Nie spotykał się z objawami niechęci na ulicy?
W rozmowie z Wronowską i Majewskim gen. Kiszczak twierdził, że nie spotykał się z objawami niechęci na ulicy. Ludzie masowo go ponoć rozpoznawali, zagadywali, pytając kiedy w Polsce wreszcie będzie porządek. Pytany o to, jak wygląda jego dzień, relacjonował: "Wstaję o 9. Śniadanie. 400 metrów spacerku na bazar po zakupy. Jak jest pogoda i czuję się nieźle, to potem idę na dłuższy spacer. Niecała godzina marszu stałą trasą". Jeździł tez na swoją liczącą 800 metrów kwadratowych działkę na Mazurach, z dostępem do jeziora i drewnianym domkiem. Miejsce zostało wybrane z myślą o jego hobby, myślistwie. Po udarze mózgu, w wyniku którego prawie stracił słuch w lewym uchu, już mu się nie oddaje. "Nie mogę sobie pozwolić na strzelanie, bo ogłuchłbym zupełnie. Ale strzelałem dobrze, najlepiej z tzw. podrzutu, czyli z wolnej ręki, bez opierania broni" - opowiadał.
Obecnie od dawna generał sam już nie wychodzi z domu. W maju w towarzystwie żony i syna pojawił się na pogrzebie gen. Wojciecha Jaruzelskiego na wojskowych Powązkach. W sierpniu dał się sfotografować paparazzim, jak bawi się z jamnikiem na działce na Mazurach. I jeszcze jak chodzi w krótkich majtkach, bez koszulki, potyka się o coś, ale nie upada. Tytuły krzyczały: "Wysoki sądzie, Kiszczak zdał test sprawnościowy", "Tak się byczy Kiszczak".
(js)