W stanie wojennym chciała się zabić
Monika Jaruzelska opisuje swoją próbę samobójczą, do której doszło w lutym 1983 r. Córka gen. Jaruzelskiego połknęła hydroxyzinum, relanium i rivotril - potrzebne tabletki zbierała przez niemal dwa miesiące. Dlaczego targnęła się na swoje życie? "Ojca widywałam rzadko. Był spięty, bez kontaktu, przytłoczony. Mama roztrzęsiona, szlochała lub wybuchała gniewem, skupiona na własnym stanie emocjonalnym. Jeździła często do domu babci w modnej w tamtych czasach podwarszawskiej miejscowości letniskowej Magdalenka. A ja zostałam sama. Znajomi i przyjaciele na studiach, ja zamknięta w czterech ścianach domu, wrogiego i obcego.
Atmosfera napięta, znikąd pomocy. Zapadam się coraz głębiej. Nie pomaga muzyka Bacha, przytulanie ukochanego psa Lorki ani próba czytania książek. Z każdym dniem coraz trudniej. Stan wojenny trwa, kolejne ofiary. Świadomość odpowiedzialności, która ciąży na całej naszej rodzinie. Mam wrażenie, że wszystko, co było dobre, już minęło. Może być tylko gorzej. Życie traci sens? Nie, ono tylko za bardzo boli. Uciec nie ma jak. Poza tym - dokąd? Jedyny sposób, żeby się wydostać z tego cierpienia, to umrzeć. Przynajmniej przestanie boleć. To nie była tragiczna próba zwrócenia na siebie uwagi, komunikat, po którym mi pomogą. Nie miałam takiej nadziei, jak się szybko okaże, całkiem słusznie. Tylko odejść. Samoobsługowa eutanazja bez melodramatu. Zostawiłam list z jednym zdaniem: 'Bądźcie dobrzy dla Lorki'. I tyle" - tak uzasadnia swoją dramatyczną decyzję.