Pozostały jednak inne zwierzęta domowe. (...)
Spożycie psiego mięsa stało się tak powszechne, że w wielu powstańczych relacjach są o tym wzmianki. Był to czas, kiedy rządziła wyższa konieczność, w obliczu głodu znikały przyzwyczajenia kulturowe".