Głównym bohaterem wieczoru były zabłocone buty - żona generała była wściekła i zażenowana
Matka Moniki Jaruzelskiej, Barbara w młodości była kobietą o spektakularnej urodzie. Gen. Jaruzelski nigdy nie był jednak o nią zazdrosny. Jaka sama przyznaje, generał mógł być spokojny, bo nie interesowało jej nic poza wykształceniem. "Koniecznie chciałam dojść do habilitacji. Moja pierwsza praca magisterska na germanistyce to 'Rozwój dramatu antycznego w kulturze niemieckojęzycznej w Europie'. Więc wybrałam Eurypidesa, bo Sofokles niewiele mógłby mi dać. Opracowałam 'Elektrę' Eurypidesa z dużym sukcesem. Później fragmenty mojej pracy były wykorzystane jako skrypt w NRD i RFN" - opowiada w rozmowie z córką.
Zdaniem córki, Jaruzelscy mają kompletnie różne charaktery. Matkę określa jako niezłomną buntowniczkę, w której samo słowo "pokora" wywołuje agresję. Barbara Jaruzelska nie znosi polityki. "Chyba już do końca w takim przekonaniu zostanę - że nie znoszę polityki i tych różnych meandrów, które mogą nie wiadomo do czego doprowadzić. A poza tym wcale mnie nie interesuje, absolutnie!, co o mnie myślą. Nie znoszę przyjęć - jakieś panowanie salonowe wśród znajomych i nieznajomych. Zawsze to wzbudzało we mnie silną niechęć, dlatego że musiałam rozmawiać z ludźmi, z którymi nie dzieliłam zainteresowań" - wspomina.
Jak to się stało, że zostali parą? Tancerka i wojskowy poznali się podczas koncertu szopenowskiego. Co ciekawe, Jaruzelskiemu podobała się również koleżanka przyszłej żony, która miała na imię Irena. "Dorównywały sobie urodą, ale mama przewyższała tamtą żywością, bystrością i dowcipem. Tak, to już właśnie chyba przesądziło. Potem dowiedziałem się jeszcze, że Irena miała ponoć romans z Bernardem Ładyszem i dziecko..." - tłumaczy swój wybór generał. Wcześniej, podczas wspólnej kolacji w Bristolu, Jaruzelski miał możliwość "jak na targu końskim, pooglądać sobie jedną i drugą".
Barbara Jaruzelska doskonale pamięta okoliczności pierwszego spotkania. Jak mówi, wcale nie były tak romantyczne, jakby się mogło wydawać - miłość od pierwszego wejrzenia na koncercie szopenowskim, gdyż głównym bohaterem wieczoru były... zabłocone buty. Przez nie była wściekła i zażenowana. "Miałam zupełnie ładną sukienkę, czarną z golfikiem. Dopasowaną jak futerał, z tyłu na zameczek. Z cienkiej wełenki, która była wtedy możliwa do kupienia w sklepach z materiałami" - opisuje. Nie była wtedy jeszcze blondynką, ale miała ciemne, dość gęste włosy. "Ale jedno było okropne. Pantofle na tym koncercie. Bardzo praktyczne i wygodne, no ale absolutnie nie pasowały do czarnej wyjściowej sukienki. Tym bardziej że były brązowe. No i jeszcze na tej słoninie..." - wspomina.