Tajemnice Marcina Dubienieckiego

Burzliwe życie męża Marty Kaczyńskiej...

Obraz

/ 10Tajemnice Marcina Dubienieckiego

Obraz
© PAP / Paweł Supernak

Adwokat Marcin Dubieniecki, który usłyszał zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, wyłudzenia ponad 13 mln zł z PFRON i prania brudnych pieniędzy, nie po raz pierwszy stał się bohaterem medialnych serwisów. Prawnik już wcześniej łączony był przez dziennikarzy ze światem przestępczym. Na pierwszych stronach gazet lądował też za sprawą burzliwej historii swojego małżeństwa z Martą Kaczyńską. Tego o Marcinie Dubienieckim nie wiedziałeś!

Urodzony w 1980 r., syn znanego pomorskiego działacza SLD Marka Dubienieckiego, po raz pierwszy pojawił się w przestrzeni publicznej 13 kwietnia 2010 r., towarzysząc swojej żonie Marcie Kaczyńskiej w ceremonii powitania trumny z ciałem jej ojca, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niecały miesiąc później, 4 maja na łamach dziennika "Polska" udzielił swojego pierwszego wywiadu. Tłumaczył, że dotąd prowadzili z Martą spokojne życie, ale wszystko zmieniła katastrofa smoleńska.

To były jego początki w mediach, właściwa kariera zaczęła się dobre kilka lat wcześniej. W lipcu 2010 r. jego dotychczasowym dokonaniom przyjrzała się "Polityka". Tygodnik przytoczył krążącą w Kwidzynie (rodzinnym mieście Dubienieckiego) anegdotę o przyczynach, dla których Dubienieckiego o mało nie wyrzucono z liceum. "Jego kolega był zazdrosny o swoją byłą dziewczynę. Pojechali w kilku do jej nowego chłopaka. Postraszyli go. Chłopak poskarżył się w szkole. Marcina przy straszeniu nie było, robił tylko za kierowcę. Ale kłopoty mieli wszyscy uczestnicy wypadu" - utrzymuje Marek Dubieniecki. Według jego relacji Marcin skończył liceum z czerwonym paskiem i bez problemu dostał się na prawo. Rozpoczął studia w prywatnej uczelni w Warszawie, a po pierwszym roku przeniósł się na Uniwersytet Gdański. W czasie studiów związał się z Aleksandrą Kozdroń, córką kwidzyńskiego posła PO. Studia ukończył w 2006 r. Swoją pierwszą pracę zdobył jeszcze w trakcie studiów - został kierownikiem filii Powiślańskiego Banku
Spółdzielczego w Gdańsku w 2005 r. Jak sugerowała "Polityka", pracę dostał dzięki ojcu swojej partnerki: "Jerzy Kozdroń jako radca prawny świadczył usługi na rzecz Powiślańskiego Banku Spółdzielczego w Kwidzynie. Dubieniecki został pełniącym obowiązki kierownika filii PBŚ w Gdańsku. Pracował niecałe pół roku, do maja 2005 r. Zapewne to zbieg okoliczności, że stracił posadę po rozstaniu z Kozdroniówną".

W 2006 r. Dubieniecki rozpoczął aplikację adwokacką w kancelarii swojego ojca. Obsługiwał wielkie koncerny takie jak Philips i Jabil Circut Poland. Był również prezesem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, potem wiceprezesem Stowarzyszenia Absolwentów Uniwersytetu Gdańskiego ds. sponsorów i darczyńców.

(js)

/ 10Kaczyński nie przyszedł na ich ślub

Obraz
© PAP / Radek Pietruszka

Kiedy 21 kwietnia 2007 r. Dubieniecki brał ślub z Martą Kaczyńską, Jarosław Kaczyński nie pojawił się na uroczystości, tak samo jak jego matka Jadwiga Kaczyńska. Tabloidy nie miały wątpliwości, że Kaczyński nie akceptował powiązań nowego męża bratanicy z lewicą. Poza tym przeszkadzało mu, że ojciec małżonka Marty Kaczyńskiej przed swoją karierą w SLD, służył w organach bezpieczeństwa PRL, należał do PZPR.

Inaczej nieobecność Kaczyńskiego tłumaczył sam Dubieniecki w lutym 2011 r.: "Jarosław Kaczyński nie był na naszym ślubie tylko dlatego, że opiekował się chorą babcią i późno wrócił z Lizbony". "Jego nieobecność na naszym ślubie nie była aktem dezaprobaty dla wyboru Marty, jej rozwodu czy mojej osoby, jak fałszywie próbują wmówić opinii społecznej media. Mam bardzo dobre relacje z Jarosławem Kaczyńskim, czego boją się niektórzy działacze PiS" - zapewniał Dubieniecki.

Jarosław Kaczyński w wydanej tuż przed wyborami w 2011 r. książce "Polska naszych marzeń" o małżeństwie Marty z Dubienieckim napisał wymownie: "Dla młodej kobiety (rozwód) to było straszne przeżycie. I to pewnie doprowadziło do drugiego, bardzo szybkiego małżeństwa".

/ 10"To był grom z jasnego nieba"

Obraz
© PAP / Leszek Szymański

Od wybuchu afery córka Lecha Kaczyńskiego nie komentowała sprawy. W niedzielę, kilka godzin po zatrzymaniu przez CBA jej męża, zabrała córki: 12-letnią Ewę i 8-letnią Martynę na spacer. A od wtorku wróciła do swojej pracy, do prowadzenia kancelarii prawnej w Sopocie. Wiadomo, że na aferze z udziałem swojego męża nie straci ani nie będzie ponosić finansowej odpowiedzialności za jego czyny. Jakiś czas temu małżonkowie zawarli bowiem intercyzę małżeńską i mają rozdzielność majątkową.

Para, która obecnie jest w separacji, miała się poznać latem 2006 r. w Darłówku na imprezie po szkoleniu dla aplikantów adwokackich przy stoliku... do gry w Black Jacka, jeszcze przed rozwodem Marty z jej pierwszym mężem Piotrem Smuniewskim (Kaczyńska twierdziła, że małżeństwo było już wówczas skończone. "Byłam kobietą samotną" - mówiła w wywiadzie dla "Gali" w czerwcu 2010 r., a Dubieniecki dodawał: "Mąż od niej wcześniej odszedł i założył rodzinę").

"W pewnym momencie zobaczyłam, że ktoś się do mnie uśmiecha. I nad tym stołem nasze spojrzenia się skrzyżowały... To było niesamowite. Muszę powiedzieć, że to był grom z jasnego nieba" - wspominała początki swojego związku z Dubienieckim w tym samym wywiadzie. Wedle jej relacji, para przegadała całą noc. "Marcin natychmiast obwieścił mi, że zostanie premierem. Rozmawialiśmy głównie o polityce" - wtrąciła córka Lecha Kaczyńskiego. Następnego dnia prawnik zaprosił Martę do siebie na spaghetti carbonara. "Powoli zaczynałam czuć, że jestem 'znokautowana'..." - mówiła.

Kilka miesięcy później nowego partnera przedstawiła rodzicom w Juracie. Wtedy też Maria i Lech Kaczyńscy dowiedzieli się, że po raz drugi zostaną dziadkami. Dubieniecki: "Pamiętam, to było 10 grudnia 2006 r. W ośrodku w Juracie Marta przedstawiła mnie rodzicom. Powiedzieli, że jeżeli jesteśmy szczęśliwi, to oni też. Siedzieliśmy po kolacji. Dochodziła 21. Było miło. I wtedy powiedziałem: 'Jest jeszcze coś, panie prezydencie, co chciałbym panu zakomunikować. Pana córka jest w ciąży'. Dobrze, że prezydent trzymał wtedy w ręku szklankę z wodą, bo przez chwilę nie mógł powietrza złapać. Po chwili powiedział: 'Skończ z tym prezydentem. Jesteś naszym synem'". 21 kwietnia 2007 r. para wzięła ślub. Zamieszkali w blisko 130-metrowym mieszkaniu prezydenckiej pary w Sopocie.

W październiku 2012 r. wyszło jednak na jaw, że Dubieniecki jest również ojcem najstarszej córki Kaczyńskiej - wówczas 9-letniej Ewy - którą wychowywała z pierwszym mężem. "Jestem prawnie i faktycznie ojcem mojego dziecka" - wyznał w sensacyjnym wywiadzie dla "Newsweeka". Okazało się, że zaraz po rozwodzie ze Smuniewskim, Kaczyńska złożyła w prokuraturze wniosek o tzw. zaprzeczenie ojcostwa. Kaczyńska i Dubieniecki musieli się więc poznać jeszcze na studiach na Uniwersytecie Gdańskim (byli na jednym roku). Na tej samej uczelni ekonomię studiował Smuniewski, którego Marta poślubiła, kiedy była na drugim roku, rok później urodziła córkę. W 2010 r. Marta przyznawała się jedynie do tego, że z Dubienieckim "widywali się na studiach": "Pamiętam, jak wspólnie zaliczaliśmy ćwiczenia. W trakcie odpowiedzi na pytania Marcin stwierdził, że on koniecznie musi uzyskać zaliczenie, bo jedzie na narty. Pomyślałam: 'Ale ma chłopak tupet. Jest bezczelny. Ale szczery'".

/ 10Lech Kaczyński będzie musiał "zdekomunizować i odesbeczyć swoją rodzinę"

Obraz
© East News / Reporter / Wojciech Stożyk

Tygodnik "Nie" kpił, że Lech Kaczyński będzie musiał "zdekomunizować i odesbeczyć swoją rodzinę", ale w wywiadzie z "Galą" w czerwcu 2010 r. Dubieniecki zapewniał, że ani Lech, ani Jarosław Kaczyński nie mieli problemu z agenturalną przeszłością jego ojca: "Powiedziałem panu prezydentowi od razu w czasie pierwszej rozmowy, że tata był w służbach. On się tylko upewnił: 'Ojciec nie był w SB? To pewnie był w MSW, w inspektoracie II. To jest kontrwywiad. Poza tym pan nie ponosi odpowiedzialności za decyzje pana ojca'. Wszystkie święta, które spędzaliśmy razem z dwiema rodzinami, upływały w bardzo przyjaznej atmosferze. Nie było żadnych zgrzytów między moim ojcem a ojcem Marty, czy moim ojcem a stryjem Jarosławem".

/ 10Dubieniecki ostro do Szczypińskiej: proponuję włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem

Obraz
© PAP / Tomasz Gzell

W maju 2010 r. Dubieniecki zadeklarował chęć startu w wyborach parlamentarnych z listy PiS. To oświadczenie wywołało sensację, bo mąż Marty Kaczyńskiej przez długi okres angażował się w kampanie SLD i wspierał lewicę. Kilka lat wcześniej z list SLD startował w wyborach samorządowych do Rady Miasta Kwidzyna (zdobył tylko 34 głosy). Działał też w Stowarzyszeniu Ordynacka. Miesiąc przed smoleńską tragedią uczestniczył w zjeździe stowarzyszenia, na którym gościem był Aleksander Kwaśniewski. "Pani wyraża zdziwienie, że nie będę startował z list SLD? Chciałbym startować z list PiS po to, aby łączyć, nie dzielić. Po to, by wpisać się w ciąg myślenia o Polsce, jakie wyrażał Lech Kaczyński. Osobiście czuję, że jestem mu winien pomoc w kontynuowaniu tego, co zapoczątkował" - mówił w wywiadzie dla "Polski". Próbą politycznej siły miały być wybory samorządowe, w których zamierzał kandydować do pomorskiego Sejmiku z pierwszego miejsca w okręgu gdyńsko-słupskim. Ostatecznie jednak żadnej propozycji z PiS nie otrzymał.

Po wyborach rozliczał szefów okręgowych struktur PiS za przegraną. We wrześniu 2010 r. napisał ostry list do Jolanty Szczypińskiej. "Pani wypowiedzi naruszają moje dobre imię" - zaczął zięć zmarłego prezydenta. "(...) Czas chyba podjąć decyzję dobrą i właściwą dla dobra partii i podać się do dymisji". "Polityka nie składa się tylko z tego, że zna Pani Prezesa Jarosława Kaczyńskiego i powołuje się na niego" - dodawał Dubieniecki.

Końcówka listu była jeszcze ostrzejsza: "Nie chcę jako wyborca, aby reprezentował mnie w Sejmie ktoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć z zakresu gospodarki, a jedynie potrafi mącić we własnej partii, którą doprowadza na skraj upadku. Myślę, że samej Pani będzie ciężko wskazać osiągnięcia jako przewodniczącej w ostatnich latach poza jednym - że udało się Pani zostać przewodniczącą. (...) proponuję powrócić do starych tradycji i włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem dla podtrzymania dobrego humoru mieszkańców" - tymi słowami kończył swój list, nawiązując do frywolnych zdjęć posłanki z duchownym, które ukazały się w prasie.

W kolejnych wywiadach i wypowiedziach dla prasy Dubieniecki dawał do zrozumienia, że widzi się jeśli nie w roli następcy Jarosława Kaczyńskiego, to przynajmniej w kręgu ścisłej czołówki liderów tej partii. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" grzmiał: "Żaden Kurski w duecie z Ziobrą nie są w stanie zastąpić Jarosława Kaczyńskiego". Gdy został pełnomocnikiem swojej żony w smoleńskim śledztwie, publicznie krytykował działania Prokuratury Wojskowej w Warszawie, zapowiadając, że chce złożyć stosowne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Potem głośno wojował o to, by jego żona Marta Kaczyńska otrzymała jedynkę na listach do europarlamentu. Po tej publicznej wypowiedzi głos zabrała jego żona, która na swoim blogu napisała, że nie ma zamiaru kandydować. W styczniu 2011 r. w rozmowie z WP Dubieniecki znów zapowiadał swój start w wyborach parlamentarnych. Chciał dostać jedynkę na pomorskiej liście PiS. Z tych planów również nic nie wyszło. W lutym 2011 r.
Kaczyńska postanowiła odsunąć męża od reprezentowania jej w sprawie smoleńskiej katastrofy. Wówczas zaczęto przebąkiwać, że między małżonkami pojawiła się rysa.

/ 10Kaczyński broni Dubienieckiego: adwokaci spotykają się także ze skazanymi, na tym polega ten zawód

Obraz
© AKPA / Michał Baranowski

Kaczyńska i Dubieniecki mieli się rozwieść już kilka razy, ostatnio wiosną tego roku, ale sprawa znów została zawieszona. Stryj miał odradzać bratanicy rozwód w przededniu kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, bo mógłby on negatywnie wpłynąć na notowania PiS. Później na przeszkodzie stanęły wybory samorządowe, następnie - prezydenckie i parlamentarne. Formalnie więc wciąż są małżeństwem, chociaż żyją osobno. Kaczyńską widziano już w towarzystwie innych mężczyzn, Dubieniecki zaś związał się z byłą żoną Artura Boruca, z którą zatrzymano go w niedzielę.

"Jesteśmy trochę jak ogień i woda. Marcin jest bardzo porywczy, chociaż ja też nie jestem pozbawiona temperamentu. Z czasem nabrałam spokoju. Chłodzę rozgrzane do czerwoności emocje męża. Marcin bardzo pędzi, jak większość nas teraz. Poza tym muszę być poważniejsza. W końcu jestem o pół roku starsza!" - tak Marta Kaczyńska opisywała różnice charakterów, jakie są pomiędzy nią a mężem w "Gali".

W wywiadzie dla WP z kwietnia 2011 r. Kaczyński zapytany o to, jaki jest jego stosunek do męża Marty, odpowiedział: "Broniłem go, bo stał się ofiarą nagonki. Nie wytrzymałem, gdy dowiedziałem się, że zorganizowano obławę - kilka radiowozów i paparazzich - którzy śledzili go od momentu, gdy wszedł do restauracji. Choć alkomat nic nie wykazał, wyszło na to, że jest pijakiem, który siada za kółkiem po spożyciu alkoholu" (Jarosławowi Kaczyńskiemu chodziło o publikację "Super Expressu", który napisał, że Dubieniecki jeździł autem bez prawa jazdy i po wypiciu alkoholu).

Kaczyńskiego nie zbulwersowały też opublikowane przez "Super Express" zdjęcia Dubienieckiego przechadzającego się po molo z Krzysztofem T., skazanym za gwałt: "Adwokaci spotykają się także ze skazanymi, na tym polega ten zawód. Gdybym ja był adwokatem, co teoretycznie było możliwe, także musiałbym się spotykać z setkami, jeśli nie tysiącami takich osób (...) Po sprawie z tą widowiskową kontrolą policji, doszedłem do wniosku, że nie jest tak, jak o nim mówią. Wielu wybitnych adwokatów - jak śp. mecenas Tadeusz de Virion czy premier Jan Olszewski - nieraz widywali się z osobami skazanymi".

/ 10Dubieniecki do dziennikarza: niech się pan ode mnie odpier...

Obraz
© East News / Przemysław Stoppa

Dubieniecki "zasłynął" również atakowaniem dziennikarzy. "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni. Niech pan się ode mnie odpier... i niech pan do mnie nie dzwoni, tak? Do widzenia" - rzucił w lutym 2011 r. Dubieniecki przez telefon do dziennikarza "Dziennika Bałtyckiego", który dopytywał o jego kontakty biznesowe. W tej sprawie Okręgowa Rada Adwokacka w Gdańsku wszczęła postępowanie sprawdzające wobec męża Marty Kaczyńskiej.

Zawierająca wulgaryzm wypowiedź adwokata była kolejną, która wprawiła w osłupienie środowisko prawnicze. Oburzenie wywołał również jego komentarz do ustaleń "Polityki", która poinformowała, że otwiera kancelarię prawną wspólnie z radcą prawnym Jackiem M., oskarżonym w aferze z zakupem działki pod ambasadę Egiptu w Polsce. Dubieniecki, zaatakowany przez media, bronił wspólnika. Wiedział o jego sprawie karnej, ale uważa, że to jeden z lepszych radców prawnych w Polsce. "Czy ja będę prowadził kancelarię z panem M., czy z gangsterem Słowikiem, to moja prywatna sprawa" - odpowiedział adwokat dziennikarce tygodnika. Wypowiedź ta została uznana przez prof. Piotra Kruszyńskiego za wyraz pogardy dla samorządu adwokackiego.

Słowa bardzo nie spodobały się też Jarosławowi Kaczyńskiemu: "O to zdanie miałem duże pretensje do Marcina, ale cóż mogę zrobić? Czy ja jestem jego zwierzchnikiem? Czy mogę powiedzieć Marcie: rozstań się z nim? Przecież to nie moja sprawa. Poza tym jestem katolikiem i trwałość rodziny jest dla mnie fundamentalną wartością. No i są dzieci, a o nie zawsze trzeba dbać w pierwszej kolejności" - mówił w rozmowie z WP w kwietniu 2011 r.

W styczniu 2012 r. - o czym pisał "Super Express", publikując fotografie z zajścia - Dubieniecki poturbował w Gdyni-Orłowie fotoreportera. Kilka miesięcy wcześniej tabloidy rozpisywały się o jego szalonym rajdzie w Trójmieście, kiedy to Dubieniecki - jeszcze tego samego dnia, gdy stracił prawo jazdy za przekroczenie limitu punktów karnych - wsiadł za kółko i zaczął uciekać, kiedy policjanci próbowali zatrzymać go do kontroli.

/ 10Andrzej Duda: nie wiedziałem o relacjach obu panów

Obraz
© AKPA / Jacek Kurnikowski

Dubieniecki prowadził bardzo aktywną działalność gospodarczą: rejestrował spółki, bywał prezesem tych spółek albo był w ich radzie nadzorczej. Wiele z tych spółek było rejestrowanych w rajach podatkowych, głównie na Cyprze. Działał w bardzo wielu branżach: od nieruchomości poprzez handel samochodami, doradztwo finansowe i ubezpieczeniowe, aż po branżę paliwową (prócz tego prowadzi jeszcze własną kancelarię prawną w Kwidzynie). Jedną z takich spółek Dubieniecki założył 15 maja 2009 r. z Adamem S. Wcześniej Adam S. został skazany na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Przed sądem Adama S. reprezentował ojciec Marcina Dubienieckiego, Marek Dubieniecki. Biznesmen z Kwidzyna na Pomorzu przyznał się do wyłudzenia 120 tys. zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Adam S., z wyrokiem w zwieszeniu, dalej prowadził swój biznes. Zwrócił pieniądze, ale dalej miał kłopotliwy zapis w papierach. 5 lutego 2009 r. do Kancelarii Prezydenta wpłynął wniosek o jego ułaskawienie. 9 czerwca 2009 r., trzy tygodnie po założeniu spółki z Marcinem Dubienieckim, Adam S. został ułaskawiony przez prezydenta - okres zawieszenia został skrócony do roku, a samo skazanie zatarte.

Andrzej Duda, który był w tamtym czasie ministrem w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zapewniał, że nie wiedział o relacjach obu panów. "Jestem gotów to zeznać pod przysięgą" - zarzekał się Duda. To właśnie on, razem z Piotrem Kownackim, ówczesnym szefem Kancelarii Prezydenta, zwracał się do Prokuratora Generalnego w sprawie ułaskawienia Adama S.

Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla WP z kwietnia 2011 r. tak wyjaśniał sprawę ułaskawienia: "Nie tylko było zgodne z prawem, ale również z regułami, które mój brat stosował. Chodziło, zdaje się, o niezapłacone podatki czy też składki ZUS czy jakieś wyłudzone ulgi, ale ten człowiek oddał pieniądze i zapłacił grzywnę. Karę więzienia miał w zawieszeniu, a ułaskawienie to w praktyce wykreślenie z rejestru skazanych. Prowadzi zakład, gdzie pracują niepełnosprawni i konieczność wpisywania w papierach, że był karany z całą pewnością w prowadzeniu tego zakładu nie pomagała. Był więc interes społeczny przemawiający z ułaskawieniem".

I kontynuował: "Mogę jeszcze dodać, że prowadził działalność charytatywną i to też mogła być przesłanka przemawiająca za ułaskawieniem. Mam jednak dowody na to, że Leszek nie wiedział o powiązaniach tego pana z Marcinem. Dostał materiały kwalifikujące się do ułaskawienia, więc wiedział, co podpisuje. W przeciwieństwie do Wałęsy, który miał zwyczaj podpisywać dokumenty, w ogóle ich nie czytając".

W 2009 r. Marcin Dubieniecki sprzedał Adamowi S. wszystkie udziały w innej swojej spółce - DDGS Chemical Investments. Dubieniecki założył ją z Robertem Drabą - byłym szefem kancelarii prezydenta Kaczyńskiego.

Według dokumentów KRS, Dubieniecki Adamowi S. sprzedał także inną spółkę. To Megii Food Technology, gdzie od 21 grudnia 2009 r miał 100 proc. udziałów. 29 czerwca 2010 r. wszystkie sprzedał Adamowi S. Ten był w ich posiadaniu do 28 października 2010 r.

/ 10Kilkadziesiąt tys. zł za obietnicę ułaskawienia?

Obraz
© East News / Łukasz Kalinowski

O Dubienieckim było też głośno, gdy w maju 2010 r. "Gazeta Wyborcza" wytoczyła przeciwko niemu ciężkie działa, zarzucając mu próbę wyłudzenia pieniędzy z wrocławskiej SKOK. Dubieniecki bronił się: "Afera SKOK była wydmuszką skonstruowaną na potrzeby uderzenia za moim pośrednictwem w Jarosława Kaczyńskiego". Zapewniał, że w tej sprawie występował wyłącznie jako adwokat.

We wrześniu 2010 r. "Super Express" napisał z kolei, że przyjął on kilkadziesiąt tysięcy złotych za przygotowanie wniosków o ułaskawienie przestępcy skazanego na 11 lat więzienia - Krzysztofa S. W ten sposób, zdaniem "SE", adwokat miał Krzysztofowi S. pomóc w wyjściu na wolność. Na dowód gazeta opublikowała fakturę wystawioną przez kancelarię ojca Dubienieckiego.

"Nie brałem pieniędzy za jakąkolwiek obietnicę ułaskawienia, ale za rzetelnie wykonaną prace na rzecz klienta. Było dla mnie oczywistą sprawą, że byłby konflikt interesów, gdybym to ja składał wniosek - a to klient sam składał wniosek. Trudno mi mówić o konflikcie" - mówił wtedy Dubieniecki w radiu TOK FM.

10 / 10Rozwodził nową partnerkę, wywalczył jej i synowi 17 tys. zł alimentów

Obraz
© East News / Reporter / Wojciech Stożyk

W marcu 2011 r. "Gazeta Wyborcza" napisała z kolei, że mąż Marty Kaczyńskiej zarejestrował na siebie spółkę, która de facto należy do Tomasza M. pseudonim "Matucha", skazanego za kierowanie grupą przestępczą.

Teraz Dubieniecki będzie odpowiadał za kierowanie grupą przestępczą, wyłudzenie ponad 13 mln zł z PFRON i pranie brudnych pieniędzy. Jego partnerce w życiu i biznesie, byłej żonie Artura Boruca - Katarzynie M. (Dubieniecki reprezentował ją w sprawie rozwodowej - wywalczył jej i synowi bardzo wysokie alimenty - 17 tys. zł miesięcznie) prokuratura zarzuciła udział w zorganizowanej grupie przestępczej, wyłudzenia i pranie brudnych pieniędzy. Podczas przesłuchania Dubieniecki - jako jedyny z zatrzymanych - skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. W oświadczeniu przekazanym PAP jego obrońca adwokat Łukasz Rumszek oświadczył, że jego klient jest niewinny i wyraża zgodę na podawanie pełnych danych w postaci imienia i nazwiska oraz wizerunku. Dubienieckiemu i M. grozi do 10 lat więzienia.

(js)

Na zdjęciu: Marcin Dubieniecki w swoim Porsche 911.

Wybrane dla Ciebie
Opóźnienia na lotnisku w Soczi: pasażerowie uwięzieni przez drony
Opóźnienia na lotnisku w Soczi: pasażerowie uwięzieni przez drony
Zaczęli jednocześnie wyprzedzać. Tragedia na drodze w Stanowicach
Zaczęli jednocześnie wyprzedzać. Tragedia na drodze w Stanowicach
Litwa alarmuje: rośnie presja z Białorusi
Litwa alarmuje: rośnie presja z Białorusi
Śmierć na papierze. Niepokojące zjawisko w Szwecji
Śmierć na papierze. Niepokojące zjawisko w Szwecji
Wenezuela prosi o pomoc Putina. Zdecydowana reakcja Rosji
Wenezuela prosi o pomoc Putina. Zdecydowana reakcja Rosji
Śmiertelny wypadek. 48-latek potrącony przez ładowarkę
Śmiertelny wypadek. 48-latek potrącony przez ładowarkę
Halloweenowy żart, czy przesada? Ogłoszenie o "zajęciu komorniczym"
Halloweenowy żart, czy przesada? Ogłoszenie o "zajęciu komorniczym"
Dramatyczna relacja z cmentarza. "Przy śmietnikach ktoś zostawił niepełnosprawną"
Dramatyczna relacja z cmentarza. "Przy śmietnikach ktoś zostawił niepełnosprawną"
Rosjanie zabili tam 300 osób. Okupanci odbudowali mariupolski teatr
Rosjanie zabili tam 300 osób. Okupanci odbudowali mariupolski teatr
Najpierw deszcz i śnieg. Potem duża zmiana w pogodzie
Najpierw deszcz i śnieg. Potem duża zmiana w pogodzie
"Będą jeszcze mocniejsze". Iran się odgraża ws. obiektów nuklearnych
"Będą jeszcze mocniejsze". Iran się odgraża ws. obiektów nuklearnych
Eksplozja znicza w Koninie. Świadkowie w szoku
Eksplozja znicza w Koninie. Świadkowie w szoku