Dubieniecki ostro do Szczypińskiej: proponuję włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem
W maju 2010 r. Dubieniecki zadeklarował chęć startu w wyborach parlamentarnych z listy PiS. To oświadczenie wywołało sensację, bo mąż Marty Kaczyńskiej przez długi okres angażował się w kampanie SLD i wspierał lewicę. Kilka lat wcześniej z list SLD startował w wyborach samorządowych do Rady Miasta Kwidzyna (zdobył tylko 34 głosy). Działał też w Stowarzyszeniu Ordynacka. Miesiąc przed smoleńską tragedią uczestniczył w zjeździe stowarzyszenia, na którym gościem był Aleksander Kwaśniewski. "Pani wyraża zdziwienie, że nie będę startował z list SLD? Chciałbym startować z list PiS po to, aby łączyć, nie dzielić. Po to, by wpisać się w ciąg myślenia o Polsce, jakie wyrażał Lech Kaczyński. Osobiście czuję, że jestem mu winien pomoc w kontynuowaniu tego, co zapoczątkował" - mówił w wywiadzie dla "Polski". Próbą politycznej siły miały być wybory samorządowe, w których zamierzał kandydować do pomorskiego Sejmiku z pierwszego miejsca w okręgu gdyńsko-słupskim. Ostatecznie jednak żadnej propozycji z PiS nie otrzymał.
Po wyborach rozliczał szefów okręgowych struktur PiS za przegraną. We wrześniu 2010 r. napisał ostry list do Jolanty Szczypińskiej. "Pani wypowiedzi naruszają moje dobre imię" - zaczął zięć zmarłego prezydenta. "(...) Czas chyba podjąć decyzję dobrą i właściwą dla dobra partii i podać się do dymisji". "Polityka nie składa się tylko z tego, że zna Pani Prezesa Jarosława Kaczyńskiego i powołuje się na niego" - dodawał Dubieniecki.
Końcówka listu była jeszcze ostrzejsza: "Nie chcę jako wyborca, aby reprezentował mnie w Sejmie ktoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć z zakresu gospodarki, a jedynie potrafi mącić we własnej partii, którą doprowadza na skraj upadku. Myślę, że samej Pani będzie ciężko wskazać osiągnięcia jako przewodniczącej w ostatnich latach poza jednym - że udało się Pani zostać przewodniczącą. (...) proponuję powrócić do starych tradycji i włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem dla podtrzymania dobrego humoru mieszkańców" - tymi słowami kończył swój list, nawiązując do frywolnych zdjęć posłanki z duchownym, które ukazały się w prasie.
W kolejnych wywiadach i wypowiedziach dla prasy Dubieniecki dawał do zrozumienia, że widzi się jeśli nie w roli następcy Jarosława Kaczyńskiego, to przynajmniej w kręgu ścisłej czołówki liderów tej partii. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" grzmiał: "Żaden Kurski w duecie z Ziobrą nie są w stanie zastąpić Jarosława Kaczyńskiego". Gdy został pełnomocnikiem swojej żony w smoleńskim śledztwie, publicznie krytykował działania Prokuratury Wojskowej w Warszawie, zapowiadając, że chce złożyć stosowne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Potem głośno wojował o to, by jego żona Marta Kaczyńska otrzymała jedynkę na listach do europarlamentu. Po tej publicznej wypowiedzi głos zabrała jego żona, która na swoim blogu napisała, że nie ma zamiaru kandydować. W styczniu 2011 r. w rozmowie z WP Dubieniecki znów zapowiadał swój start w wyborach parlamentarnych. Chciał dostać jedynkę na pomorskiej liście PiS. Z tych planów również nic nie wyszło. W lutym 2011 r.
Kaczyńska postanowiła odsunąć męża od reprezentowania jej w sprawie smoleńskiej katastrofy. Wówczas zaczęto przebąkiwać, że między małżonkami pojawiła się rysa.