"Odkąd Pan wezwał mnie nędznego, nie czuję już przynależności do czegokolwiek"
W jednej z notatek, 20 marca 1898, czytamy: "Myślałem, że do tej pory stanę się już świętym, a tymczasem jestem takim samym nędznikiem, jakim byłem".
Kilkadziesiąt lat później, pisał: "Uprzejmość, spokój i niewzruszona cierpliwość. Muszę zawsze o tym pamiętać, że 'słowo łagodne uśmierza gniew'. (...) Prostota i bezpretensjonalność nic mnie nie kosztują. Jest to wielka łaska, jaką Pan mi wyświadcza. Chcę nadal iść tą drogą, by stać się jej godnym".
Wiele miejsca, jeszcze nim został papieżem, poświęcał też rozważaniom o śmierci: "Mój koniec się zbliża wraz z przemijaniem dni mego życia. Muszę raczej myśleć o bliskiej już śmierci i troszczyć się o to, by była dobra, niż zabawiać się mrzonkami o długim jeszcze życiu".
Krótko po wyborze na Stolicę Piotrową zanotował: "Odkąd Pan wezwał mnie nędznego do tak wysokiej służby, nie czuję już przynależności do czegokolwiek na tym świecie: do rodziny, ojczyzny ziemskiej, narodu, jakiegoś kierunku naukowego, do projektów, choćby i dobrych. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, uważam się tylko za niegodnego i pokornego 'sługę Bożego i sługę sług Bożych'. Cały świat jest moją rodziną".